Mam męża i dzieci, i sporą rodzinę, a czuję się strasznie samotna. Mam wrażenie, że nikt nie dostrzega mojego zmęczenia i braku sił, mimo że głośno o nich mówię. Czuję się niezrozumiana, a każdy mój płacz (jestem bardzo emocjonalna) w ciężkich dla mnie sytuacjach jest powodem, żeby jeszcze bardziej się na mnie denerwować, bo „znowu ryczysz”. Bywają też momenty, że jest fajnie i wesoło, ale jedna sytuacja potrafi zmienić wszystko o 180 stopni. Bardzo bym chciała po prostu zostać zrozumiana.
Dodaj anonimowe wyznanie
Trochę za mało informacji.
Na pewno masz prawo oczekiwać zrozumienia. Można wywnioskować, że Twoja rodzina ma podejście bardzo egoistyczne i nie okazuje Ci potrzebnego wsparcia, ale...
.. czy jesteś pewna, że sama się do tego nie przyczyniasz? Nie mam zamiaru Cie oceniać, ale na znanym mi przykładzie - informujesz o braku sił i zmęczeniu, a gdy ktoś z rodziny wyręcza Cię lub pomaga, zarzucasz go pretensjami bo coś "źle robi"? Może z jakichś przyczyn się do tego zrazili. Może wolą odsunąć się "dla świętego spokoju". Może chcą na bazie swoich doświadczeń unikać sytuacji konfliktowych.
Nie mówię, że tak jest, ale czasem warto też popatrzeć na swoje zachowanie trochę z boku.
Pytanie co było pierwsze, jajko czy kura. Jak jesteś zawalony robotą, i ktoś proponuje ci pomoc, to musisz mieć konkretny powód, żeby z tego dobrowolnie zrezygnować. Najczęściej dzieje się ta dlatego, że wiesz, że po tej „pomocy” będziesz mieć jeszcze więcej pracy - bo albo zostanie wykonana bardzo źle, albo będziesz musiał co chwilę przypominać, albo będziesz dostawał co chwilę pytania, albo będzie ci to wypominane. I ostatecznie ŁATWIEJ jest wykonać samemu.
A osobiście uważam, że obowiązki domowe sa tak proste, że nie da się mieć dobrej woli a mimo to wykonać ich źle.
Jedno słowo: komunikacja. Nie mów jaki masz problem np. "jestem zmęczona!" ale czego oczekujesz od innych np. "potrzebuję odpocząć przez 3 godziny, czy mogę gdzieś wyjść i zająć się sobą?". Nie mów "jestem samotna!" ale mów "jestem samotna, czy możemy wyjść razem do kina?" itp itd
Ja już Cię zrozumiałem.
Losowa sytuacja potrafi inic Ci nastrój w płaczliwy i kłótliwy. Do tego narzekasz jak to zawsze masz najgorzej. I mimo że jesteś chorągiewką emocjonalną, masz pretensje że nikt nie wie czy i o co za chwilę się do kogoś przyczepisz, a jak ktoś spróbuje wyjaśnić dlaczego znowu płaczesz, to też są pretensje że nie wie.
W najlepszym przypadku jesteś nadwrażliwa emocjonalnie. Albo niezrównoważona.
Jest też szansa, że ma depresję.
Możliwe, że jest też przemęczona. To nawet prawdopodobne w dużej rodzinie, zwłaszcza jeśli wyniosła z domu powszechne przekonanie, że matka powinna wszystko ogarnąć. Trudno panować nad sobą, kiedy człowiek zupełnie nie ma sił.
Nie wyobrażam sobie bym nie przytulił swojej partnerki kiedy czuje się źle. Czułbym się podle gdybym wściekał się na nią, że płacze. Ona też jest emocjonalna. Dużo o tym rozmawialiśmy i udało mi się ją przekonać do kontaktu z psychologiem, a potem psychiatrą. Przewlekły stres i napady lękowe skutkowały u niej wybuchami płaczu. U ciebie może być to samo lub coś innego, ale zachęcam do kontaktu z psychologiem. Dużo lepiej Ci będzie jeśli zasięgniesz odpowiedniej pomocy.
Jeśli ciągle mówisz o tym, że jesteś zmęczona, zamiast coś z tym zrobić, to normalne, że rodzina się przyzwyczaiła i nie reaguje.
Nie powinnaś tolerować tego jak jesteś traktowana.
Życie w dużej rodzinie to stała huśtawka emocjonalna. Właśnie tak jak piszesz: jest fajnie i wesoło, aż któreś dziecko przesadzi z żartami, drugie się obrazi i powie coś głupiego, potem się pokłócą, na co inni się wkurzą, że psują atmosferę… Tak po prostu jest. Musisz nabrać dystansu. Nie przejmuj emocji innych członków rodziny.
W kwestii zmęczenia: komunikuj potrzeby. Tak jak już napisał @imaohw, mów „jestem zmęczona, przejmij dzieci na pół godziny, potrzebuję się przewietrzyć”. Sama informacja o zmęczeniu to tylko informacja. Oczywiście, są ludzie, którzy wyjdą z inicjatywą, sami zaproponują rozwiązanie i każą Ci iść się zdrzemnąć. Ale skoro Twoja rodzina tak nie ma, to mów im wprost, co mają zrobić. Bo nikt się sam nie domyśli.
