#Ho431

Mam taką zasadę, że nie daję pieniędzy osobom, które proszą o przysłowiowe dwa złote na bułkę, bilet do domu itp. Zdarzyło się, że dałam komuś pieniądze niby na jedzenie, po czym zauważyłam go wychodzącego ze sklepu z butelką alkoholu. Po drugiej czy trzeciej takiej sytuacji powiedziałam sobie, że koniec z tym i przestaję „wspierać” takich ludzi. Jeśli ktoś prosi o kupienie obiadu czy drobne zakupy, nie mam z tym problemu i w miarę możliwości pomagam, ale pieniędzy już nie daję.
Pamiętam taką starszą kobiecinkę, która poprosiła o parę groszy na chleb. Zaproponowałam, że zrobię jej zakupy, bo akurat był obok sklep. Na co ona z wielką pogardą i oburzeniem w głosie: „Jak proszę o pieniążki, to chcę pieniążki”. Nie to nie, nie dostała ani chleba, ani pieniążków. Jednak raz zdarzyło mi się zrobić wyjątek. Szłam wtedy na uczelnię, w centrum miasta podszedł do mnie mężczyzna i poprosił o dwa złote. Wyglądał raczej na bezdomnego, choć nie był jakiś bardzo zaniedbany, brudny ani nic takiego. Powiedział wprost, że potrzebuje pieniędzy na piwo, że jest uzależniony, jest w ciągu i jak zaraz się nie napije, to dostanie drgawek. Nie wiem, co mną wtedy kierowało, ale automatycznie sięgnęłam do portfela i dałam mu te dwa złote. Podziękował, dodał jeszcze, żebym się trzymała z daleka od tego świństwa i odszedł.
Minęło już pewnie z 8-9 lat od tego dnia; w międzyczasie dziesiątki pijaczków i innych elementów, których dawno już wyparłam z pamięci, prosiły o złotóweczkę na bułkę, a ja cały czas pamiętam tę jedną sytuację, jakby to było kilka dni temu. Wydaje mi się, że nigdy wcześniej ani później nie widziałam takiego błagania, a jednocześnie bólu w czyichś oczach. Być może postąpiłam źle, może powinnam go gdzieś zgłosić, nie wiem. Pewnie gdyby powiedział, że potrzebuje na chleb, po prostu minęłabym go, twierdząc, że nie mam pieniędzy.

Nie sądzę, aby ta sytuacja w jakiś znaczący sposób wpłynęła na moje życie, nie zostałam z dnia na dzień abstynentką czy wolontariuszką w ośrodku odwykowym ani nic takiego. Chciałam się tym jednak podzielić, bo co parę miesięcy przypomina mi się ten człowiek i zastanawiam się, dlaczego zareagowałam właśnie w ten sposób, a nie tak jak zwykle.
vylarr Odpowiedz

Większość takich żebrzących pod sklepami znalazła się w takiej sytuacji sama i wcale nie chce z niej wyjść. Tak im dobrze. A idioci o miękkim sercu jeszcze ich w tym utwierdzają. Takim pasożytom nie powinno się pomagać w żaden sposób, jeżeli rzeczywiście chcieli by otrzymać pomoc, albo ktoś chciał by pomóc tym co naprawdę tej pomocy potrzebują, to to są odpowiednie instytucje/organizacje od tego.

krux7735

teraz mądry jesteś, ciekawe jak byś był na ich miejscu, wtedy nie byłbyś taki wyszczekany, nie?

vylarr

Nie, nie jestem alkoholikiem, a biorąc pod uwagę mój stosunek do alkoholików raczej nigdy nim nie zostanę. Ludzie mogą się znaleźć w trudnej sytuacji z różnych powodów losowych, jest bardzo dużo organizacji pomocowych, czy osób, które pomogą i każdy, kto znajdzie się w takiej sytuacji życiowej, to szybko z niej wyjdzie - chyba że nie chce tego.

coztegoze2 Odpowiedz

Realnie rzecz biorąc to mogłaś nawet facetowi uratować życie. Takie nagłe odcięcie dla zaawansowanego alkoholika kończy się niebezpiecznie a może nawet zakończyć się śmiercią. Więc jak był na mocnym głodzie to niestety to mogło być ratowanie zdrowia i życia. Jakkolwiek to nie brzmi dziwnie.

Dlatego miejsca pomocowe, które wymagają całkowitej trzeźwości dla takiego zaawansowanego alkoholika mogą być nierealne do skorzystania. Bo bez detoksykacji sytuacja po prostu robi się niebezpieczna dla niego. Jak ktoś funkcjonował latami na dużych dawkach alkoholu to takie nagłe odcięcie to szok dla organizmu.

chinczykrudy

Slyszalem o jakoms przypadku żulika ktory umarl w karetce bo nie dostal alkoholu. Jak uslyszalem to po po raz pierwszy to parsknalem smiechem ale potem nie bylo mi juz do smiechu.

vylarr

To zabrzmi brutalnie, ale to anonimowe i mogę pisać co chcę (a wy nie możecie dawać minusów).
Jakby facet umarł, to była by mała strata. Jednego pasożyta mniej.

SorryEverAfter Odpowiedz

Też raz kiedyś komuś kupiłam piwo i bardzo tego żałuję i nie wiem, co mną wtedy kierowało. Teraz już prędzej bym komuś dała na hero...ę niż na alkohol, jeśli na cokolwiek (mniejsza trucizna dla organizmu, nie wyniszcza komórek nerwowych). Tylko że oni już nie proszą, bo niby jak mieliby uzbierać proszeniem 200, 300 czy ileś tam -set złotych, a tyle potrzebują dziennie?

zdystansowany Odpowiedz

Mnie spotkała kiedyś taka nietypowa sytuacja że ktoś poprosił mnie o kupienie czegoś do jedzenia w sklepie. Zgodziłem się choć biorąc pod uwagę mą sytuację nie powinienem. Gdy się dowiedziałem że chce by mu kupić konkretne słodycze już mi było głupio odmówić. To już wolę zgodzić się komuś dać pieniądze na obiad (ten ktoś może lepiej wiedzieć jaki obiad mu służy a jaki nie i to rozumiem bo sam jestem w tej kwestii wybredny i mam ku temu powody i oczywiście obiad to nie jakieś np. Pryncypałki) niż zgodzić się kupić komuś jedzenie a potem się dowiedzieć że szukał sponsora na słodycze. Oczywiście dobrze jest gdy ktoś znalazłszy się w takiej sytuacji jak ja wtedy potrafi być asertywny.

ohlala

Faktycznie nietypowo. Spotkałam się z prośbą o coś słodkiego, ale to miało być byle co, bo chodziło o podniesienie cukru.

A tak ogólnie dodam tylko, że jeśli ktoś już pomaga, to należy pamiętać, że jedzenie nie zastępuje pieniędzy i osoby bezdomne (lub te, które dom mają, ale mają problem z opłaceniem wszystkich rachunków) potrzebują także gotówki. Jedzenie naprawdę nie jest jedyną potrzebą człowieka i o nie akurat najłatwiej, przynajmniej w średnich i dużych miastach.

SorryEverAfter

Fakt faktem że bezdomni raczej wychudzeni nie są, ale to nie znaczy, że należy od razu dawać im gotówkę. Wielu z nich ma jakieś zapomogi od państwa i przepija to, alkohol to plaga na ulicy.

ohlala

@SorryEverAfter

No nie zrozumiałaś. Zresztą mówię do osób, które chcą w jakiś sposób pomagać.

Dodaj anonimowe wyznanie