Sytuacja miała miejsce 12 lat temu (dziś mam 23 lata). Byłam wtedy w parku na spacerze z moją ówczesną przyjaciółką, siedziałyśmy na ławce pod drzewem i byłyśmy zachwycone, jak ptaszki się razem bawią, ale szybko przestałyśmy się nimi interesować i zajęłyśmy się rozmową. Było całkiem fajnie do momentu, gdy najpierw pod jej nogi spadła głowa ptaszka, a pod moją jego reszta. Urocze, bawiące się ptaszki w rzeczywistości były wronami robiącymi nalot na gniazdo... Naszego wrzasku nie zapomnę do śmierci.
PS Swoją drogą do ptaków mam pecha. Sześć lat później z grupą znajomych poszłam na papierosa za budynkiem szkoły i prawie dostałam w głowę zdechłym gołębiem, który spadł z dachu... Prawie, bo dzielił mnie od tego zdarzenia dosłownie jeden krok.
Dodaj anonimowe wyznanie