#EhXxR
Jechałem do mechanika. Nie miałem pojęcia, gdzie dokładnie zlokalizowany jest warsztat, więc zatrzymałem się na poboczu, by skontaktować się z mechanikiem i dopytać o szczegóły dojazdu. Widziałem, że jakieś 2 m za mną stoi mały, czerwony samochód. W momencie, gdy wybierałem numer usłyszałem chrzęst. Odwróciłem się i zobaczyłem ww. auto tuż za mną. Pomyślałem: "Pewnie kierowca ledwo wyhamował". Nagle do drzwi podchodzi kobieta (blondynka). Zaczęło się od: "O rety! Zderzyliśmy się! Co teraz?! Tylko niech pan nie wzywa policji! Bardzo proszę! Możemy się dogadać!". Uspokajałem kobietę, mówiąc, że skoro chce się dogadać, to nie ma potrzeby, aby wzywać policję.
Na jej samochodzie nie było śladu po otarciu. Na moim (czarny lakier) było widocznych kilka głębokich rys: dziwnie ustawiona tablica rejestracyjna w jej aucie wryła się w mój zderzak (w prawym tylnym rogu samochodu: to ważne, jak się okaże później). Spanikowana kobieta zadzwoniła do męża, by się naradzić, ten poprosił mnie do telefonu. Ustaliliśmy, że nie wzywam policji i po wycenie lakiernika otrzymam od nich pieniądze. W krótkiej rozmowie okazało się, że mężczyzna pochodzi z tej miejscowości co ja, zna moich wujków - zaufałem mu.
Odjechałem, lakiernik wycenił straty + pracę na 300 zł. Skontaktowałem się z tą kobietą i tu zaczęło się... Stwierdziła, że nie czuje się winna, że skoro na jej samochodzie nie ma uszkodzeń, to pewnie chcę ją naciągnąć na koszty, że nie widziała mnie w lusterku i to ja w nią wjechałem z impetem. Dodała, że zapłaci - ale po pieniądze mam przyjechać do szpitala - jest pielęgniarką - tam mi je da, aby mąż o tym nie wiedział, bo "jest nerwowy".
Dwa dni później zadzwonił do mnie jej mąż z wyzwiskami, że to jest moja wina i on był na komisariacie zgłosić sprawę (nie obeszło się bez wyzwisk). Przez dwa tygodnie policjant dzwonił z prywatnego numeru, by mnie postraszyć. Przestałem odbierać. Zjawił się dzielnicowy, by sfotografować zderzak. Wyjaśniłem mu sytuację. Po kilku dniach zadzwonił policjant, abym zgłosił się na komisariat, bo ta kobieta wycofała oskarżenie. Nie zgodziłem się na podpisanie dokumentów - jeszcze wierzyłem w wymiar sprawiedliwości - sprawa trafiła do sądu. Oskarżenie brzmiało: "Zjechał z drogi głównej i nie zachowując ostrożności naraził na utratę zdrowia lub życia Monikę S. (jakieś dziecko i jej koleżankę).
Nagle w sprawie znalazł się tajemniczy świadek, który widział jak wjeżdżam w samochód ww. kobiety... (jakim cudem ma uszkodzony tył samochodu?!). Prawnik doradził mi, by nie odwoływać się od wyroku, bo to tylko KW i nie wpływa to na moją karierę zawodową. Jednak jest inna szkoda - MORALNA. Policjant okazał się kuzynem blondynki - mataczył w sprawie.
Degrengolada i kolesiostwo - AMEN
Historia trochę o sprawiedliwości, a trochę o Twojej naiwności.
Nie chcesz wzywać policji - ok. Ale spisujesz wtedy oświadczenie (które da się podważyć, ale JEST i jest dowodem w sprawie) i robisz kupę zdjęć oraz filmik, żeby mieć dowód jak to wyglądało.
I co to za prawnik, który Ci doradził, żeby nie odwoływać się od wyroku?! Przecież tutaj nie dość, że trzeba było przywołać dowody (których z własnej niedbałości nie miałeś tyle, ile powinieneś - ale są biegli, są mechanicy, są bilingi), to jeszcze pozywać tego policjanta, żeby odpowiedział za przekroczenie uprawnień.
Ja kiedyś w drodze do pracy zarysowałem jakieś auto, przy skręcie niestety wjechałem nieco drugi pas. Moja wina. Spieszyłem się, spisaliśmy oświadczenie bez wzywania policji, ale tylko egzemplarz dla niego. To była tylko rysa na lakierze, może uszkodzony też boczny migacz. A potem dowiedziałem się z ubezpieczalni, że były dwa postępowania, szkoda na mieniu i szkoda na osobie. Moja naiwność, szkodę na osobie to bym mu dopiero zrobił jakbym miał jego dane.
Oświadczenie tylko dla 1 strony to tak jakbyś go nie miał.
No bo nie miałem. Tylko on miał. Pewnie sobie podpisywał jakiś stres pourazowy albo jakieś bóle w karku czy coś, co nie mogło mieć miejsca i ja nawet nie miałem pojęcia że tak zrobił, tylko wyszło przy okazji następnego ubezpieczenia że były dwa postępowania, ale żadnych danych mi nie chcieli podać oczywiście żeby jakoś zlokalizować tego idiotę. No cóż, życzę mu żeby doświadczył podobnego traktowania jakie sam oferuje innym.
Dać się oszukać raz nie jest ujmą na honorze. Dopiero gdy zrobi się to drugi raz, postępuje się głupio.
Teraz już wiesz co robić w podobnym przypadku.