#IbGV8
Mam dwadzieścia kilka lat, wielkie ambicje, studia, pracę, kasę i brak miłości. W dzieciństwie nie miałem zbyt wielu znajomych, byłem raczej kozłem ofiarnym. Natomiast od czasów technikum zostałem kujonem – konkursy, świadectwa z paskiem itp. więc nie byłem zbyt zintegrowany z grupą, imprezowanie to nie były moje klimaty.
Wyprowadziłem się, by iść na studia, gdzie nie nawiązałem żadnych znajomości, tylko skupiłem się na budowaniu kariery, już wcześniej cały czas pracowałem. Skończyłem studia, otworzyłem mały biznes i wróciłem do rodzinnego domu. Nigdy nie przywiązywałem wagi do rzeczy materialnych, nie kupowałem markowych ubrań itp., nie lubiłem szpanować przed innymi. Od dziecka co roku zagraniczne wakacje, zimowe wyjazdy w góry, rodzice dali mi swoje 8-letnie auto na osiemnastkę, a sami sobie kupili nowe, opłacali mój najem i wyżywienie na studiach, mimo że pracowałem i mówiłem im, że nie muszą. Ale mają mnie jednego i „na co my będziemy wydawać?”. Aktualnie rodzice kupili dom, gdzie za niedługo się przeprowadzamy, bo nie chcą na starość mieszkać na blokowisku. Więc stwierdzili, że gdy będę miał żonę, to dostanę to mieszkanie, a na razie to wystawimy na wynajem, kupili mi łóżko 2-osobowe do mojego pokoju w nowym domu. Bo przecież „jak przyszłą żonę przenocujesz?”.
Problem w tym, że ja nawet nie mam dziewczyny i nigdy jeszcze nie byłem w poważnym związku. Cały czas samotny, nawet nie miałem prawdziwego kolegi. Jedyne co to gdy byłem nastolatkiem, w sieci poznałem Marka, mieszka 3 godz. ode mnie, z którym złapałem świetny kontakt. Rozmawialiśmy bardzo często i to przez lata. Rok temu pojechaliśmy, wraz z innym kumplem z neta, na wakacje za granicę. Wiele nas różni – ja ambitny, po studiach, z małym biznesem, a on nie zaliczył matury (to nie znaczy, że jest gorszy), w pracy za najniższa krajową, od 5 lat bez awansu. Cały czas go motywuję, namawiałem na poprawę matury, chciałem go uczyć. Pożyczałem mu kasę. Zawsze może na mnie liczyć, czego by nie potrzebował. Zależy mi na tym, by sobie ułożył życie jak najlepiej. Wyznał mi dopiero po wakacjach, że coś zatajał przez 3 lata, a miałem do niego duże zaufanie. I że wolał kłamać. Też mu się ze wszystkiego nie spowiadałem, ale nocy po tej rozmowie nie przespałem. Od tego czasu nie mamy już żadnych tajemnic i gadamy o wszystkim, praktycznie codziennie po pracy i to są co najmniej godzinne rozmowy. On ma teraz dziewczynę, boję się, że nie będzie miał już dla mnie czasu, nie będzie wspólnych wyjazdów. Zabolało mnie to, że planuje wyjazd tam, gdzie my mieliśmy kiedyś jechać. Jest przyjacielem, ale bardzo się do niego przywiązałem i chciałbym, by ta przyjaźń trwała po grób, ale przeraża mnie to, że zostanę bez dziewczyny i bez kumpla, jedynie z majątkiem i karierą.
masz dopiero 20 lat, ja w twoim wieku nie miałem nic, nawet ambicji.
Wszystkiego dorobiłem się później
Ma więcej niż 20 lat. Jest po studiach z małym biznesem, musi mieć chociaż 25.
Zostanie "jedynie" z majątkiem i karierą nie jest taką najgorszą opcją 😉
Może dla ciebie, ale co mi z domu, w którym będę mieszkał sam. Odzywał się będę do tych betonowych ścian ? Co z tego, że w każdej chwili mogę kupić bilety i polecieć na wakacje do Stanów, Japonii czy gdzie bym nie zechciał, jak nie mam z kim ?
Na tym polega ambicja i generalnie bycie człowiekiem. Zawsze Ci mało, zawsze jest coś, za czym możesz gonić. Bezrobotny goni za pracą. Pracujący goni za pieniędzmi. Bogaty goni za czasem. Osoba z czasem goni za tym, czym może go wypełnić. A najlepsze jest to, że wszystko to może dotyczyć jednej i tej samej osoby, przechodzącej przez kolejne etapy.
