#JC8ua
Jestem nieśmiała, przez co cicha, wycofana. Nie potrafię zagadać i podtrzymać konwersacji, mimo że poczucie humoru mam, to przez ludzi uznawana jestem za poważną damę (sztywnieję ze stresu, nie wiem co powiedzieć). Bojąca się, niepewna siebie. Zawsze byłam samotna, więc nie potrafię odnaleźć się wśród ludzi. Nawet do psychologa wstydzę się iść. Mam zainteresowania, ale nikt o nich nie wie i wiedzieć nie chce. Z wyglądu sukieneczki, lekki makijaż... No po prostu wielka mimoza, jeszcze ani be, ani me - nie wiadomo, czy można w ogóle się do niej odezwać. Tak odbierają mnie ludzie, chociaż to tylko pozory.
Chciałam mieć bliskich jak każdy, lecz nigdy nie poznałam ciepła rodzinnego - dziadkowie za mną nie przepadali, zawsze porównywali z innymi dziećmi w rodzinie - dopiero przy nich oczy dziadków się świeciły, a ja przez całe dzieciństwo czułam się tą "na boku". Nigdy nie poznałam smaku przyjaźni. Ciężko było z taką blokadą kogoś poznać.
Nigdy nie poznałam, czym jest akceptacja ze strony rówieśników w szkole. Zawsze było źle - bo brzydka, bo ma dobre oceny, więc kujon, bo sztywna i jakaś taka inna, bo czasem miała inne zdanie niż reszta. Nawet nie miałam z kim wyjść na podwórko.
Nigdy nie poznałam nawet, czym jest akceptacja ze strony przyjaciół byłego chłopaka - znowu byłam tą "inną", którą traktowano jak powietrze, mimo że starałam się coś mówić, uśmiechać. Zaczęłam popadać w depresję, tracić radość życia, bo byłam dla innych jak powietrze. Przecież nie byłam złym człowiekiem, a tak mnie traktowano. W końcu utknęłam w świecie zwierząt, bo tylko one dają mi jeszcze iskierki radości.
Poznałam mężczyznę swojego życia, oświadczył mi się, niedługo ślub. Myślicie, że wszystko się w takim razie ułożyło? Otóż nie. Cieszyłam się, że chociaż rodzina narzeczonego będzie mi bliska. Albo chociaż stworzymy grono znajomych z jego ludźmi. Nie.
Nikt mnie nie lubi, nawet nie próbuje zagaić rozmowy. Namawiają do tego, by zmienił kobietę póki może na jakąś mądrą, otwartą, bo wziął sobie jakąś tępą laskę i dziwaczkę bez pasji, co nawet się odezwać nie potrafi. Niestety są to słowa potwierdzone.
Nikt nie wie co przeżywam i że paniczna nieśmiałość oraz depresja mnie zabijają. Że byłam kimś, a teraz "najbliżsi" mają mnie za najgorsze, tępe "g"... Ja zwyczajnie straciłam sens życia przez depresję, o czym nikt nie wie. Tak szczerze mówiąc nie wiem jakim cudem i po co jeszcze żyję.
Nie chcę żeby ten komentarz był złośliwy, ale mam wrażenie, że takie osoby zamykają się w sobie, nie odzywają, bo boją się, że coś palną, wyjdą na głupka, a przez swoją zamkniętą postawę dopiero co wychodzą na dziwoląga. Autorko, życzę Ci więcej odwagi, żeby zebrać się w sobie i iść do psychologa. Jak nie na żywo to może na początek przez telefon?
Podobno dobra jest książka "jak zdobyć przyjaciół i zjednać sobie ludzi". Może spróbuj zacząć od tego. Powiedz też narzeczonemu, albo wyślij mu to, co tu napisałaś. Może on Cię umówi na wizytę u psychologa i psychiatry i dopilnuje, żebyś poszła. Najtrudniejszy jest pierwszy krok.
