#Ar51J
Pewnego dnia w szóstej klasie dwie dziewczyny na matmie się o coś pokłóciły, jakaś pierdoła typu "zakleiła kopertę w złotych myślach, a w regulaminie było, żeby nie zaklejać". Było to na tyle poważne, że na przerwie zaczęły się ciągnąc za włosy i wyzywać. Rozdzieliliśmy laski zanim, któryś nauczyciel się zorientował - w rozdzielaniu ich brało udział całkiem sporo osób, potem poszliśmy na kolejne lekcje, dziewczyny siedziały w różnych ławkach, ot zwykły foch.
Następnego dnia jedna z nich nie przyszła do szkoły. W połowie zajęć wpadła do klasy jej matka i zaczęła się wydzierać, że cała klasa się znęca nad jej córką, że z niej szydzimy, znęcamy się nad nią. Rzuciła też kila nazwisk, w tym moje, gdzie zawsze byłam bardzo spokojnym dzieckiem, dobrze się uczyłam, żadnych problemów wychowawczych, zabolało mnie to, nigdy jej nic nie zrobiłam.
Sytuacja rozbiła się o wychowawcę, może nawet o dyrektora, nie do końca pamiętam minęło z 15 lat. Ostatecznie rozeszło się po kościach, nikt nie poniósł żadnych konsekwencji, ale do końca roku nikt nie chciał z dziewczyną rozmawiać, czy siedzieć. Nikt jej fizycznej krzywdy nie robił, każdy po prostu ją olewał, nikt nie chciał ryzykować, że znowu zostanie o coś oskarżony, więc traktowaliśmy ją jak powietrze, co z pewnością dla niej było okrutne.
Nasza szkoła to był zespół szkół - podstawówka i gimnazjum. Jesteśmy rocznikiem z początku niżu, z małego miasta i dyrekcji zależało, żeby jak najwięcej osób zostało do gimnazjum. W większości tak się stało, kilka osób, które zmieniły szkolę z rożnych powodów nie robiły z tego żadnej szopki, poza mamą tej koleżanki, która pod koniec roku codziennie bywała w szkole, kłócąc się, że zabierze swoją córkę, bo jest szykanowana. Sytuacja w klasie była ciężka, ale na pewno nie zostaliśmy zachęceni do utrzymywania z nią kontaktów.
Ostatecznie A. zmieniła szkołę na inne gim, z którego została wyrzucona po skończeniu 18 lat. W czasach, kiedy w głowach mieliśmy jeszcze chodzenie po drzewach i ew. pierwsze próby alko i fajek, ona była stałą bywalczynią klubów, paliła jak smok i zadawała się z ludźmi, obok których strach było przejść. Urodziła dziecko zanim ja poznałam wszystkie imiona z klasy w liceum.
Z jej perspektywy na pewno jesteśmy źli i zrobiliśmy z niej kozła ofiarnego, pytanie, czy jako ok. 12 letnie dzieci mogliśmy zachować się inaczej.
Ciężko tu cokolwiek powiedzieć, bo nie jesteś w stanie obiektywnie spojrzeć na to, co się wydarzyło. Widać, że bardzo chcesz udowodnić, że w Twojej szkole nie było przemocy. Może masz rację, a może jednak pamiętasz to, co chcesz pamiętać (częste u tych, którzy nie byli ofiarami), na co trochę wskazuje Twoje skupienie na braku przemocy fizycznej i podkreślenie, że wszyscy inni byli dobrzy, tylko ta jedna dziewczyna się stoczyła.
Ty mogłeś nic nie robić i nie pamiętać ale to nie znaczy, że tego nie było. Mógł Twój kolega z ławki obok rzucić "skoro matka jeb... To córka pewnie też" po sytuacji z koleżanką ciężko mogło być Ci zauważyć że prymus z pierwszej ławki ją potrącił łokciem i rzucił "i co teraz mnie też pobijesz agresorko". Dziewczyna z tylniej ławki mogła ją tam uważać za niewidzialną, że wpychała się przed nią w kolejkę, deptała i zagradzał drogę"słyszysz/widzisz by ktoś chciał przejść bo ja nie" drobnostki które łatwo zapomnieć, samemu rzucić, a w natłoku bolą.
Do tego patologia w domu- nic dziwnego że skończyła, chociaż pewnie mogło się skończyć inaczej gdyby inni ludzie.
A co mogliście zrobić- teraz nie wiemy, bo pewnie już nie pamiętasz jak było.
Zabrakło informacji z jakiej rodziny pochodziła ta koleżanka - może tam był jakiś problem patologiczny albo psychiczny. Bo jeśli chodzi o gimnazjum jak na tamte czasy wszystko było dobrze a nawet więcej niż dobrze.
Nawet jeśli w rodzinie był problem, to jak się miały zachować 12-13 latki z jej klasy?
Zapomniec i wybaczyc. U mnie w klasie tez byla dziewczyna, ktora miala matke wariatke, w dodatku kolezanke dyrektorki. Jej matka na zebraniu tez rzucala przypadkowymi nazwiskami i takie rzeczy wygadywala o ludziach, ze to chore. I tak po dramach wszystko ucichalo i normalnie prawie wszyscy z nia gadali.
Nie zawsze wiesz wszystko zwlaszcza w szkolnych dramach. Nie wszystko tez pamietasz. To, ze opisujesz ja tutaj po tylu latach pokazuje twoj podly charakterek.
Serio? To że posądzasz autorkę o podły charakter na podstawie tego wyznania zdumiewa tak bardzo, że aż trudno się zdecydować o czym to może świadczyć, bo nasuwa się kilka opcji.