#FiYLE
Kiedy miałam 18 lat, rzucił mnie chłopak (wtedy wydawało mi się, że to mój ideał). Załamałam się, większość dni spędzałam na płaczu i użalaniu się nad sobą. Trwało to prawie pół roku. Moja siostra w tym czasie siedziała głównie u chłopaka. Widziałam czasem, jak tata zapisuje datę, od której przestanie pić, widziałam też, jak ją skreśla i pisze nową. Było mi go żal, ale nie wiedziałam jak mogę mu pomóc i byłam zbyt zajęta swoją "tragedią". Tym sposobem nie zauważyłam, że mój tata zwyczajnie oprócz problemów z alkoholem cierpi na depresję i naprawdę potrzebuje pomocy.
Dowiedziałam się o tym z jego pamiętnika, w którym pisał, ze "Ola siedzi znowu zamknięta w pokoju, Ali nie ma w domu, a ja jestem sam". Niestety jak już nie żył. Popełnił samobójstwo.
Najgorsze jest w tym to, że mówił o tym wcześniej, tylko mu nie wierzyłyśmy. Podobno miał już za sobą próbę samobójczą, i to chyba nie jedną, więc reszta rodziny twierdzi, że i tak by to zrobił, ale ja nie mogę pozbyć się wyrzutów sumienia. Żałuję, że wolałam siedzieć zamknięta w pokoju, niż porozmawiać z tatą.
Od tamtego czasu minęły prawie 4 lata, a ja wciąż nie umiem się z tym pogodzić. Właśnie świętowałby swój pierwszy Dzień Dziadka.
Ale to dorosły powinien być wsparciem dla dzieci, a nie dzieci dla dorosłego. Przynajmniej nie w ten sposób.
Twój ojciec był dorosłym mężczyzną, który od wielu lat cierpiał na alkoholizm. Jako dorosła osoba miał pełne możliwości zgłoszenia się po pomoc. Tym bardziej jeśli bywał na grupach pomocowych dla alkoholików to wiedział, gdzie może pójść o pomoc poprosić, gdzie może pójść spytać gdzie o pomoc się zwrócić jeśli uważał, że na grupie tej akurat specyficznej pomocy nie otrzyma, gdzie może pójść porozmawiać o problemach, które inni ludzie tak dobrze rozumieją (kto lepiej zrozumie problemy alkoholika: inni alkoholicy czy 2 nastolatki?).
Tak szczerze mówiąc to po latach życia z ojcem alkoholikiem i bezowocnych próbach pomocy mu to zrobiłyście jedyną rzecz jaką mogłyście: zajęłyście się swoim życiem.
Alkoholizm i nadużywanie przez lata alkoholu powodują zmiany w mózgu. Twój tata powinien się był po prostu zgłosić do lekarza. Natomiast realnie rzecz biorąc biorąc antydepresanty trzeba przestać pić a Twój tata nie umiał tego zrobić (antydepresanty + alkohol = uszkodzenia wątroby, która i tak jest już uszkodzona u alkoholika od wieloletniego picia). Druga rzecz, że picie alkoholu u osoby z depresją to dodatkowy czynnik ryzyka. Statystyki policyjne jasno pokazują, że niestety ale mężczyźni będący pod wpływem łatwiej targają się na życie.
Przykro to napisać, ale jeśli dla dorosłego mężczyzny posiadanie 2 małych dzieci nie jest wystarczającym motywem do tego żeby walczyć ze alkoholizmem to niestety ale Twój tata nie miał szansy aby wygrać z chorobą alkoholową. A tak naprawdę to właśnie choroba alkoholowa go zabiła. Przynajmniej 10 lat facet sobie nie mógł poradzić z tą chorobą więc w jaki sposób miałabyś go uratować? To nierealne. Tylko alkoholik jest w stanie walczyć z chorobą.
Warto żebyś się zgłosiła na terapię dla DDA (dorosłych dzieci alkoholików) w centrum uzależnień - będzie za darmo na NFZ (musisz sprawdzić ośrodek, bo niektóre są zdaje się płatne, ale na NFZ powinno być za darmo). Dla swojego dziecka żeby mu nie przekazać złych wzorców.
I dodam, że ciężko mi uwierzyć, że czynny alkoholik, którym opiekowały się jego 2 małe córki aby przestał pić świętowałby dzień dziadka. Albo gorzej: to świętowanie byłoby przez alkohol a nie spędzanie czasu z tym dzieckiem. Zresztą zostawianie dzieci pod opieką czynnych alkoholików jest po prostu niebezpieczne dla tych dzieci. Także taki wnuczek/ wnuczka nie ma realnie korzyści z dziadka alkoholika, bo może się go bać, dziadek przekazuje złe wzorce. Widać w Tobie miłość do taty, więc to mogą być dla Ciebie ciężkie słowa.
coztegoze2
Otóż to.
Napisałam prawie identyczny komentarz, ale w końcu go skasowałam. Bo nie sądzę, by do autorki coś z tego faktycznie dotarło.
Dzieci alkoholików są tak głęboko w roli ratowników, że kompletnie nie rozumieją, iż to rodzic powinien zajmować się nimi. I że to on dał dupy po całości.
Tutaj jest tylko poczucie winy, że się zawiodło, że się było niewystarczającym. Że na 5 minut zapomniało się o biednym tatusiu i przez moment żyło dla samego siebie. A to przecież niewybaczalny egoizm.
Rolą ratownika jest stać zawsze na baczność, w gotowości na każde pierdnięcie zachlanej mamusi czy tatusia. I z tej roli się nie wyrasta. Tu trzeba solidnej terapii.
@Czaroit, wiem że moje komentarze mogą być nie do przyjęcia dla autorki, ale uważam, że ktoś musiał to napisać (fajnie, że też pisałaś komentarz), bo jak się życie w rodzinie dysfunkcyjnej to nie ma się pojęcia co realnie jest zdrowe i jak rodzinna powinna funkcjonować.
A może w dziewczynie te słowa zasieją ziarno i ono kiedyś wykiełkuje i poprawi los tego dzieciaczka jej i jej samej. Byłoby fajnie.
Nie jesteś niczemu winna. Dorosły człowiek, który wiedział, że ma problemy. Dzieci nie są odpowiedzialne za rodziców. Zadbaj o siebie i swoją rodzinę. Poszukaj terapeuty, który pomoże Ci to przepracować.
Nie jesteś winna tej sytuacji. Twój ojciec był dorosłym człowiekiem i to on powinien się opiekować dziećmi, a nie dzieci nim. Jeśli miał depresję, powinien się na nią leczyć, a nie liczyć, że wsparcie dzieci mu pomoże. Miał wiele możliwości, by chociaż podjąć próbę poprawienia swojej sytuacji.
Nie zostało już niestety nic poza modleniem się za jego duszę.
To nie jest dobry moment na twój komentarz. Troluj (trolluj?) pod innymi postami.
No kurcze no co ja źle robię? Może jedynie to, że zbyt dosadnie o tym mówię, ale jakby nie patrząc jest to prawda, że za zmarłych trzeba się modlić.