#Akyku

Do mojego byłego miejsca pracy musiałam dojeżdżać komunikacją miejską. Jako że miałam na szóstą rano, zimą było ciemno, kiedy ok. 5:30 wysiadałam jako jedna z niewielu osób na przystanku, aby zrobić krótki spacer do miejsca pracy. Przeważnie szłam dzikim skrótem, który prowadził do głównej ulicy przez jakby „łączkę” wydeptaną ścieżką, zamiast iść naokoło. I tak sobie szłam pewnego zimowego ranka i nagle za sobą usłyszałam kroki. Zwolniłam i nasłuchiwałam, kroki były wyraźne. Kto mógłby podążać za mną? I dlaczego akurat tędy? Odwróciłam się. Nie zobaczyłam nikogo. Szłam dalej i... znowu kroki. Zaczęłam panikować, przyspieszyłam i kroki za mną również. Zaczęłam biec, ten ktoś za mną również. Teraz byłam już nieźle obsrana, wydarłam się coś w stylu: „Wypierdalaj ode mnie!” i odwróciłam się... ale nikogo tam nie było. 
Okazało się, że te „kroki”, które słyszałam, to był mój breloczek, który niedawno kupiłam i przypięłam do plecaka...
Dodaj anonimowe wyznanie