#FCSQK
Pewnego dnia moi rodzice mieli gości, wypili po dwa drinki i wtedy zadzwonił telefon.
Była to babcia, powiedziała, że dziadek upadł i chyba złamał rękę. Wchodząc do mieszkania dziadków, widzę dziadka na wpół przytomnego z nienaturalnie skrzywioną ręką. Dzwonimy na pogotowie, które przyjeżdża 10 min później. Powiedzieliśmy lekarzowi, że podejrzewamy, że to kolejny udar, bo z dziadkiem nie ma kontaktu.
Zabierają dziadka do szpitala na badania. Pojechaliśmy za karetką, oczekiwanie na prześwietlenie trwało ponad godzinę, czekanie na ordynatora kolejne pół. Około godziny 22 zawitał pan ordynator, który powiedział, że w tej chwili mamy jechać do miejscowości oddalonej 60 km stąd, bo w naszym szpitalu nie ma oddziału ortopedycznego. Na pytanie o transport karetką (mam 18 lat, jestem młodym kierowcą, boję się jeździć wielkim samochodem taty w nocy), lekarz oburzył się i powiedział, że karetka jest jedynie od wypadków.
Po przyjeździe na miejsce tata zapytał o wózek, bo dziadek nie był nawet w stanie stać, usłyszał od pielęgniarek, że MA GO SOBIE SAM ZNALEŹĆ. Dziadek zasypiał na siedząco, jak się okazało, zapadał w śpiączkę... Następnego dnia wrócił do domu UWAGA, KARETKĄ, która ponoć jest tylko do wypadków, z opatrunkiem z waty i bandaża NA ZŁAMANIE!
Stan dziadka nadal nas niepokoił, był agresywny w stosunku do babci, prawie nie mówił, miał zaniki świadomości. Wzięliśmy sprawy w swoje ręce, rozmawialiśmy z lekarzem, ponownie przewieziono dziadka do szpitala, gdzie spędził tydzień. Diagnoza: UDAR MÓZGU. Jedyne co zrobiono w szpitalu, to unormowanie ciśnienia. Dziadek od dwóch tygodni leży, siada jedynie z naszą pomocą, prawie nie mówi, myli pory roku. Odmówiono nam skierowania do neurologa, więc zamówiliśmy wizytę prywatną. Cały czas walczymy, bo dziadek niknie w oczach.
POZDRAWIAM NFZ! Nie mając pieniędzy w tym kraju, skazujemy się na śmierć.
 
                
Wszyscy narzekają na brak pieniędzy w NFZ, a moim zdaniem wiele z tych sytuacji nie miałoby miejsca, gdyby pracownicy nie byli bucami i chamami. Bo w prywatnych klinikach również trafia się na olewackich lekarzy, dentystów. Jedyny wspólny mianownik jaki widzę, to to, że ludzie tak się zachowują, kiedy widzą, że nie masz wyjścia (jest dwóch okulistów na całe miasto, lekarz jest tak oblegany, że czeka się pół roku, albo właśnie pracują na NFZ i im nie zależy).
Własnie dlatego wyjechałam z Polski na stałe. Jestem mlodą osobą i bez problemow ze zdrowiem ale juz TRZY RAZY NFZ dopuścił się powaznych zaniedbań. A mojemu ojcu przepisali chemioterapię na raka ktorego nigdy nie miał. Chory system
Popieram wybór.
i dokąd wyjechałaś?