#ASTQI

Moja matka jest naprawdę ciężkim w obyciu człowiekiem, bardzo toksycznym. Ale na razie ograniczę się tylko do aspektów fizycznych, czysto praktycznego życia z nią pod jednym dachem.

Jest otyła. Przez to bardzo szybko się męczy, przeokrutnie poci po zwykłym przejściu kilku metrów, nabywa coraz to nowsze problemy w poruszaniu się. Ale nic z tym nie robi, bo uważa kilogramy za nieodłączny element macierzyństwa, który jest wręcz powodem do jakiejś chorej dumy. Natomiast kiedy przyjdzie do jakiegoś zadania domowego, to ona nie da rady, bo jej za ciężko. A ja jestem wtedy wyrodną córką, bo śmiem poprosić ją o zrobienie czegoś ponad jej siły. O wyniesienie śmieci, na przykład.
Nie kąpie się. Autentycznie. Potrafi kilka miesięcy nie widywać się z wanną. Śmierdzi wszystkimi wydzielinami ciała, przede wszystkim potem, ale największym problemem są okolice intymne. To tak silny odór, że od razu czuć, skąd się wydobywa. Z trudem przebywam z nią w zamkniętym pomieszczeniu, często każę jej po prostu wyjść, bo brzydzi mnie, kiedy siada na mojej pościeli i wstydzę się iść obok niej w miejscach publicznych.
Przy szafie gromadzi bieliznę przez cały tydzień, ale nigdy jej nie wynosi do kosza na brudy. Śmierdzące majtki i skarpety fermentują do momentu, aż je zbiorę i wypiorę. A jeśli tego nie zrobię, są pretensje, bo „to jest twój obowiązek”.
Nigdy po sobie nie sprząta. Jedzenie wyciągnięte z lodówki będzie leżało na stole i pleśniało, dopóki nie odłożę go na miejsce. Jeśli rozchlapie coś na podłodze, nie wytrze tego. Zostawi, bo to ja mam sprzątać w tym domu. Ubrania noszone w ciągu tygodnia będą porozrzucane po pokoju, dopóki ich nie poskładam/wypiorę. Generalnie wszystkie obowiązki domowe spoczywają na mnie, chociaż po szkole bywałam wręcz wyprana z energii, a mamusia nią tryskała.
Notorycznie podbiera mi skarpetki i buty. Po prostu wchodzi, kiedy śpię lub nie ma mnie w domu i sobie bierze. Skarpety nosi tak długo, że kamienieją od brudu, a wyprane nadal wyglądają obleśnie. Nabawiłam się przez to grzybicy.
Kiedyś przyłapałam ją na używaniu mojego antyperspirantu w kulce. Ochrzaniłam ją naprawdę solidnie, ale wzruszyła tylko ramionami, bo „to nic takiego, to normalne”. Używała go potem na moich oczach, dopóki nie zaczęłam nosić go ze sobą w torbie.
Załatwia się przy otwartych drzwiach. Dosłownie. Nie chce jej się zamykać drzwi, a te, niestety, prowadzą do kuchni. W kuchni również mamy drzwi wejściowe. Nic sobie nie robi z tego, że ktoś może wejść, bo „jest u siebie i jej wolno”.

Czasem myślę, że żyję z najbardziej ohydnym człowiekiem, jakiego tylko możecie sobie wyobrazić. Nasza relacja matka-córka jest dla mnie męcząca i bardzo uciążliwa. Coś jak balast, którego nie umiem się pozbyć. Takie betonowe buty. Mam jej dość.
TakaOna100 Odpowiedz

Czy jest ktoś w twoim otoczeniu kto może porozmawiać z mamą, wpłynąć na nią? Takie zachowania wynikają z jakiś traum, stresu, braku poczucia własnej wartości albo może już depresji.
Dla Ciebie to musi być strasznie uciążliwe i nieprzyjemne, masz możliwość się wyprowadzić? Póki mama jeszcze sama przy sobie robi i jest w miarę sprawna, bo później może Cię przy sobie uwiązać

Askawiona Odpowiedz

Nie jesteś za nią odpowiedzialna, pamiętaj o tym i dąż do usamodzielnienia się. Dla mnie to jej zachowanie to wyrażona w chory sposób dominacja.

Dodaj anonimowe wyznanie