Nie da się odpowiedzieć na Twoje pytanie, czy opisana sytuacja to sukces czy porażka, bo wszystko zależy od indywidualnego celu, sensu życia, jaki sobie nadasz. Możesz mieć cały świat u stóp i czuć się jak przegrany nie mając nikogo kto by Cię kochał. Nawet mając taką osobę możesz czuć się przegrany, bo przecież ta osoba może być przy Tobie tylko ze względu na Twoją pozycję, pieniądze, a nie dla Ciebie-Ciebie, tego wewnątrz. Z drugiej strony nawet ułamek Twojego powodzenia byłby spełnieniem marzeń i niezaprzeczalnym sukcesem dla niejednej osoby, przynajmniej do czasu, aż i jej by to spowszedniało.
Moim zdaniem sukces jest wtedy, gdy uda Ci się zachować balans między różnymi elementami swojego świata. Pieniędzmi, pracą, czasem wolnym, samorealizacją, relacjami z innymi, zdrowiem. U Ciebie jest to trochę niezrównoważone, przez to nacisk na jedne kwestie jest większy niż na inne, co wywołuje niepewność i dyskomfort.
Jeśli miałbym dać Ci radę, choć zabrzmi to wyjątkowo nieprzydatnie, musisz poszukać, zrozumieć i poznać siebie. Twoje wyznanie to jeden wielki zbitek reakcji na świat zewnętrzny i wydarzenia, na które nie masz wpływu, jakbyś definiował się tylko przez nie, co ktoś zrobił, czego nie zrobił, co pomyślał, co nie pomyślał i tak dalej.
Bądź wartościowym człowiekiem żyjącym w zgodzie z samym sobą, przestań przejmować się tym, co jest poza Twoją kontrolą, bądź ostrożny w rozważaniach, ale zdecydowany w działaniu.
Powodzenia.
Kumpel będzie miał dla Ciebie czas, ale nie aż tyle, co wcześniej.
Na pewno lepiej iść przez życie z kimś, niż samemu. Może spróbuj więcej wychodzić z domu, żeby poznawać ludzi? Ale też nie na siłę, bo w sumie lepiej samemu, niż z kimś, kto Cię nie wspiera. Albo z kimś zupełnie od Ciebie różnym.
Właśnie boję się, że na nią nie trafię. Łatwiej jest iść z kimś i mieć w nim oparcie niż samemu.
Początek trochę jak bym czytał o sobie. Z tym, że u mnie się zmieniło i dlatego myślę, że i Ty masz jeszcze czas. Tuż po studiach byłem w jednym poważnym związku, ale po tym, co zrobiła moja była nawet nie chciałem myśleć o angażowaniu się w kolejne relacje i wpadłem w pracoholizm. W firmie byłem 24/7, wieczorami przerzucałem towar w magazynie, żeby zasnąć ze zmęczenia i nie rozmyślać, nieraz spałem w biurze, żeby nie wracać do pustego domu. Z rodzicami nigdy nie miałem najlepszych relacji, moją najbliższa rodziną był wtedy pies, który nie odstępował mnie na krok. W końcu jednak pies ciężko zachorował i okazało się, że paradoksalnie to było najlepsze, co mogło mnie spotkać. Znajomy weterynarz z okolicy odesłał mnie do specjalistycznej kliniki, a tam trafiłem na młodą Panią Doktor krótko po studiach, kilka lat młodszą ode mnie. Kilka wizyt, przeszliśmy na Ty, coraz bardziej prywatne rozmowy i w końcu wypaliłem „wyleczyłaś mi psa, to teraz musisz dać się zaprosić na kolację”. Tak się zaczęło, a dziś kolację jemy razem codziennie w moim domu i mamy już ustalony termin ślubu. Niestety nie doczekała tego moja ukochana psina, która odeszła kilka miesięcy temu, ale zapamiętam na zawsze, że to jej tak wiele zawdzięczam…
Super, że ci się udało. Trzymam za was kciuki. Właśnie, zawsze tak chciałemby poznać kogoś tak przypadkowo, ale też tego się boję, że nikogo w tym czasie nie znajdę albo znajdę jak będę miał z 35 lat i zmarnuje całą młodość.
Jeśli tak bardzo dobrze mu życzysz to powinieneś zrozumieć że taka jest kolej rzeczy że prawdopodobnie będzie miał mniej czasu dla Ciebie. Przy okazji musisz się zastanowić dlaczego jesteś samotny i co możesz z tym zrobić, jakie są przeszkody by poznawać nowych ludzi i w jaki sposób możesz sobie z nimi (przeszkodami) poradzić.
Ja rozumiem, te kolej rzeczy. Nawet zorganizowałem mu weekend niespodziankę z jego dziewczyną. Ale po prostu ja nikogo nie poznałem i boję się po prostu, że zostanę singlem. Niby mam koleżankę, która wg mojego kumpla jest mną zainteresowana. Ale ona nie jest w moim typie.