#IYIb0

Za czasów gimnazjum byłam głupia. Wstydziłam się przy chłopaku pójść do toalety, jakbym myślała, że wierzy, iż młode, niebrzydkie dziewczyny nie muszą przejmować się rzeczami tak przyziemnymi jak siku.

Byliśmy w kinie. Litry coli wypite podczas seansu dawały o sobie znać, zanim opuściliśmy salę. Ale że niby miałabym iść jak zwykły człowiek do kibla, i to jeszcze w galerii? Gdzie tam, silny mam pęcherz, wytrzyma drogę tramwajem przez dwa miasta i 20 minut drogi od przystanku do domu. Prawie się nie myliłam... Byliśmy już tuż koło mojego domu. Rozprawialiśmy o jakichś głupotach, chłopak nie był świadom toczącej się we mnie walki. „I ona wtedy powiedziała...” – mówił o czymś mój towarzysz, aż tu nagle dźwięk podobny do wodospadu. Był zimowy ciemny wieczór, wokół nas żywej duszy nie widać. „Ktoś leje wodę z okna?” – pyta chłopak, rozglądając się po ciemnych oknach, podczas gdy dźwięk trwa nieprzerwanie i nie cichnie mimo naszego przemieszczania się. Niesamowite, jak pojemny jest pęcherz... No nic, naciskałam na kontynuację tematu tak mocno (podejrzanie), że chłopak odpuścił poszukiwanie źródła... A ja lałam jeszcze jakiś metr. 
W końcu stanęliśmy pod moim blokiem. Ja, mokra jak dzieciak podczas nauki korzystania z nocnika, i on, niczego nieświadomy. I w takim momencie zebrało mu się na pierwszy pocałunek... W mojej głowie panika, ale co robić, całuję. Dopóki nie poczułam jego dłoni na plecach, krzyżu, kierującej się niżej... Odskoczyłam jak oparzona i powiedziałam, że nie mogę się spóźnić. Wydukałam jakieś żałosne pożegnanie i zaczęłam iść tyłem po schodkach ku wejściu, żeby czasem lampa nad drzwiami nie oświetliła mojego zaszczanego zadu. Z krzywym, zażenowanym uśmieszkiem miałam nadzieję, że wyglądam jak w romantycznym filmie, jakbym podczas rozstania nie mogła oderwać spojrzenia od ukochanego... A nie kryła się z nieutrzymaniem moczu. I chyba tak wyszło, bo spotykaliśmy się dalej.
Dodaj anonimowe wyznanie