#E8Dl7

Zmarnowałem życie dla rodziny przez małe „r”. Mam 49 lat, całe życie pracowałem na rodzinę, aby jej niczego nie zabrakło, utrzymywałem wszystkich, zbudowałem dom, wykształciłem dzieci, tylko zapomniałem sam o sobie. Całe życie w delegacjach, całe życie gość w domu, bo cały czas jeszcze na coś brakowało i coś trzeba było zrobić. W końcu postanowiłem znaleźć pracę blisko domu. Żonie bardzo się to nie spodobało i szybko się okazało dlaczego. Miała kogoś i krótko po moim powrocie odeszła do niego. Prowadziła podwójne życie, kiedy ja byłem tam i przywoziłem jej pieniądze. Nabuntowane przez nią dzieci nie znają ojca i nie chcą poznać, mają już swoje życie i w czterech literach mnie mają, kiedy już nie daję pieniędzy. Dla całej trójki byłem bankomatem. Zostałem sam w wielkim domu, który zbudowałem w większości swoimi rękoma. Sam ze zniszczonym zdrowiem i świadomością zmarnowanych najlepszych lat życia. Najgorsze są samotne weekendowe wieczory. Za dużo zaglądam do butelki i muszę coś z tym zrobić, zanim to wymknie się spod kontroli. Czekam na sprawę rozwodową i nic im nie zostawię. Sprzedam dom, kupię mieszkanie i resztę, co zostanie, wydam na przyjemności, a mieszkanie zapiszę notarialnie obcej osobie w zamian za robienie zakupów na starość. Może jeszcze kogoś poznam.
imtoooldforthisshirt Odpowiedz

Przykro mi, ze Cie spotkalo cos takiego, ale nie poddawaj sie. Mowie tu o tej butelce. Rozumiem, ze ciagnie, ale alkohol jest naprawde straszny. Niszczy zdrowie (zarowno fizyczne jak i psychiczne), uzaleznia i pochlania zasoby. Konczysz wyznanie piszac, ze chcesz jeszcze kogos poznac i bardzo dobrze. Ale chlanie na pewno w tym nie pomoze, a wrecz zaszkodzi.

karlitoska Odpowiedz

Żeby miec dobra relacje z dziećmi i żoną nie potrzeba wielkich domów i najnowszych gadżetów, ale niezbędny jest czas, który spędza się razem. Byłeś dla nich bankomatem, bo postawiłeś się w takiej roli. Koniec końców to był Twój wybór, że stać was na więcej, kosztem relacji.

Econiks

Dokładnie, trudno mieć dobre relacje z kimś kogo się rzadko widywało

worm

ale za to, gdyby nie było kasy i domu to byłby tym złym co nie potrafi o rodzinę zadbać xD Sorry, takie mamy czasy - żona mogła powiedzieć, że ona też pójdzie do pracy i będzie zarabiać i razem dadzą radę, byle nie wyjeżdżał "za chlebem".

Econiks

Nie jest napisane, że nie pracowała.

Nie pracowała bardzo długo, siedziała w domu z dziećmi, później nie mogła znaleźć pracy, nie wiem czy dlatego, że faktycznie jej nie było, czy bo niechciala znaleźć. Dopiero jak dzieci miały po 11 czy 12 lat, już nie pamiętam zaczęła pracować, ale z przerwami. Pracuje stale może 5-6 lat tak jakby chciała się usamodzielnić żeby odejść do innego faceta.

karlitoska

Selen49 generalnie to przykro mi, że Cię to spotkało, ale jeśli byłeś serio gościem w domu i sam oceniasz swoją wartość w rodzinie tym, że na nich zarabiałeś, to w sumie nic dziwnego, że mieliście głównie relacje oparta na przekazie kasy. Przestałeś dawać im pieniądze przestało was cokolwiek łączyć. Przeszłości i tak się nie zmieni, ale może uda Ci się odbudować relacje z dziećmi. Może starym sposobem pieniędzmi, ale tym razem ulokowanymi we wspólnie spędzany czas. Zaproś ich do restauracji.

KajKoLukx Odpowiedz

"Czekam na sprawę rozwodową i nic im nie zostawię."
Ale wiesz, że to tak nie działa? Jeśli wasze małżeństwo było standardowe(bez intercyzy), a dom zbudowałeś po ślubie, to żonie należy się połowa i domu i oszczędności. No i jeszcze alimenty, jeśli dzieci są nieletnie lub się uczą.

worm

Dzieci - zgoda, co do zony to zależy od tego z czyjej winy będzie klepnięty rozpad małżeństwa. Jeśli będzie z winy tylko i wyłącznie żony bo miała kogoś to guzik z pętelką dostanie.
Plus mąż będzie mógł wykazać "że on się poświęcał dla rodziny, zarabiał, dom zbudował, a ona nie dołożyła nic" i ma pozamiataned. Szczególnie jeśli nie pracowała z wyboru swojego i się nie dokładała do domu.

