#AGqky

Mój pies mnie uratował.

Półtora roku temu rozstałam się z mężem po roku małżeństwa. Świat mi się zawalił, bo mimo, że rozpad tego małżeństw był po jego stronie, to jednak rozwód był dla mnie osobistą porażką. Były mąż zabrał mi praktycznie wszystko, ale zostawił mi psa. Zresztą na niczym mi nie zależało jak na mojej Suni, które odkąd ją adoptowałam była moją najwierniejszą przyjaciółką.

Niestety kiepsko to wszystko znosiłam. Zarabiałam dobrze, więc szybko ogarnęłam mieszkanie, meble, podstawowe sprawy. W dzień funkcjonowałam normalnie, praca, zakupy, sprzątnie. Gorzej było jak już wszystko ogarnęłam, nie miałam co ze sobą począć i zrzucałam maskę. Otwierałam wtedy wino. Praktycznie codziennie jedno. Przez 2 miesiące. Nikt nic nie zauważył, bo mieszkam daleko od rodziny, a jak z nimi się spotykałam to byłam trzeźwa. Od znajomych się trochę odseparowałam. Zresztą umiałam się świetnie maskować. Rano zielona herbata, jajecznica, 2 tabletki na ból głowy, kilo tapety, przyklejony uśmiech i nikt się nie zorientował.

Po dwóch miesiącach chlania zauważyłam, że moja Sunia w ogóle do mnie nie przychodzi na pieszczoty, zabawy i bardzo przytyła. I ruszyło mnie. W swoim pijackim egoizmie zapomniałam o mojej przyjaciółce. Dawałam jej jeść, szybki spacer i to wszystko. Zaniedbałam ją i nie poświęcałam jej w ogóle czasu.

Przestałam pić, ogarnęłam się. Z wieczornego chlania przerzuciłam się na bieganie z nią. Obydwie schudłyśmy i świetnie się przy tym bawiłyśmy. Zaczęłam również wychodzić do ludzi i razem z Sunią jeździłyśmy na wybieg dla psów.

Od ponad roku nie piję alkoholu praktycznie w ogóle. Za każdym razem, gdy mam doła (a zdarza się to już bardzo rzadko) wołam moją przyjaciółkę, widzę jak biegnie do mnie z merdającym ogonkiem, wtulam się i świat od razu jest lepszy. :)
krux7735 Odpowiedz

Wiele szczęścia dla was, dobrze że udało Ci się rzucić to świństwo ;)

Dodaj anonimowe wyznanie