#FakO6
Udało się. Mama nie pali od półtora roku. Rok temu zmarła na raka płuc.
Nie, gdy dowiedziałam się o nowotworze, nie powiedziałam jej słów, którymi ją straszyłam bądź próbowałam zmotywować. Przeciwnie, rozpłakałam się i zaczęłam szukać pomocy. Niestety, było za późno, choroba zabrała ją w kilka miesięcy. Bardzo cierpiała. Gdy brała chemię, non stop wymiotowała, bardzo schudła, wypadły jej włosy.
Piszę to, by Wam uświadomić, jaką krzywdę możecie wyrządzić swoim bliskim, trując się papierochami. Zastanówcie się, czy warto.
A przy okazji truła Ciebie.
To jest nałóg, nie fanaberia.
I tak, większość palaczy zna możliwe skutki i zagrożenia ze strony palenia tytoniu.
Pacjent musi mieć odpowiednio silny organizm, odpowiednie wyniki krwi, by brać chemię. Skoro z Twoją mamą było aż tak źle, to kto pozwolił jej brać chemię??? Przecież chemia wyniszcza organizm jak mało co!
Pacjent dostaje chemię na podstawie wyników z krwi. Nawet jeśli nie stoi na nogach, ale wyniki ma dobre, to dają.
Wymioty, wypadanie włosów, bóle całego ciała i wyłączenie myślenia to efekty chemii, nie samej choroby, więc to nie są przeciwwskazania do podania kolejnej dawki.
Piszę to na podstawie leczenia osoby z mojej rodziny.
Pani/Panie KurzaStopa, mam nadzieję, że już wszystko jest dobrze. Ma Pan(i) rację. U nas też robili badania krwi przed podaniem chemii. I właśnie zawsze jakoś mi dali chemię, chociaż niektórych odsyłali do domu. Ale właśnie już w czasie chemii to niezbyt wiem co się działo.
Polasie się śmieją odpalając następnego.