Jeśli będziesz chciała, to dasz radę pokonać swoje słabości. Tylko to będzie Cię kosztowało trochę pracy i wyjście ze swojej strefy komfortu.
Czyli wiesz, że masz problem i nic z tym nie robisz. W tej kwestii najbardziej krzywdzisz się sama. Skoro nie potrafisz tego ogarnąć sama, udaj się do specjalisty. To twoje życie i nikt go nie naprostuje, jeżeli sama tak nie zdecydujesz.
Nieśmiałość jest trudna, ale na pewno chociaż w pewnym stopniu do przepracowania, spróbuj pójść na terapie i popracuj nad sobą. Z tego wyznania wygląda, że oczekujesz, że wszyscy sie dopasują do Ciebie i będą próbować nawiązać kontakt i do Ciebie dotrzeć, mimo, że jesteś na wszystkich taka zamknięta, a to nie jest problem innych, że jestes chorobliwie nieśmiała. Nie możesz oczekiwać od świata, że sie dopasuje do Ciebie, musisz ty nad tym popracować i nie mieć roszczeń. POstawa rodziny narzeczonego bardzo przykra
Czasami czytam takie wyznania i aż załamuje ręce. Pamiętam dziewczynę, która napisała, ze ma tylko jedną przyjaciółkę i jednego przyjaciela, a poza tym nikogo i tak jej źle, nie ma po co żyć. Teraz ty mówisz że masz TYLKO narzeczonego, „mężczyznę życia”, ale poza tym jesteś nieśmiała, nie iść nie masz po co żyć…. Bardzo słaba postawa. Masz już naprawdę dużo.
Mam wrażenie, że wstydzisz się tego, że nie masz znajomych. A niepotrzebnie. Skup się na tym, co masz fajnego - zwierzęta, narzeczony, poczucie humoru (może jakieś książki?). Przyjaciół sobie szukaj, aktywnie, wymyślaj miejsca gdzie możesz ich poznać. Bo tak jak mówisz, relacje są najważniejsze. Ale wiesz, miej taki core swojego życia, składający się z rzeczy które lubisz robić i stopniowo staraj się poznawać ludzi i włączać ich w to swoje JUŻ DOBRE życie. Jeśli ktoś ewidentnie nie polubił cię, to olej, nie próbuj się wkupić. Niestety, nawet jakbyś była wygadana, to szansa, że polubi cię rodzina faceta, albo znajomi była niewielka, a w każdym razie mniejsza niż myślisz. Ludziom ciężko jest się spasować. Nie zrobisz tego na siłę
Jeśli się nie leczysz to nie poprawiasz swojego stanu. Wiesz, że Twoim problemem jest depresja, więc ją lecz! Pytanie czy jesteś panicznie nieśmiała czy tak bardzo niepewna siebie, że się nie odzywasz i nie umiesz porozmawiać z ludźmi. Potrzebujesz leczyć depresję u psychiatry i iść na terapię.
Chyba zbyt wiele filmów oglądasz, dzisiaj każdy ma swoje życie, w pewnym jego etapie miałem masę znajomych, ale kiedy okazało się, że moją pasją nie jest alkohol, moją pasją nie jest marnowanie czasu na ławce co wieczór czy rozwiązywanie cudzych problemów, ilość znajomych się zaczęła kurczyć, następnie kiedy okazało się, że niektórzy tylko dyskutują o przyszłości a inni ją sobie zmieniają na lepszą - nagle okazuje się, że ludzie którzy po pijaku przysięgali sobie różne rzeczy, przez drobne nawet sukcesy kolegi nie mogą mu wybaczyć, że układa sobie życie...Miałem jednego prawdziwego przyjaciela - niestety zginął tragicznie, a reszta? Każdy skupia się na sobie i Tobie radzę to samo, a zobaczysz, że znajomości same się zawiążą jak przestaniesz myśleć o tym jak wyglądasz w oczach innych.