#GmM6O
Podstawówka, klasa szósta. I dziecko z dobrym serduchem, wierzące we wracające dobro, sprawiedliwość i takie tam. Drugi bohater wyznania – moja „przyjaciółka”. Urodzona matematyczka, talent sportowy i polonistyczny. Tak określała sama siebie. Pupilek nauczycielek, lizus. Najlepsze oceny w klasie musiała mieć tylko ona.
Niestety nie tylko ją Bozia obdarowała talentem polonistycznym. W większości to moje oceny były lepsze. Byłam chwalona na tle klasy za dobrze napisane testy, raz zdarzył się nawet konkurs. Nie obnosiłam się z tym. No udało się i po co drążyć temat. Za każdym razem widziałam, jak przyjaciółka się denerwuje, kiedy ktoś mnie chwali, bo przecież ona jest najlepsza. Zdarzało się, że porównywała nasze sprawdziany, znajdowała u mnie błędy i zgłaszała je nauczycielce, przez co miałam obniżaną ocenę. Wtedy była szczęśliwa.
Z matematyki nigdy nie mogłam jej dorównać. Nawet nie miałam zamiaru, nic na siłę. Nauczycielka matematyki była dość surowa, oceny półroczne i końcowe to trójki, mimo że nie byłam aż tak słaba. Na koniec roku obiecana mi była czwórka. Jasne, że się cieszyłam, w końcu pani mnie doceniła. Przyjaciółka oczywiście była lepsza, jej oceną miała być piątka. Pod koniec roku wychowawczyni powierzyła nam dziennik, a my grzecznie wypisywałyśmy oceny proponowane na zakończenie. Z ciekawości obliczałyśmy swoje średnie z poszczególnych przedmiotów, na podstawie których niby miała być wyznaczona ocena końcowa. Jej średnia z matematyki wynosiła 4,5, a moja 3,5. Ona na koniec dostała piątkę, ja tróję. Dlaczego? Ponieważ wykłóciła się o moją ocenę, bo przecież ja nie mogę mieć czwórki, ja nic nie umiem.
WF. Kolejny przedmiot, w którym miała być najlepsza. Ja rzadko ćwiczyłam na zajęciach (kompleksy, głupi wiek). Ale gdy już ćwiczyłam, zbierałam nie najgorsze oceny. Na koniec piątka. Koleżanka również. Mimo że była najlepsza, że jeździła na zawody. Jak ona mogła mieć taką samą ocenę, jak ktoś taki jak ja? Znowu odbyła rozmowę z nauczycielką w sprawie mojej oceny. Tutaj wychowawczyni pozostała nieugięta i piątka została, chociaż nawet ja traciłam nadzieję i wolałam mieć niższą ocenę, ale święty spokój.
Ostatnia sytuacja. Koniec maja. Dostaliśmy wyniki testu szóstoklasisty. Ja miałam więcej procent z polskiego i angielskiego. Ona z matematyki. Śmiechem żartem rzuciłam: „No, każda lepsza ze swojego przedmiotu, he, he”. Na co „najlepsza przyjaciółka” oburzyła się, dosłownie się na mnie rzucając, bo przecież jak ja śmiem twierdzić, że jestem od niej w jakiejkolwiek dziedzinie lepsza.
Dziękuję Bogu, że nasze drogi się rozeszły. Trafiłyśmy do innych szkół, toksyczna przyjaźń się skończyła. A ja nie mogę sobie podarować, że pozwalałam jej na takie zachowanie. I mam żal do nauczycieli, że zmieniali mi oceny pod jej wpływem.
Z takimi "przyjaciółmi" nie potrzebuje wrogów...
Mogłaś nauczycielom powiedzieć, że nie zgadzasz się z ich zachowaniem, chociaż faktycznie z WFu to jak ona częściej ćwiczyła i bardziej się starała, to lepsza ocena się należy, no ale z matematyki to nie było sprawiedliwe. Nie ma co już mieć żalu, bo może tego nikt z nas nie zmieni, nawet nauczycielka, choćby bardzo żałowała.
Nauczyciel obniżający uczennicy ocenę na "wniosek" innej uczennicy. Nie kupuję tej bajki.