#fDgKq

Gdy miałam 16 lat zaczęłam chorować, występowały u mnie uporczywe zawroty głowy. Przez rok chodziłam do lekarza po pomoc i zawsze słyszałam to samo, że to wina stresu w szkole, albo ciśnienie niskie, albo idzie zmiana pogody. Podstawowe badania miałam robione, wyniki były dobre.
W końcu zmieniłam lekarza i od razu dostałam skierowanie do szpitala na obserwację. Tam dali mi lek, po którym zawroty ustały i w końcu mogłam normalnie funkcjonować. Drugiego dnia obserwacji wstałam z łóżka i wybrałam się na krótki spacer po korytarzu. Nie miałam wytycznych, aby leżeć non stop.

Wieczorem przyszedł do mnie ordynator i zaczął krzyczeć, że ja zdrowa jestem, bo spacerki sobie urządzam po korytarzu. Powiedział, że jestem tu tylko dlatego aby wzbudzić litość albo zrobić na złość jakiemuś chłopakowi i jutro wychodzę ze szpitala.

Ręce mi opadły. Nie miałam żadnego chłopaka ani sympatii w tym okresie. Do tego to był maj, okres matur w mojej szkole. Reszta szkoły miała wolne od zajęć na ten czas. Miałabym wolny czas w szkole marnować na leżenie w szpitalu? Obserwacja nic nie dała, jedyne co, to moja mama wyprosiła receptę na ten lek, po którym dobrze się czułam.

Minęło pół roku. Podczas innych badań okazało się przypadkiem, że choruję na niedoczynność tarczycy. Po dobraniu leków i ustabilizowaniu się hormonów - zawroty zniknęły całkowicie. Zawroty nie są typową dolegliwością przy niedoczynności. Główne objawy to tycie, senność, zmęczenie. Oczywiście zgłaszałam lekarzom, że jestem senna, słaba, ale każdy to bagatelizował. Mówili że to szkoła, nauka, stres plus dojrzewanie powoduje takie objawy.
Do teraz się zastanawiam, jak tylu lekarzy wraz z ordynatorem nie rozpoznało powszechnej choroby, która dotyka głównie młode kobiety.
Wybrak Odpowiedz

Bo znakomita większość z nich to konowały. Siedzą tam z przymusu lub dla kasy. Brak szacunku do drugiego człowieka i brak empatii "od zawsze" cechuje ten zawod. I nic się nie zmieni w tej kwestii. Śmiem twierdzić, że będzie tylko gorzej.

Dodaj anonimowe wyznanie