Już się orientowałem w tej sprawie, też myślałem, że będę musiał oddać żonie połowę domu, ale okazało się, że działka podarowana przez moich rodziców na której wybudowałem dom nawet w czasie trwania małżeństwa to tylko moja działka, więc guzik jej się należy. Dzieci są już dorosłe i skończyły edukację, nie muszę już płacić żadnych alimentów. Rozwód będzie z winy żony, nawet się nie ukrywa że kogoś ma.

KajKoLukx

worm: Mylisz się, orzeczenie o winie nie oznacza, że winnemu małżonkowi nie należy się spłata. Oznacza tylko, że nie należą mu się alimenty na siebie. Żona nie musiała też nic dokładać, żeby coś dostać, jeśli mieli wspólnotę majątkową, to jego zarobki są traktowane jako wspólne.
Selen49: A z jakich pieniędzy ten dom budowałeś? Jeśli z tych które zarobiłeś podczas trwania małżeństwa, to będzie się mogła domagać zwrotu połowy nakładów. No i połowy oszczędności, jeśli jakieś macie.

SzalonySpychacz Odpowiedz

"Dziesiątki" historii w życiu mi się przewinęły takich lub podobnych do Twojej.
Mieszkam 9 lat już w Holandii. Najczęściej byli to właśnie na prawdę uczciwi i z charakterem faceci. Twardo stąpający po ziemi, właśnie po tym, jak to już 8/13/17/25 lat pracowali na rodziny a jak przyjechali do domu to albo zonk, że kobieta miała już dłuuuugo gach na miejscu albo kiedy "Tatko" wrócił do domu który go na prawdę wiele kosztował poświeceń to kończyło się rozwodem a gdy dzieci po wszystkim jednak z mamusią bo Tatko be, to wracali za granice bo czuli się tu swobodniej niż w własnym domu. Co do alkoholu, uśmierza ból na chwile, są Bezpłatne nawet spotkania, video rozmowy z psychologami właśnie od takich spraw. Nic Cię to nie kosztuje, spróbuj, zadzwzoń, umów się na 1 spotkanie tak po prostu. Jeśli dobrze trafisz, a mam taką nadzieję, otworzy Ci on oczy na wieeele spraw i pomoże znów złapać wiatr w Żagle! Trzymaj się przyjacielu i nie poddawaj, jeszcze wiele wspaniałych lat, być może z Wspaniałą drugą osobą która będzie
Cię kochać, wspierać, wspólnie dzielić cudowne chwile. Dasz radę! Bądź zdrów!

Solange

Nie odnoszę się do wyznania teraz, ale gdzieś kiedyś trafiłam na artykuł właśnie o sytuacji, gdy jeden partner pracował za granicą i wracał tylko na krótko do domu i dzieci. On zupełnie nie był w trybie tej rodziny, na te 2 tygodnie jakoś to funkcjonowało, bo dezorganizacja trwała krótko, ale gdy taki partner wracał na stałe, to wszystko się psuło. Jego rodzina miała swój ustalony porządek, bo musiała sobie radzić przez lata bez niego, więc jego powrót wprowadzał zbyt duży chaos, okazywało się, że on nie zna tak naprawdę swojej rodziny, a ona jego. Dzieci szczególnie. Nie ma się co dziwić, że albo kończy się rozwodem, albo powrotem za granicę, tak jest łatwiej niż przeorganizować na nowo życie, pokochać rodzica, którego się prawie wcale nie zna, gdy nie ma zbudowanej żadnej więzi. No bo, które dziecko będzie chcialo zostać z rodzicem, którego zna tylko z dwutygodniowych wizyt? Taka osoba wcale nie tworzy z nimi rodziny, ani z partnerem*. To jest okropna sytuacja.

*pomijam te sytuacje, gdy pojawia się zdrada. To inna kwestia, którą oceniam jednoznacznie negatywnie. Nikt nie zasługuje na zdradę.

