#J4ZmO
Z Piotrkiem umówiłam się w sobotę ok. godziny 15.00. O 18.00 zaczynał się koncert w filharmonii, na który kupiliśmy bilety. Mieliśmy więc 2 godziny na rozmowę w kawiarni. Gdy przyszedł, jego ubiór niezbyt przypadł mi do gustu. Miał na sobie koszulkę polo i spodenki do kolan w szkocką kratę. Oczekiwałam od niego bardziej stosownego ubioru, dlatego nie rozpoznałam go od razu. On podszedł, popatrzył na mnie i (bez przywitania) zapytał, czemu się tak bardzo umalowałam (miałam delikatny makijaż).
W kawiarni rozmowa niezbyt się kleiła. On odpowiadał mi krótko i sztywno, unikał kontaktu wzrokowego. Szczytem było, gdy wstał od stołu i powiedział "Idę srać". Gdy wrócił, nastała pora płacenia - oświadczył, iż nie wziął ze sobą portfela, dlatego musiałam zapłacić za nas oboje. Gdy wyszliśmy powiedział, że chyba powinien się jednak przebrać, a do jego domu jest tylko 100 metrów i czy nie możemy do niego podejść. Zgodziłam się. Po drodze podszedł do kiosku i kupił paczkę papierosów (a podobno nie wziął portfela).
W jego mieszkaniu zaproponował, abym zostawiła teczkę (szłam na tę randkę od razu po wykładzie), a przyjedziemy po nią po koncercie. Moja zgoda to był BŁĄD przez duże "B" i "Ł" i "Ą" i "D".
Na koncercie po ok. godzinie coś się stało i zarządzono 45 minut przerwy technicznej. Wszystko fajnie, ale mieszkam na totalnym zadupiu, a ostatni autobus miałam o 22.30. To oznaczało, że jeśli koniec planowany na 21.00 przedłuży się o 45 minut, to na 100% nie zdążę. Dlatego z koncertu chciałam wyjść o 21. Jednak Piotr zaproponował, abym spała u niego. Co to to nie! Po moim ostrym sprzeciwie powiedział, że on nie ma zamiaru się zrywać wcześniej i albo śpię u niego, albo bulę na taksówkę. Okłamałam go i powiedziałam, że jeśli da mi klucze, to będę czekać u niego w mieszkaniu, ponieważ bardzo źle się czuję. Łaskawie dał mi te klucze, ponieważ byłam już w stanie wybuchowości nadnaturalnej. Poszłam tam, teczkę wzięłam, klucz wbiłam w ziemię od kwiatka na klatce schodowej, napisałam mu SMS, w którym poinformowałam o zerwaniu kontaktu i o kluczu w doniczce i pojechałam do domu.
Nigdy już nie odwalę takiej żałosnej akcji. Nigdy.
To brzmi jeszcze bardziej nieprawdopodobnie.