#DT4b5
Czy kiedykolwiek zdarzyło Wam się kupić coś nieświeżego? Już spieszę wyjaśnić, jaki jest tego powód. Nie pracowałam na wszystkich możliwych stoiskach mięsnych, ale opowiem o mojej pracy.
Każde mięso czy wędlina ma swój termin ważności, więc jeżeli sprzedawca mówi, że jest świeże, to wcale nie oznacza, że przyszło w ten sam dzień. BA! Nawet nie wolno nam powiedzieć inaczej, choćby schab leżał już trzeci dzień.
„Może mi pani nie kroić PIĘTKI tej szyneczki?” – otóż muszę. Jeżeli nie sprzedam końcówki, to sama z własnej kieszeni za nią zapłacę. Mamy określony procent na odpady, a jego przekroczenie trafia w nasz budżet.
„Nie ma już skrzydełek?!” – no nie ma, bo jeżeli zamówię ze dużo, to nie mogę ich odesłać. Idzie w moje koszta.
„A może mi pani dać z nowej paczki te paróweczki” – nie mogę dać z dłuższą datą przydatności, bo jeżeli nie sprzedam wcześniejszych, to znów za to zapłacę.
„A smaczna ta kiełbasa?” – nie mogę powiedzieć, że niesmaczna, choćbym z własnej woli w życiu jej do ust nie włożyła. „Tajemniczy klient” zawsze może trafić się następny w kolejce i moje słowa zostaną powtórzone gdzieś wyżej w biurze.
Jeżeli mamy zamówione za mało towaru i pustą ladę w południe, to jest afera. A człowiek nie jest jasnowidzem, żeby przewidzieć, czy przyjdzie pan i kupi 12 kg karczku, czy nie zejdzie w ogóle. Dlatego zawsze zostaje coś na drugi dzień (albo trzeci, byle nie dłużej).
Mycie mięsa, żeby wyglądało ładniej. No niestety, ale tak. Albo ktoś się nabierze i zapłaci, albo ja będę musiała je kupić. Teoretycznie można odsyłać nieświeży towar, praktycznie odliczą mi przy inwentaryzacji.
Powiem Wam tak... żyjcie dobrze z paniami z mięsnego, bo być może stały klient dostanie z tego świeżego kawałka, bo wiadomo, że stały klient wróci.
To jest jak walka, żeby tylko sprzedać towar.
PS Szukam nowej pracy. Chyba zrezygnuję ze sprzedaży w sklepie. Nienawidzę oszukiwać ludzi, którzy wydają ciężko zarobione pieniądze na jakąś nafaszerowaną chemią szynkę.
Z tym płaceniem z własnej kieszeni za pierdoły to chyba ten mięsny jest jakimś Januszexem ale mogę się mylić.
Też mi się to dziwne wydaje. To brzmi jakby autorka była franczyzobiorca a nie ekspedientką
Według mnie to wygląda tak: świeża ta szynka/ kiełbaska/cokolwiek?
pani zza lady: oczywiście! wyśmienita, dziś rano jeszcze po południu biegała!
klient: to pani poda X gram.
na drugi dzień sraczka
następnego tygodnia: ładny ten schab, poproszę X gram
sraczka, bo mięso myte w wybielaczu aby nie śmierdziało, a obok zmielone z czosnkiem i przyprawami
za tydzień: a pieprze ten sklep, sama zgnilizna. idę do innego
ZYSK: jednokrotnie sprzedana szynka, nie zestarzała się jedna kiełbasa, udało się wcisnąć kolejnemy klientowi, klienci się zorientowali i odchodzą do konkurencji. trzeba było lepiej spisać na straty tą głupią piętkę, bo może i sprzedasz ją dziś, ale jutro już nie sprzedasz całego baleronu, bo klient poskarżył się koleżankom i sąsiadkom, one też się nadziały na stare mięso i w ten sposób grozi Ci plajta
@izka8520 dziś rano po polu* biegała
No właśnie, tego między innymi powodu upadł "Krakowski Kredens"
Niestety tak funkcjonuje spora część usług, wciska się kit, byle sprzedać produkt/usługę, a jak komuś się nie podoba i przejdzie do konkurencji, to zawsze znajdzie się kolejny jeleń. Pracownicy często nie mają tu nic do powiedzenia, bo takie działania wymusza na nich szefostwo - jedyne co mogą zrobić to jak autorka odejść i poszukać czegoś innego.
Pamiętam kiedyś sytuację gdy musiałam na kilka dni stanąć na stoisku mięsnym, to było okropne. Jak musiałam myć białą kiełbasę żeby śladu nie było, jak parówki też trzeba było myć zęby wyglądały na świeże a leżały już ponad tydzień.... Masakra
"„A smaczna ta kiełbasa?” – nie mogę powiedzieć, że niesmaczna" Ale możesz powiedzieć "Niestety nie wiem, szanowna pani, bo jestem wegetarianką; a pracuję tutaj żeby zarobić na studia. To co, ile ukroić?" :)
Chyba nie ma zakazu pracy w mięsnym dla wegetarian więc "tajemniczy klient" nie miałby się do czego przyczepić. Tak jak nie ma zakazu zatrudnienia mięsożercy jako kucharza w wegelokalu.
Z tymi piętkami też bzdura, w wielu szanujących klientów mięsnych, takie piętki czy inne kawałki są sprzedawane jako ścinki w woreczku, a nie wciskane ludziom, którzy tego nie chcą.
To proste: raz się natnę na zły towar w jakimś sklepie to już tam nigdy więcej nie kupuję.
Mam w domu doskonałego testera od mięsa. Mój kot jada tylko świeże mięso i każdy sklep testuję kupując mięso dla kota - jeśli zje od razu, to się tam zaopatruję. Mięsa z hipermarketu nie chce jadać. Przed Bożym narodzeniem otworzyli nowy sklep mięsny. Bardzo dużo tam ludzi, a ceny dwukrotnie wyższe niż w markecie. Pierwszy zakup mięsa kot połknął od razu, drugi też zjadł z wyraźnym smakiem, a ostatnio już nie chciał - ani kaczki, ani indyka nie ruszył. Trzeba będzie nowego źródełka poszukać.