#BwXN1

Wzięłam się na odwagę i chciałam powiedzieć, iż czuję, jakbym sama ze sobą walczyła. Nie wiem, czy jest jakaś osoba, która by mnie zrozumiała z mojej perspektywy, ale nawet jeśli może ktoś doradzi mi co mam zrobić, aby to skończyć.

Ciężko ubrać w słowa to, co chcę przedstawić, ale postaram się jak najlepiej i jak najprościej.

Od „x" czasu mam wrażenie, że pojawia się część mnie, która ma dosyć życia. Czasem w żartach mówię, że trzeba na coś umrzeć. Jednocześnie zastanawiam się, ile jeszcze muszę żyć. Czuję, że nic już mnie faktycznie nie trzyma i w sumie ciekawe co by było, gdybym faktycznie umarła. Nieraz w głowie robiłam sobie scenariusze, jak by wyglądała moja śmierć.
Z góry mówię, że nie przychodzi mi do głowy cięcie się po żyłach czy skakanie z okna, gdyż boję się to zrobić.
Z drugiej strony jakaś niewielka część mnie pojawia się od czasu do czasu i chce wszystko zmienić na lepsze, ale czuję, że jest zbyt wymagająca albo może chce być zbyt perfekcyjna.
Czuję, jakbym żyła z 2-3 różnych perspektyw.
Trzecia perspektywa wszystko olewa i chciałaby czytać, oglądać – taki tryb leniwca albo może nawet tryb ucieczki.

Zastanawiam się, czy bycie też ambiwertykiem ma na to aż tak duży wpływ albo brak jakichś konkretnych celów, co dalej robić ze swoim życiem.
Jak ktoś pyta się: Co dalej będziesz robić? Jakie masz plany na przyszłość?, pierwsze co mi przychodzi do głowy to chęć spokojnej śmierci i rozsypania mych prochów na łonie natury.

Na początku tak nie miałam, ale wraz z czasem to się tylko zwiększa. Nie do końca widzę siebie w przyszłości w jakimś zawodzie albo w jakimś miejscu wśród żywych.

Prawda jest taka, że posiadam swoje małe, kochane grono przyjaciół z czego jestem dumna. Posiadam podobno piękną figurę, jak i przepiękne naturalne włosy, według opinii różnych ludzi, choć moim zdaniem może wyglądam całkiem nieźle, to wewnątrz jestem jak stara baba. Z poziomem inteligencji też całkiem nieźle wypadam według różnych obserwacji, aczkolwiek zdarza się, iż czuję, że sama siebie okłamuję tym.

Z punktu widzenia obcych ludzi jestem zbyt poważna, ale im bliżej mnie się pozna, to ciężko uwierzyć, że jestem to sama osobą, która jest w stanie ciebie zagadać i śmiać się ,aż dostaje głupawki. Przyznaję, że raczej podchodzę do spraw biznesowo niż przyjacielsko, albo nawet daję pierwszy ruch i obserwuję, następnie wtedy decyduje jaką obrać strategię czy może zluzować. Możliwe, że nieświadomie i świadomie często testuję ludzi, aby siebie po prostu chronić.

Jestem bardzo wdzięczna za to, co posiadam, ale mimo to mam wrażenie, że się po prostu duszę.
WidzialamZbytDobrze Odpowiedz

Nie jest tak, że boisz się dorosłości? Jeśli pomyślisz o wymarzonym zawodzie, nic Ci nie przychodzi do głowy? Czy niektóre pomysły na siebie odrzuciłaś dawno temu, ze względu na wymagania rodziców? Znajoma rodziców chciała być kucharką, ale dla jej matki było to za mało prestiżowe. Córka pod naciskiem zdecydowała się na inny zawód i męczy się w nim do tej pory. Żyjemy dla siebie. Musisz zadbać o swoje życie. Zrób sobie test predyspozycji zawodowych. Mogę przybić Ci piątkę. Pracuję, ale nie mam żadnego większego celu. Jestem znudzona pracą, którą sama wybrałam. Marzę o zmianie. Przetrwać w życiu, osłodzić życie kilkoma głównymi zaintersowaniami, to moje główne cele. Drobne radości cieszą mnie tylko trochę. Myślę o przeszłości, która ma realny wpływ na to, co jest teraz. Skutki pewnych zdarzeń odczuwam do dziś. Nie zamierzam popełniać samobójstwa, ale zazdroszczę ludziom, którzy umieją sobie ułożyć życie i się nim cieszyć