Tutaj nie było nawet dwóch tygodni w domu. W piątek w nocy przyjeżdżałem, w niedzielę przed południem wyjeżdżałem. 6 lat budowałem i wykanczalem dom i każda sobotę, święto, urlop spędzałem na budowie, tylko dlatego, zeby dać rodzinie normalny dom, żebysmy nie musieli gdniezdzic sie z teściami w jednym ciasnym pokoju z dwójką dzieci i zapewnić im dobre życie. We wczesnych latach dwutysiecznych kiedy wyjezdzalem nie było u nas pracy, a ja mialem kobiete w ciąży na utrzymaniu. Dorastanie dzieci widziałem na zdjęciach, z żonę widziałem 4 razy w miesiacu. Niesamowicie żałuję, zmarnowałem młodość i życie.

ArabellaStrange Odpowiedz

Bardzo przykro czyta się to wyznanie. Współczuje Ci sytuacji, w której się znalazłeś.

Nie da się zbudować relacji z żoną/mężem ani z dziećmi, spędzając z nimi cztery dni w miesiącu (i to nie zawsze, bo w czasie budowy to pewnie było zero). Nie da się stworzyć dobrej, szczęśliwej rodziny na odległość. To nie jest tak, że żona nabuntowała Ci dzieci. Nie. To TY nie zbudowałeś z nimi relacji. Nie uczestniczyłeś w ich życiu. Jesteś dla nich obcy. Żona nie była w stanie zbudować tej relacji za Ciebie, nawet gdyby bardzo chciała.

Twoja żona zachowała się źle. Absolutnie nie powinna się wikłać w wieloletni romans. Powinna była najpierw rozwiązać sprawę Waszego nie działającego małżeństwa. Jednak, mimo że tego nie pochwalam, właściwie mnie nie dziwi, że tak wyszło.

Pieniądze w małżeństwie to nie wszystko. To bardzo ważny element, ale tylko jeden z kilku ważnych elementów. U Was zabrakło WSZYSTKICH innych. Nie było bliskości. Wsparcia w chorobie i trudnych chwilach. Dzielenia trudów wychowania i odpowiedzialności za dzieci. Wspólnej troski o dom. Codziennej rozmowy. Spędzania czasu razem. Wyręczania się w drobnych sprawach. Twoja żona została ze wszystkim sama. Owszem, miała pieniądze na koncie. Ale co jej z tego przyszło, kiedy dostała migreny, a dzieci roznosiły akurat dom z nudów? Albo wymiotowały w nocy, najpierw jedno, kolejnej nocy drugie? Albo musiała sama decydować czy w nocy jechać z dzieckiem do szpitala i co zrobić z drugim? Albo skończył się chleb, a maluch spał i nie mogła go samego zostawić, a drugi był głodny? Albo dziecko dostało uwagę w szkole i nie wiedziała jak dobrze rozwiązać sprawę? Albo dzieci się buntowały przeciw zasadom domowym i nie chciały jej słuchać, a ona była sama i nie miała jak ich przekonać?

To nie jest tak, że Ty jesteś jedynym sprawiedliwym, a żona rozwaliła rodzinę. Oboje potężnie nawaliliście i to są tylko konsekwencje Waszych decyzji. Gorzko to brzmi, ale faktycznie zmarnowałeś sporą część życia.

Wiele można zarzucić, ale nie to, że była sama. Teściowie pomagali, moi rodzice pomagali i to pomagali na tyle, że żona mogła odsapnąć. Wozili, przyjeżdżali w nocy, pomagali w codziennych sprawunkach, zabierali na noc, na cały dzień. Żona dopóki moi rodzice żyli i byli na siłach naprawde miała z ich strony ogromną pomoc. Tyle od siebie dałem, tyle moi rodzice od siebie dali, a teraz jestem tu gdzie jestem.

ArabellaStrange

Nie chcę żebyś myślał, że próbuję Ci dowalić. Po prostu znam taki system, że jedno z małżonków jeździ i wiem jak wygląda codzienne funkcjonowanie.

Żona BYŁA sama, skoro nie było przy niej męża. Teściowie i rodzice się nie liczą jako zastępstwo. Owszem, pomagają, ale nawet wtedy odpowiedzialność cały czas spoczywa na tym rodzicu, który jest z dziećmi. To nie jest tak, że wezmą dzieci raz i drugi i problem rozwiązany, mąż nie jest potrzebny. Nawet gdyby mieszkali razem. Naprawdę, wiem o czym mówię. Bo wtedy, kiedy najwięcej się dzieje, to zwykle pomocy nie ma. Rano przed szkołą. Wieczorem całe szykowanie do snu. Nocą, kiedy się dzieci budzą (a budzą się nie raz. Po dziadków się dzwoni, kiedy trzeba jechać do szpitala - ale znowu, to rodzic musi podjąć decyzję czy jechać, czy czekać do rana - i ponieść potem konsekwencje, jeśli się pomyli). No i przecież każdemu się należy jakaś pomoc - rodzic, który sam wychowuje dzieci, jest nimi obarczony przez całą dobę. Jeśli ma nie oszaleć, to musi co jakiś czas znaleźć takie czy inne zastępstwo. Ten rodzic, który pracuje poza domem, ma komfort odpoczynku po pracy i nieprzerwanego snu.

