#6b15b

W czasach wojny moja rodzina się bardzo rozproszyła. Nie ze wszystkimi po wojnie utrzymywaliśmy kontakt, ale kiedy już było bezpiecznie, raz w roku, latem, odwiedzała moich bliskich rodzina, która w czasach wojennych trafiła do Francji.
Hitem w małej polskiej wsi był samochód, a jeszcze taki z zawieszeniem hydraulicznym (przynajmniej tak zrozumiałam z opowiadań babci, że raz wyżej, raz niżej) to już bez mała cud. No ogółem każdy ich przyjazd to sensacja we wsi.

Jako że stereotypy wiecznie żywe, to w te trzy dni w roku, które rodzina z Francji spędzała u mojej babci, wszystkie okoliczne dzieci znosiły żaby i ślimaki. No bo oni (Francuzi) przecież to jedzą.  :D

Wujek płacił za te "dobroci", żeby dzieciakom nie było przykro i wypuszczał przyniesione okazy na łąkę za domem :)
Czaroit Odpowiedz

Kochany wujo. :)

upadlygzyms Odpowiedz

Rozproszenie wojenne czasami dziwne efekty przynosi.
Gdy spotykamy się na na święta w 12-15 osób, zwykle nie ma języka uniwersalnego, choć każdy zna co najmniej 3.
Zabawnie bywa.

Dodaj anonimowe wyznanie