Z praktycznych rzeczy: sama zadbaj o swój odpoczynek. Nie czekaj, aż ktoś dostrzeże Twoje zmęczenie i sam Ci zaproponuje, niejako „pozwoli” iść odpocząć. Zaplanuj siebie swój czas, niech to będzie nawet 15-30 minut, kiedy jesteś najbardziej przebodźcowana. Realna potrzeba to nie fanaberia. I przemyśl sobie, czy wszystko co robisz jest absolutnie konieczne (np. da się żyć bez prasowania wszystkich ubrań, okna wcale nie muszą być myte raz na miesiąc… itp.) oraz co z Twojej pracy powinni robić inni. Odpuść sobie co się da. Doba ma tylko 24 godziny.
I znajdź sposób, żeby zaopiekować się swoimi emocjami. To nie jest zadanie innych osób, tylko Twoje. Ale choćby w internecie jest od groma materiałów, kursów, czy webinarów. Coś znajdziesz :)
Ten drugi akapit jest bardzo szkodliwy, ale szanuję resztę komentarza. Co do drugiego akapitu: ludzie naprawdę nie są głupi i wpadają na takie pomysły, żeby zakomunikować swoje zmęczenie. „ przejmij dzieci na pół godziny, potrzebuję się przewietrzyć” - to jest tak, że wszystkie obowiązki należą do niej, i ktoś może conajwyzej przejąć na chwilę, żeby jej ulżyć. Druga rzecz, dopominanie się wieczne o pomoc w domu samo w sobie jest wyczerpujące i stawia ją w roli petenta. Z jakiej racji ma to robić? To jakby pracownikowi powiedzieć „słuchaj, ty musisz regularnie przypominać pracodawcy o wypłacie, on sam się nie domyśli”. Albo odwrotnie, „musisz pracownikom wyraznie regularnie mówić, że mają wykonywać obowiązki. Inaczej trudno się dziwić, że cały dzień siedzą na dupie i patrzą w sufit”. No nie, w małżeństwie, rodzinie, jesteśmy teamem. Mamy swoje obowiązki. To nie jest tak, że cała odpowiedzialność leży na jednej osobie, i to ona ma rozdysponowywać zadania, i podtrzymywać motywację. Problemem jest ta osoba, która zamula, nie wywiązuje się i zwala za dużo obowiązków na drugą. Jakby to była spółka, to już dawno by taki „zamulacz” został pogoniony, bo albo robimy to razem, albo nie chcemy cię tu. I raz raz by się taka osoba nauczyła. Ale że to małżeństwo, rodzina, i wiadomo, że jest decyzja nieodwracalna (dzieci) to ludzie sobie pozwalają na rzeczy, których by w innych relacjach (przyjaźń, praca) nigdy nie zrobili. Bo albo zepną dupę, albo z nich się zrezygnuje.
@MaryL2
1. "w małżeństwie, rodzinie, jesteśmy teamem."
2. "Problemem jest ta osoba, która zamula, nie wywiązuje się i zwala za dużo obowiązków na drugą."
Uważam te fragmenty za bardzo trafne, może z tego powodu, że mnie się zdarzyło przejść kawałek życia z takim "zamulaczem"...
Który ZAWSZE miał czas, ZAWSZE miał odpowiedź "ale nie było w planie..." i po prostu robił za hamulcowego w całym układzie, choć ogólnie był sympatycznym, dobrym, prawym człowiekiem.
Nie da się przełożyć biegunki dziecka "na jutro" ("dziś nie było w planie wyjście do apteki"), tak samo jak nie da się w cudowny sposób zlikwidować awarii typu "uszczelka w kranie poszła".
Doba ma tylko 24 godziny, a wytrzymałość każdego człowieka (psychiczna i fizyczna) ma swoje granice.
Tak, rozstaliśmy się, choć moje potomstwo do dziś mi wypomina, że decyzję o odejściu podjęłam zdecydowanie za późno.
No ale, jak mówi @MaryL2 :
"Ale że to małżeństwo, rodzina, i wiadomo, że jest decyzja nieodwracalna (dzieci)....."
.... to trwało trochę dłużej niż wypowiedzenie umowy o pracę 🤗
@Frog, no właśnie też byłam w takim związku, stąd rozumiem te mechanizmy. I aż za dobrze rozumiem to „sympatyczny, dobry, prawy człowiek”. Tylko co z tego, jeśli ja byłam coraz bardziej zmęczona. Już nawet nie obowiązkami, ale próbą motywowania, zmiany mojego podejścia itp, bo słuchałam rad typu „musisz go więcej chwalić”, „musisz mu wyraźnie powiedzieć”. Zawsze to ja coś musiałam w sobie zmieniać. Niestety, jak dorosły człowiek się uprze, że czegoś nie zrobi (świadomie czy podświadomie) to możesz na głowie stanąć, przeczytać książki o komunikacji, motywacji i czym tam jeszcze, ale tego nie zrobi. I będzie przekładał tematy w nieskończoność, a ty będziesz się coraz bardziej w tym spalać, będziesz ciągle lekko poddenerwowana, będziesz ponosić konsekwencje tego przekładania. Szkoda, że tego nas mamy nie uczyły, żeby na to uważać. Albo nie wiem, że na wych do życia w rodzinie nie tłumacza jak organizować obowiązki domowe, żeby małżeństwo było szczęściem, a nie ciężarem, który wisi na jednej osobie.
Po prostu nie rycz o byle gówno i bedzie git