#IGI6m
38 lat, od 12 lat w sformalizowanym związku, dwójka dzieci własnych plus jedno z poprzedniego małżeństwa żony. Samochód, dom z ogródkiem, pies. Dwa razy w roku wakacje za granicą, pieniędzy nie brakuje, można jeszcze odłożyć. Niby sielanka, a jednak…
Od pięciu lat jeżdżę na „tirach” – dwa tygodnie w trasie, potem dwa tygodnie w domu. Pracy się nie boję, jeżeli mogę, przez te dwa tygodnie, które jestem raz na jakiś czas, łapię fuchy (takie, które pozwolą mi na powrót do domu ok. 15, żebym zdążył posprzątać, zrobić zakupy etc.), ewentualnie wyjazd za granicę na 1-2 dni (wtedy mam ok. 1000 zł/dzień – pieniądze, które przeznaczam na budżet wakacyjny lub jak w ostatnim roku na ogrodzenie). Ogólnie nie piję, raz na kilka miesięcy na jakiejś imprezie ze znajomymi czy coś, ale ogólnie nawet piwa nie tykam. Samochód sam naprawiam, bo to lubię i się trochę znam – daje to spore oszczędności. Staram się robić wszystko dla domu i rodziny, ale…
I tu clou sprawy.
Moje żonie nie podoba się, że ostatnio spędziłem dwa dni na warsztacie, naprawiając nasz samochód – a zrobiłem to, żeby miała czym dojeżdżać do pracy i odwozić dzieci do szkoły pod moją nieobecność.
Zakupy, pakowanie się do wyjazdu, ewentualnie zrobienie jedzenia – to wszystko jest po mojej stronie. Jeżeli nie przygotuję sobie czegoś na ciepło na trasę, będę dwa tygodnie na tym, co sobie kupię. Nieustannie słyszę pretensje, że nie traktuję jej tak, jak ona by tego chciała, że coś robię źle albo że nie robię czegoś, czego ona by oczekiwała. W domu podczas mojej obecności sprzątam, gotuję, zawożę i odbieram dzieci ze szkoły. Staram się, jak mogę, ale widzę, że to wciąż za mało. Wracając do domu, zastanawiam się, co znów zrobiłem nie tak, o co tym razem będzie zła. Jestem karany milczeniem i to wszystkiemu zawsze ja jestem winny, i to ja muszę przepraszać, choć w moich oczach nie zrobiłem nic złego.
Czy to ja mam tylko jakieś chore wyobrażenie, że to wszystko powinno wyglądać inaczej?
Generalnie zgadzam się z odpowiedzią użytkowniczki @Postać, napisała wszystko, co ja planowałem, poza jedną rzeczą.
W kwestii budowania udanej relacji i rodziny równie ważna co stabilizacja finansowa, jest po prostu obecność. Ciebie ponad 50% czasu nie ma, bo nawet gdy wracasz z tirów, łapiesz pracę na miejscu. To, że robisz dużo po powrocie nie zmienia tego, że gdy Cię nie ma, 90-100% wszystkiego, co na miejscu, spada na nią. Może więc nie chodzi o to, że się nie starasz, ale o to, w jakich ramach są te Twoje starania. To jak ze szklankami. Pełna szklanka to może być taka 250ml, ale na upartego może być też kieliszek 100ml. W kwestii obecności Ty jesteś tą 100ml, a Twoja żona 250ml. Jest tu duża dysproporcja. Spełniasz doskonale swoją rolę jako mężczyzna utrzymując rodzinę, wykonując obowiązki domowe i tak dalej, naprawdę, szacunek za to, ale upewnij się, że nie robisz tego kosztem innych sfer.
Może nie, tak tylko sobie rozmyślam.
Powodzenia.
Musisz porozmawiać z żoną, bo coś jej ewidentnie nie pasuje, a pretensje o wszystko są tylko szczytem góry lodowej. To nie chodzi o to, czego nie zrobiłeś, ale o jej frustrację z powodu jakiejś stałej sytuacji. Żona pracuje? Bo jak nie, to powinna - wtedy będzie miała mniej czasu na wymyślanie pretensji. A może ona wolałaby mniej pieniędzy, a więcej czasu z mężem?
Nie wiem, musielibyście poważnie porozmawiać, bez pretensji i słuchających dzieci.
Ty pracujesz a i tak wymyślasz pretensje.
Jesteś moim mężem?
Ale by był plot twist, jakby się okazało, że jest.:D
Żona pracuje, ma stanowisko managerskie i zarabia naprawdę dobre pieniądze. Dodam do mojego wywodu tylko, że byliśmy na terapii par, poprawiło się na jakiś czas ale widzę, że wracamy do starych zachowań które już miały miejsce w przeszłości i może mało męsko to zabrzmi, ale przejmowałem się tym wszystko kiedyś na tyle, że wpędziło mnie to w depresję (ponad rok brania leków) i doprowadziły to próby mojego targnięcia się…
Czyli żona pracuje i zajmuje się domem i dziećmi. Ciebie przez 2 tygodnie nie ma, a jak wracasz, to gonisz za pieniędzmi, ale nie za czasem z rodziną. Piszesz w wyznaniu, że sam musisz sobie ogarnąć zakupy i coś ciepłego na trasę - tak, jakbyś oczekiwał tego od żony. Pomyślałeś, że ona musi sobie i dzieciom te zakupy też ogarnąć? Nie jesteś poszkodowany, że musisz zrobić wokół siebie.
Jak dla mnie w Waszym życiu jest bardzo mało miejsca na czas dla rodziny. Pieniądze to nie wszystko. Czasem lepiej żyć skromniej, ale razem, niż dostatnio, ale obok siebie.
