Mój wujek zawsze miał jeden kompleks, którym była otyłość. A to zawsze był bardzo pracowity człowiek, już od czwartej rano na nogach, sprzątał, coś naprawiał, do pracy jechał rowerem i tam też harował fizycznie, ciotka go zmuszała do dojadania obiadów „żeby się nie zmarnowało” i pewnie stąd ta nadwaga. Wujowi często dokuczano z tego powodu. Bardzo starał się schudnąć, chodził na siłownię, coraz więcej pracował, nawet odwiedził dietetyka. Niestety ciotka się nie zgodziła na zmiany w diecie. Przyłapałam go kilka razy na wymiotowaniu po jedzeniu, bardzo prosił o dyskrecję, więc nikomu nic nie mówiłam. Jego waga mimo tego wszystkiego przez pół roku ani drgnęła. Po ostatnim zważeniu się zrobił się spokojniejszy, zaczął się uśmiechać pierwszy raz od bardzo, bardzo dawna, zrobił sobie ulubioną golonkę, pomyślałam, że w końcu zaczął chudnąć i się facet cieszy. Wczoraj znaleziono go w szopie. Powiesił się. Obok była roztrzaskana waga.
Teraz tak sobie myślę, że może gdybym komuś powiedziała wtedy, to wujek może by żył? Albo mogłam zrobić coś więcej? Nie potrafię spojrzeć na siebie w lustrze ani na zapłakaną ciotkę, na którą mam ochotę nawrzeszczeć, ale nie mogę, nie wypada, bo jest stara i schorowana. Drażni mnie widok tych wszystkich twarzy rodziców, krewnych, sąsiadów i znajomych, którzy śmiali się z wujka i wyzywali od grubasów, a teraz są w wielkim szoku i żałobie po nim.
Dodaj anonimowe wyznanie