#79bmd
Pewnego dnia (to już znam z opowieści, niewiele pamiętam), mama siedziała cała zapłakana otoczona mną i moim rodzeństwem. W ten dzień bowiem okazało się, że moja ciocia, ta najlepsza i najukochańsza ze wszystkich, popełniła samobójstwo. Podobno później wypytywałam, gdzie ona jest. Mówiono mi, że wyjechała, a z czasem jakoś zapominałam, przestałam pytać.
I tak, od kilku dni ryczę w poduszkę, ponieważ zdałam sobie z czegoś sprawę. Otóż ciocia wtulała się we mnie, często do nas przychodziła głównie po to, by czuć się potrzebną. Była strasznie samotna. Tak napisała w liście pożegnalnym. Była samotna, a ja, choć małe i nierozumne dziecko, nie umiałam usiedzieć w jej ramionach kilku sekund. Jest mi z tym potwornie źle. Nie potrafię sobie poradzić z tym, że mogłam coś zrobić, a tego nie zrobiłam. Tłumaczę sobie, że byłam dzieckiem, że mało rozumiałam, a ona była dorosła i sama podjęła taki wybór, ale to na nic. Sumienie nie daje mi spokoju.
Czemu tak późno? Bo jakoś przez te wszystkie lata wciskano mi, nie wiedzieć, czemu, kit, że zginęła w wypadku. Niedawno była 20. rocznica jej śmierci i wtedy moja matka wyjawiła mi prawdę, nie obwiniając nikogo. Ja sama siebie obwiniłam. Nienawidzę siebie za to, że szkoda mi było poświęcić kilka sekund z życia, żeby się do niej przytulić. Wiem, że było jej to potrzebne. Bardzo.
Skąd to wiem? Otóż historia lubi się powtarzać, tym bardziej w rodzinie. Mam siostrę z trójką małych dzieci. Ostatnio prosiłam jedno z nich o przytulenie. Oczywiście odpowiedź brzmiała stanowcze "nie". Samotność to okropne uczucie, uwierzcie mi. Jeśli nie najgorsze na świecie.
Każdy może mieć taką osobę w otoczeniu. Wiecznie smutną, nieobecną, małomówną. Nie mówię, aby każdemu rzucać się na szyję, z każdym się spoufalać. Jedynie jakoś ludzko zareagować na widok podłamanego człowieka. Moja ciocia z tego, co wiem, była często smutna, ale jakoś bez wsparcia. Czasem pytanie "Jak się czujesz?", czy zwykłe poklepanie po ramieniu działa prawdziwe cuda...
bo małe dzieci nie lubią bombardowania miłością i bycia ciągle przytulonym. Dlatego tak reagowałaś i dlatego tak reagują siostrzeńcy i siostrzenice.
worm
Małe dzieci przede wszystkim doskonale czują, kiedy ktoś chce je podessać. Pożywić się ich pełną wigoru, radosną, wibrującą energią życia.
I mają jeszcze na tyle niestłumionej autentyczności, by się przed tym stanowczo obronić. Chwała im za to.
Nie bez przyczyny ludzie starsi uwielbiają spędzać czas z dziećmi. Nie bez przyczyny osoby witalne, charyzmatyczne, eksplodujące pomysłami zawsze skupiają wokół siebie innych.
I nie bez przyczyny ludzie czują się osłabieni, totalnie zgaszeni, czasem boli ich głowa po wizycie u osoby chorej. Bo gdy ktoś został solidnie wyżarty, potrzebuje nawet paru dni, by dojść do siebie.
A dzieci uwielbiają być przytulane. Ale nie przez tych, którzy chcą się nimi pożywić. Za to kleją się do osób, które mają dużo energii i sił życiowych. Z takimi ludźmi dzieci czują się dobrze a ich dotyk jest po prostu przyjemny. Takim ludziom dzieciaki same pakują się na kolana, wtulają się w nich i nie chcą ich puścić.
Nic dziwnego, że autorka uciekała jak mogła przed wampirującą na niej ciotką z myślami samobójczymi. Dziecko miało jeszcze zdrowy instynkt samozachowawczy.
Wychodziłoby na to, że dzieci nie lubią dawać, a chcą brać energię :)
Econiks
Zdrowe dzieci lubią WYMIANĘ energii. Dlatego dobrze się czują z ludźmi o podobnym do swojego potencjale energetycznym.
Dzieci zaniedbane emocjonalnie, z deficytem uwagi rodziców jak najbardziej chcą brać. I biorą, i to jak! Ściągają energię otoczenia poprzez hałas, rozrabianie, rozlewanie, demolowanie wszystkiego wokół siebie. Im bardziej rozbrykane dziecko, im trudniejsze do ogarnięcia, tym większy kradziej energetyczny.
Co nie znaczy, że zdrowe energetycznie dzieci nie są żywe, nie biegają, nie śmieją się w głos. Jasne, że tak. Ale ich zachowanie nie irytuje otoczenia. Nie męczy. Gdy takie dzieci się śmieją, otocznie śmieje się razem z nimi. Ich zabawa DODAJE energii w pomieszczeniu, cieszy, rozczula. Nawet ta wredna ciotka Zośka nie może powstrzymać uśmiechu na widok cudownego brzdąca.
Dzieci na deficycie swoim zachowaniem sprawiają, że człowiek ma ochotę uciec przed nimi, gdzie pieprz rośnie. 15 min. w jednym pomieszczeniu, i połowa obecnych, którzy nie mają jeszcze dzieci, zaczyna na poważnie rozważać sterylizację...
Dzieci nie są od tego, żeby leczyć depresję dorosłych, pocieszać ich, ani walczyć z pustką emocjonalną. Owszem, często w praktyce spełniają taką rolę dla swoich rodziców, przez sam fakt, że są - ale dorośli nie mają prawa ich o to prosić. Z tego względu, że umysł dziecka nie jest wystarczająco dojrzały, żeby udźwignąć takie brzemię.
Więc tak samo, jak Ty, Autorko, w żaden sposób nie mogłaś być pocieszycielką swojej cioci, tak teraz nie masz prawa wymagać tego od siostrzeńców. Osoba z depresją powinna skorzystać z profesjonalnej pomocy, a jeśli nie daje rady sama się umówić, to może poprosić o wsparcie DOROSŁYCH członków swojej rodziny.
Możesz za to jak najbardziej poświęcać dzieciom czas, zapraszać ich na wyjścia, do kina, rysować z nimi, brać ich na plac zabaw, nawet czasem na nocki… Kiedy dasz im swój czas, nie licząc na wzajemność, to właśnie wtedy możesz tę wzajemność uzyskać. A na pewno pomoże to w jakiś sposób zagospodarować czas, który spędzasz w samotności.
Natomiast przytulać polecam się do siostry, jeśli już.