Twoja żona bardzo Cię skrzywdziła. Nie powinna była decydować się na zdradę. Tak naprawdę pewnie powinna Cię była ściągnąć z powrotem albo wyjechać za Tobą, ale to też nie jest prosta decyzja. Chociaż na pewno lepsza niż zdrada.

Ale tak jak pisałam. Pieniądze nie są w stanie kupić nikomu rodziny. Samo zarabianie nie wystarczy. To dużo, ale nie dość.

Myślę jeszcze, że pewnie wciąż mógłbyś stworzyć relację z dziećmi. Chociaż nie będzie to łatwe. Bo przede wszystkim powinieneś ich przeprosić, że Cię przy nich nie było, kiedy potrzebowali ojca. I wytłumaczyć, że ta praca to był Twój wyraz miłości do nich i troski, że chciałeś im zapewnić godne życie.

Wierzę, że nie chcesz mi dowalić i piszesz obiektywnie. Może to ja próbuję wyprzeć się swoich błędów. Ale z drugiej strony w tamtych czasach naprawdę nie było co do gara włożyć, na miejscu nie mogłem znaleźć pracy, a ciężarna żona przecież nie mogła niedojadać, później potrzebne były pieniadze na utrzymanie całej trójki, później przyszedł pomysł budowy i zawsze coś. Zatraciłem się w tym wszystkim. Relacji z dziećmi nie odbuduje, myślałem że w tym wieku mają już swoje rozumy, ale są zindoktrynowane przez żonę do szpiku kości i jestem dla nich tylko śmieciem który przynosił pieniądze. Mialem łzy w oczach kiedy własne dzieci stanęły za matką która mnie zdradzała od wielu lat i stwierdzily, że to wszystko moja wina. Prała im głowy od dawna i przygotowywała do tego.
Nic nikomu nie zostawię, wolę wszystko przechulać a dom zapisać obcemu.

ArabellaStrange

Selen49, nie skreślaj jeszcze dzieci. Możliwe, że kiedy sami założą rodziny i dojrzeją, zmierzą się z pracą na rzecz własnej rodziny i na pewne sprawy spojrzą inaczej.

Teraz, jeśli nie chcą gadać, to do nich pisz. Przedstaw swój punkt widzenia. Wyślij kartkę na urodziny i Święta. Wiedza życiowa przychodzi z wiekiem, a w końcu pewnie skonfrontują się z prawdą, że czego Ty byś nie zrobił, to jednak Twoja żona, a ich matka, przez lata Cię oszukiwała i wykorzystywała. Mogła zrobić różne rzeczy, wybrała najgorszą.

NAUS Odpowiedz

Nie zrobiłeś nic złego, chciałeś dla swojej rodziny jak najlepiej i poświęciłeś się dla niej. Uwielbiam tą argumentację: no sam tak wybrałeś, było pracować na miejscu i byś miał relację z rodziną i byłoby super, co Ci w ogóle do łba strzeliło, żeś się zdecydował na pracę w delegacjach?
Serio, nie wiem jak odklejonym albo przez jak długi czas bezrobotnym na zasiłku trzeba być, żeby dojebać takim tekstem. Niemniej...

Obowiązkiem i potrzebą faceta, czy tego chcemy czy nie i niezależnie od tego co sobie postanowimy, jest utrzymanie rodziny na jak najwyższym poziomie i działa to niezależnie od naszych zachcianek. Wielu z nas, powiedziałbym że znaczna większość, ma to zakodowane głęboko w sobie i nie jest w stanie tego zmienić.

Jestem w podobnej sytuacji do Twojej, z tym że ja jestem w roli dziecka ojca, który przeszedł drogę taką, jaką przechodzisz właśnie Ty. Do dziś głęboko w sobie mam żal do ojca. Nie nauczył mnie niemal niczego, był jak taki kierownik, który zjawiał się w weekend, rozliczał mnie z ocen i sprawowania, po czym najczęściej dawał mi karę albo opieprz albo łomot. Wszystkich zdolności technicznych musiałem nauczyć się sam, gdy poszedłem do pierwszej pracy nie potrafiłem ani zawiązać krawata, ani złowić ryby, ani zmienić koła w samochodzie, ani rozliczyć podatków, ani poprowadzić kabli w ścianie, ani naprawić samochodu, no generalnie moje zdolności mechaniczno-techniczne oceniłbym wówczas na 0.

