#CyICa
Pamiętam to jak dzisiaj — październik, piątek. Wyszłam z pracy i skierowałam się w stronę samochodu, żeby pojechać na umówioną kawę z koleżanką. Nie zdążyłam zrobić kilku kroków, gdy zadzwonił telefon. Momentalnie zrobiło mi się gorąco, poczułam w brzuchu straszny ucisk i wiedziałam, że stało się coś złego. Drążącą ręką nacisnęłam zieloną słuchawkę: „Dzień dobry. Pani W.? Zosię zabrało pogotowie. Zemdlała. Szpital X”. Kolejne dni pamiętam jak przez mgłę. Jakieś pojedyncze skrawki, okruchy dnia. Pamiętam moje maleństwo. Blade i przerażone, podłączone do miliona kabelków i dziwnych aparatów. Pamiętam męża, który po latach niepalenia z powrotem zaczął odpalać jednego od drugiego. Pamiętam irytację, którą czułam, gdy lekarze nie byli w stanie powiedzieć, co się dzieje z naszym dzieckiem. A najbardziej pamiętam wściekłość po usłyszeniu diagnozy. Niedowierzanie. I własny krzyk. Cztery lata?! Naprawdę tylko tyle?! Nie zasługiwaliśmy na więcej?
*****
Dziś Zosia miałaby 17 lat, a ja wciąż mam wiele pytań. Ale już nie jestem wściekła. Już nie płaczę. Już nikogo nie obwiniam. Po prostu tęsknię.
Przykro mi :(
to jaka była diagnoza?
lekka nietolerancja jabłek
Na logikę to białaczka albo inny jakiś rak. Smutne.