#HsqT6
Opiszę kilka przypadków.
1. Była pielęgniarka, która za 3 lata powinna być na emeryturze. Stwardnienie rozsiane w przeciągu 4 lat położyło ją w łóżku bez pełnej władzy w kończynach. Serce mi pęka, jak słyszę, że ta kobieta odbierała porody naszych pielęgniarek kilkanaście lat wstecz. Jedynie co potrafi powiedzieć to: „Bardzo ładnie wyglądasz”.
2. Pewna pani została szybko wyniesiona na salę izolacyjną, gdyż miała dziwną wysypkę. Do jej sali wchodzimy w pełnym fartuchu i maskach. Raz w trakcie toalet ciała złapała mnie za rękę i próbowała coś z siebie wydusić, bez skutku. Później przechodziłem się po salach, aby sprawdzić, czy wszystko jest OK, złapała mnie ponownie za rękę i obiecała, że nie powie nikomu o tym, że mnie trzymała za rękę, bo będę miał problemy (na tyle rozumna, że wiedziała, że jest coś nie tak, skoro jest na izolatce). Do tej pory przychodzę w chwili wolnej tylko po to, aby ją złapać za rękę i się uśmiechnąć. Z nią jest najgorzej, ze zdrowiem.
3. Miła starsza pani za każdym razem pyta się, kiedy mam dyżur, czy ja będę ją mył i przebierał, czy ja wybiorę jej koszulkę i czy mogę z nią posiedzieć. Zaprasza mnie do siebie do domku, abym poznał jej rodzinę, zobaczył, jak mieszka, i na gruszki w jej sadzie za domem. Nie mam serca uświadomić jej, że rodzina od niej uciekła, a do domu już nie trafi.
4. Miły akt na zakończenie długiego zwierzenia – niedługo jedna z naszych pacjentek będzie obchodziła swoje setne urodziny! Nawet sama nam o tym przypomina.
Najlepszą zapłatą za tę naprawdę ciężką pracę jest „dziękuję” nie od przełożonych, tylko od samych pacjentów.
Czasami i facet uroni łzę.
Bardzo nie podoba mi się określenie "rodzina od niej uciekła". Zapewnienie kochanej osobie opieki lepszej niż w domu to nie jest ucieczka. Moja kochana babcia dożyła swoich ostatnich dni w hospicjum. Było to w czasach, gdy takich wynalazków jak hospicjum domowe nie było.
Było nam ciężko. Babcia mieszkała z nami "od zawsze". Wszyscy chcieli, żeby wróciła do domu, ale tam miała lepszą opiekę. Lekarza na miejscu, który mógł zwiększyć w razie potrzeby dawkę leków przeciwbólowych. Rehabilitantki, które wiedziały jak nie zrobić jej krzywdy i jak z nią ćwiczyć, kiedy stała się leżąca. Psychologa bez kolejki, który pomagał jej przygotować się na nieuchronne. Tlen podawany, kiedy potrzebowała.
Tego wszystkiego nie byliśmy w stanie zapewnić jej w domu. I choć chcieliśmy, skrajnie egoistyczne byłoby zabranie jej stamtąd, bo bez tych leków, bez tlenu - cierpiała naprawdę straszliwie. W ten sposób mogliśmy w trakcie odwiedzin udawać, że wszystko jest ok, że damy sobie radę, kiedy odejdzie, żeby chociaż umrzeć mogła w spokoju i żeby choć trochę odciążyć ją psychicznie, choć wszyscy jedyne co robiliśmy po wizytach to ryczenie w poduszkę i przeżywanie straszliwego cierpienia, które łzy wywołuje nawet po tych wielu latach.
Wszystko to, bo chcieliśmy jej oszczędzić bólu. Fizycznego i psychicznego.
A potem widzę, że tak ciężka dla całej rodziny decyzja może być przez kogoś odbierana jako "ucieczka". I trochę mi jednak przykro.
Umieszczenie kogoś z rodziny w hospicjum czy zakładzie nie jest dla nikogo łatwe - ani dla pacjenta, ani dla jego rodziny.
Jedna osoba z mojej dalszej rodziny przebywa obecnie domu opieki. To konieczność - demencja, kobieta odkręcała w mieszkaniu gaz i wychodziła, robiła się agresywna do rodziny, zostawiła pusty czajnik na gazie i nie wiedziała, jak ugasić ogień, ostatecznie przestała nawet chodzić, a i tak potrafiła zejść z łóżka i czołgając się do kuchni odkręcić gaz.
W zakładzie nie stanie jej się krzywda. A w domu? W domu rodzina musi wyjść do pracy. Na co mieli czekać? Aż wysadzi siebie i pół bloku w powietrze? Czy zabije kogoś w pożarze?
Mogli oczywiście zatrudnić opiekunkę, a potem jeść tynk ze ścian, bo na nic innego nie starczyłoby im kasy.
Sytuacje są różne. Jeżeli rodzina w miarę możliwości seniora odwiedza i się nim interesuje, to czasami pobyt w takim ośrodku to konieczność. Miłością nie zapewnisz nikomu odpowiedniej opieki.
Trzy lata, dzień w dzień opiekowałam się koleżanką ze stwardnieniem zanikowym bocznym. Stopniowo przestała chodzić i mówić, tylko pisała. Rodzina się nie interesowała. Za moją opiekę podziękowała tak, że obrabiała mi tyłek, gdy tylko ktoś znajomy ją odwiedził.
Współczuję.