@Arek87 jeżeli oboje dobrze zarabiacie, to czemu ta gonitwa za kolejnymi pieniędzmi? Czy miałeś kiedyś problemy z pieniędzmi i boisz się nie mieć tej większej poduszki finansowej? Może pomogło by Wam stworzenie budżetu domowego by wiedzieć ile tak naprawdę potrzebujecie i czy nie warto czasem oddać tego auta do warsztatu?
Terapia to dobry pomysł,choć najwyraźniej nie do końca pomogła. Może zmiana terapeuty?
Policz ile godzin w miesiącu spędzasz czas z żoną i dziećmi. Nie to ile jesteś w domu, ale to kiedy nie jesteś zajęty różnymi pracami ani przygotowywaniem się do nic. Po prostu ile godzin spędzasz z rodziną gdy skupiasz na nich swoją uwagę w 100%. Z tego co napisałeś wszystko wskazuje na to że to tutaj będzie główny problem.
Oczywiście warto (a nawet trzeba) porozmawiać z żoną czy z dziećmi.
Może się okazać, że ten budżet wakacyjny jest taki ważny (o ile jest) tylko dlatego, że to jedyny czas kiedy tak naprawdę spędzasz czas z rodziną.
Może zmiana pracy - zamiast wyjazdów, coś na miejscu - by pomogła? Rozważałes taki scenariusz? Pytałeś, czy żona by wolała, żebyś pracował gdzieś bliżej? Czy ty lepiej byś się z tym czul? Będąc na miejscu i uczestniczac na bieżąco w życiu rodziny i obowiązkach domowych?
Jak sobie jeździsz przez dwa tygodnie, odpal sobie na YouTube kanał Musisz Wiedzieć albo Druga Strona Medalu.
Jak potrzebujesz terapeuty, poszukaj mężczyzny.
Żona Cię nie szanuje. I nie będzie, póki nie ogarniesz dlaczego i póki sam nie zaczniesz się szanować.
Ps. Trudno jest utrzymywać związek z kimś, kogo przez połowę czasu nie ma. Mimo, że nie ma Cię tylko dwa tygodnie, to przez ten czas nikt nie musi pytać Cię o zdanie, brać pod uwagę Twoich preferencji i opini. Nikt Cię nie pyta, co chcesz na obiad i nie bierzesz udziału z tak prozaicznych rzeczach, jak rozsadzanie sporów między dziećmi czy egzekwowanie zasad w domu. I możliwe, że żonie tak jest wygodnie. A jak wracasz, to jej po prostu przeszkadzasz w jej rutynie i wkurza ją, że musi się liczyć z czyimś zdaniem.
Czasami warto zrezygnować z takiej pracy, nawet kosztem pieniędzy, żeby po prostu być w tym codziennym życiu i przypomnieć, że TY TEŻ JESTEŚ CZŁONKIEM TEJ RODZINY. Że jesteś tak samo ważny i istotny jak żona, masz opinie, poglądy i emocje.
Postac i NAUS właściwie napisali to co trzeba.
Inna rzecz przyszła mi do głowy. Słyszałeś kiedyś o językach miłości? Jest co do zasady pięć: komplementy, dotyk, spędzanie czasu, prezenty i aktywna pomoc. Zwykle ludzie mają jakiś swój dominujący język i w ten sposób okazują miłość swoim bliskim oraz w ten sposób sami chcą, żeby im okazywać miłość.
Z teksu wynika, że Twoim językiem miłości jest aktywna pomoc (inaczej: przysługi). Naprawiłeś żonie samochód, robisz zakupy, sprzątasz, gotujesz… chciałbyś, żeby żona odwdzięczyła się podobnie, czyli zrobiła Ci zakupy przed wyjazdem i uszykowała jedzenie do odgrzania.
Tylko skoro się nie dogadujecie, to ewidentnie językiem miłości Twojej żony jest coś innego. Jeśli ma się coś poprawić, to powinniście oboje zwrócić uwagę, żeby okazywać miłość nie w swoim języku, tylko w języku drugiej strony.
W internecie są dostępne testy, żeby rozpoznać swoje języki miłości. Jest książka „5 języków miłości”. Są filmiki na ten temat (np. na stronie 2ryby.pl). Można też po prostu pogadać i zapytać drugą stronę: „w jaki sposób mogę ci pokazać, że cię kocham” i „co mogę dla ciebie zrobić, żebyś poczuł/a się kochany/a”.
Faceci wykonujący większość obowiązków domowych są częściej porzucani I mają mniej seksu. Są na to badania naukowe. Nie wierz kłamczuchom, nie powiedzą ci prawdy. Nie rób zbyt wiele dla kobiety, zajmij się sobą
Na co komu związek w którym chodzi tylko o to by nie być porzuconym? Jeśli ktoś nie jest szczęśliwy w związku powinien sam go porzucić.
Nie wydziwiasz. Masz swoje potrzeby, emocje i masz do nich prawo. W rodzinie oczywiście potrzeby wszystkich są ważne, jednak nieodzywanie się to przemoc. Myślę że warto by wrócić na terapię, może indywidualna pomogła by Ci zrozumieć swoje uczucia?
Zmuszanie do odzywania się to też przemoc. Wszystko jest dziś przemocą. Jak tu żyć?
Trafiłeś na jebniętą babę i tyle. Współczuję.
Jebnieta bo pracuje i zajmuje się domem sama? To wolę być jebnieta niż tak ruchana w dupala. Może niech się zamienią. Ona w delegację a on w domu sam z dziećmi plus praca. Zobaczymy czy on nie zrobi się jebniety.
A może zrobić tak by żadne z nich nie było jebnięte. No ale po co skoro wtedy nie byłoby na co narzekać i nie było wojny płci.