Urodził mi się syn, więc pierwsze co postawiłem flachę teściowi, którą zaczęliśmy konsumować, aby dziecko było zdrowe. W pewnym momencie wprosił się do nas mój znajomy z pracy, pseudonim Shogun. Pękło nam parę flaszek i wszyscy poszli spokojnie spać. Wstaję rano, kolega jeszcze śpi w pokoju obok, idę do toalety, otwieram drzwi i patrzę, że muszla jest ujebana kałem... Myślę, że teść zaraz wstanie, a tu taki syf, więc trzeba to szybko ogarnąć. Idę do łazienki po jakąś szmatę, otwieram drzwi i widzę ubranie kolegi rozrzucone na podłodze, wanna umazana kupą, mało tego – jeszcze w syfonach od umywalki i wanny powtykany był kał... W głowie cały czas myśl, że teść zaraz wstaje, więc przestałem myśleć i zacząłem działać – reklamówki na ręce i jakoś to ogarnąłem, ubranie kolegi wrzuciłem do pralki i ją włączyłem. W tym samym czasie ten obsrany zjeb zaczął się budzić, pytam go WTF, że odjebał mi taką krzywą kapę, a on stwierdził, że nie trafił wieczorem do kibla...
Do dziś nie ogarniam, czemu mi powtykał gówno do umywalki.
PS Okazało się, że w tych ciuchach, które zacząłem mu prać, był portfel i nowy smartfon...
Dodaj anonimowe wyznanie
Bo pić trzeba umieć, a Szogun z łaski swojej mógł posprzątać po sobie, jak wytrzeźwiał.