#Hs0Js
Kilka lat temu wybrałam się z rodziną nad polskie morze na wakacje. Jechaliśmy nocą, zdarza się wtedy pojechać nie tam gdzie trzeba. I właśnie z powodu zboczenia z trasy moi rodzice jak zwykle zaczęli się kłócić. Moja mama źle pokierowała tatę, zwykła pomyłka, zapewne ze zmęczenia. Po tłumaczeniach i sprzeczce kto miał rację zjechaliśmy na pobocze, zawróciliśmy i po pewnym czasie znów byliśmy na wcześniejszej drodze.
Okazało się, że na rozwidleniu, na którym źle pojechaliśmy, był wypadek. Zderzyły się dwa auta, w tym jedno charakterystyczne, które jechało wcześniej zaraz przed nami.
Gdyby nie pomyłka mojej mamy i ta cała kłótnia, do tego zderzenia zapewne dołączyłoby nasze auto.
Gdybyście utrzymywali właściwą odległość to by nie dołączyło.
O to to właśnie. Dodatkowa sekunda na reakcję to prawdziwe błogosławieństwo.
Zatrzymać się 3 metry przed zderzakiem poprzednika a 3 metry w nim, to różnica między "nawet nie przyszło mi do głowy, że mogłoby być niebezpiecznie" a ludzką marmoladą.
Dlatego chronicznie nie cierpię zderzakowców. Jeśli tylko mam możliwość, wypuszczam takiego przyklejonego idiotę przede mnie. Nawet jeśli w tym celu muszę zwolnić / zjechać na pobocze.
(Na szczęście rzadko jeżdżę autostradami - tam jest trudniej o taki manewr / pozbycie się natrętów.)