Anderson92 Odpowiedz

Nie masz już takiej zwyczajnej, dziecięcej ciekawości: Co jest za lasem? Jak żyja ludzie w innym kraju? Pytam, bo to jest jedna z rzeczy, które mnie napędzają - póki żyję zobaczyć to i owo, samemu odkryć jak funkcjonuje świat, inni ludzie, jak wyglądają odległe miejsca, jak smakuje naróżniejsze jedzenie... Czaisz? Świat jest tak różnorodny, że nawet gdybyśmy żyli po tysiąc lat to nie zdążymy wszystkiego zobaczyć, posłuchać, poczuć, posmakować, powąchac... Ale póki żyjemy - możemy.
Jasne - kiedyś umrzemy. Życie to przede wszystkim pasmo bólu, cierpienia i walki o każdy kolejny dzień. Po co? Po co się męczyć? Najbardziej efektywnym wyjściem byłoby położyć się i umrzeć - kusząca propozycja, rozważałem już wielokrotnie. Tylko człowiek zdrowy na umyśle sam się nie zabije. Pozostaje jedynie leżeć i bezczynnie czekać na śmierć. Dzień? Miesiąc? Rok? 50 lat? Nikt nie wie ile mu zostało. Takie bezczynne leżenie też potrafi strasznie boleć, więc lepiej wstać i coś porobić w tym czasie. Przynajmniej ten czas szybciej zleci.

Anderson92

No i tu dochodzimy do kolejnej kwestii. Można chodzić od ściany do ściany, robić cokolwiek w oczekiwaniu na śmierć. Tylko to może być tak samo nudne jak leżenie. Więc lepiej sobie znaleźć ciekawe zajęcie. To oczekiwanie od narodzin do śmierci to jest właśnie życie. I to od nas (zwykle) zależy czym je wypełnimy. Ja sobie znlazłem kilka ciekawych rzeczy do robienia i się nimi zajmuję. Przed 30 zrealizowałem plan minimum: przyzwoita praca, żona, własne mieszkanie, kilka podróży. Teraz każdy dzień jest darem. Codziennie mogę umrzeć bez żalu, że czegoś nie zdążyłem, ale również codziennie mogę nacieszyć się tym światem jeszcze odrobinkę.

KtosMaTakSamoJakTy Odpowiedz

W pierwszej części wypowiedzi mógłbym powiedzieć że trochę mam podobnie. Chodzi mi o to że myślę sobie że fajnie byłoby już umrzeć, ale nie chcę nic robić w tym kierunku. Najlepiej aby mnie jakieś auto skasowało na chodniku abym napewno nie miał w to ingerencji. Również nie wiem skąd się wzięło to uczucie, ponieważ ani moje wychowanie, ani obecna sytuacja nie powinny wywoływać u mnie takich myśli, a jednak. Czytając tak jakoś w połowie zacząłem odbierać dziwne wrażenie że autor zaczyna nagle pisać o czymś zupełnie innym i nie potrafię znaleźć powiązania z tematem z początku wypowiedzi, ale może po prostu jestem zbyt głupi aby zrozumieć. Tak ogólnie to wydaje mi się że problem leży gdzieś głębiej. Może po prostu ten świat jest zbyt dziwny i jak się zaczyna to zauważy to aż zaczyna ta myśl przytłaczać. Tak samo nie sądzę że odczuwanie w taki sposób jest czymś wyjątkowym. Dużo osób czuje się w jakimś stopniu podobnie ale boją się o tym mówić nawet przed samym sobą. Może po prostu musisz być bardziej szczera ze sobą.

Baskiwitanianin Odpowiedz

Doskonale rozumiem ten stan, miałem niemal to damo po raz pierwszy pod koniec 2 liceum, jedynie powiedzonko inne. Chętnie zaangażowałbym się w naprawdę ryzykowne przedsięwzięcia, bo jak bym przy tym zginął, to nawet nie byłby mój problem. Nadal uważam za pewien brak, to że niezaangażowałem się za dzieciaka w nic nielegalnego. Jestem przekonany że za ten bądź co bądź depresyjny stan odpowiedzialna była mieszanka silnego poczucia znalezienia się w niewłaściwym miejscu, jak szkoła, stres, nawet nieuświadomiony i takie dziwne, permanentne zmęczenie, co to czuć że nawet długi odpoczynek nie doładuje baterii. Wydaje mi się że wyrwanie nastąpiło w później pandemii, kiedy odpoczywałem już tak długo, aż z nudów chciałem wyć.

Dragomir Odpowiedz

Potem będziesz musiała iść do pracy, żyć na własny rachunek, zająć się domem i skończą się takie dylematy, zacznie się dorosłość.

Dodaj anonimowe wyznanie