Nie mam zbytniej relacji z ojcem, bo po prostu nie potrafię jej zbudować, mam wyłącznie relacje zawodowe i "romantyczne", żadnych innych nie potrafię budować i nie czuję żadnej potrzeby, by je posiadać. W gruncie rzeczy gdybym wygrał na loterii najprawdopodobniej z tego zestawienia zniknęłyby też relacje zawodowe, które stanowią 90% wszystkich.

Tak czy siak, szanuję ojca i myślę, że Twoje dzieci też widzą jak wygląda sytuacja. U mnie również matka próbowała demonizować ojca i rodzinę po jego stronie, ale nie jestem ślepy i wiem jak było.

ArabellaStrange

Mam wrażenie, że sam sobie przeczysz. Z jednej strony chwalisz autora, że super, że się poświęcił i wyjeżdżając za pracą zniknął z życia swojej rodziny. A z drugiej sam przyznajesz, że masz żal do własnego ojca i nie potrafisz budować relacji z ludźmi.

NAUS

Nigdzie nie piszę o tym, że to super, że pracował w delegacjach.
Piszę o tym, że rozumiem dlaczego w nich pracował, bo wiem jak wyglądał rynek pracy w Polsce, gdy sam byłem dzieckiem (10-15 lat temu i wcześniej). Nie była to decyzja jednoznacznie dobra, ale najpewniej słuszna, bo co innego miał wybrać? Pracowanie na miejscu, ale za 30% pensji, którą przywoził z delegacji w dodatku często na czarno?

Doceniam po prostu jego poświęcenie, ale i staram się dać mu odrobinę nadziei na to, że jego dzieci niekoniecznie mają go za kogoś, kto miał ich całe życie gdzieś i w ogóle się nimi nie przejmował. Mam żal do swojego ojca, ale mam też szacunek i zrozumienie dla całej tej sytuacji. Też go nie było w domu, niewiele mnie nauczył, nie mam z nim zbyt wielu wspomnień. Te rzeczy oczywiście są na minus. Ale nie przymierałem głodem, miałem książki do szkoły, miałem rower, chodziłem na urodziny kolegów, miałem komputer, jeździłem na wycieczki szkolne i miałem na burgera w McDonaldzie, miałem na wyjście do kina, miałem na chrupki dla psa. Te rzeczy są na plus i miałem je wyłącznie dzięki mojemu ojcu, który w życiu by pewnie nie pomyślał, że tak właśnie myślę, a jednak tak właśnie jest.

TakaOna100 Odpowiedz

Nie zmarnowałeś życia, po prostu długo trwało zanim obudziłeś się i zorientowałeś, co w życiu naprawdę ważne. Możesz teraz zacząć zmiany i zawalczyć o swoje szczęście.
Powodzenia na nowej drodze!

imtoooldforthisshirt Odpowiedz

Nie bedac w domu nie budowales relacji z rodzina, tu pelna zgoda, ale nie rozumiem dlaczego wszyscy sie rzucili na te czesc opowiadania. Spojrzmy na to z perspektywy zony, jej wyznanie brzmialoby zapewne tak:
"Moj maz, ze wzgledu na to, ze mielismy trudna sytuacje finansowa pracuje za granica i rzadko sie widujemy, najwyzej w weekendy, a i to nie zawsze, bo czesto w wolnych chwilach buduje dom dla naszej rodziny. Czuje jak sie oddalamy, ale nie porusze tego tematu, bo kasa jest dla mnie wazniejsza niz zwiazek. Poza tym, ja juz mam kogos na boku, wiec od meza i tak chce tylko pieniedzy, mam nadzieje, ze uda mi sie to przeciagnac jak najdluzej."
Ocena postawy Twojej jak i postawy Twojej niedlugo bylej zony pozostaje kwestia indywidualna. Ja mysle, ze zle ulozyles priorytety, mimo, ze w dobrej wierze, a na Twoja zone to mi szkoda znakow.

3210 Odpowiedz

Gdzie byłeś kiedy dzieci stawiały pierwsze kroki? Uczyły się jeździć na rowerze? Potrzebowały ojca żeby pogadać, żeby pomógł i doradził?
Jak wyżej, uciekałeś do pracy bo tak ci było wygodniej. Sam siebie postawiłeś w roli bankomatu. Masz duży dom który sam zbudowałeś... Dobrze ci w nim?

Dodaj anonimowe wyznanie