Zawsze byłam szczupła, ale kiedy zaczęłam gwałtowniej rosnąć, sytuacja stała się nieco drastyczna. W najgorszym momencie moje BMI wskazywało na skrajne wygłodzenie, organizm zaczął się sypać. Posypał się układ hormonalny, zęby, pojawiły się skrzywienia kości, wreszcie omdlenia w miejscach publicznych, które były moim pierwszym krokiem w kierunku nerwicy. Będąc nastolatką, nie miałam na kompletnie nic siły, jedyne czego pragnęłam to spać cały dzień. Dzień w szkole był dla mnie jak wyprawa na Everest, dlatego opuszczałam mnóstwo, mnóstwo godzin. Kiedy szłam do szkoły, nawet się nie przebierałam po powrocie do domu, od razu się kładłam do łóżka i nie wstawałam z niego już do końca dnia. Znajomi w końcu dali sobie spokój z wyciąganiem mnie z domu i zajęli się sobą, co przyjęłam z ulgą. Jedyne czego pragnęłam od ludzi, to by dali mi spokój. Nienawidziłam tego, jak wyglądam, a po jakimś czasie zaczęłam nienawidzić ogółem całej siebie. Wszyscy wokół dawali mi do zrozumienia, że coś jest ze mną nie tak i to na własne życzenie. Po którymś z kolei omdleniu mama zabrała mnie do lekarza. Badania krwi nic nie wykazały, więc lekarz bez przeprowadzania żadnego wywiadu ze mną stwierdził anoreksję. Ze łzami w oczach próbowałam wszystkich przekonać, że ja przecież chcę przytyć. Uwierzył dopiero psycholog na piątej z kolei wizycie.
Jakiś czas temu tak o poddałam się badaniom na tolerancję laktozy. Po odstawieniu produktów mlecznych przytyłam ponad 10 kg w zaledwie kilka miesięcy... Tak po prostu. Bez żadnego wysiłku. Za niedługo kończę 20 lat i dopiero uczę się życia.
Dodaj anonimowe wyznanie