#5cGIY
Pierwsza ciocia już nie pracuje... zaczynała przygodę ze szpitalem na oddziale dla noworodków. W tamtych czasach dzieci, które były wcześniakami, po prostu nie przeżywały. Niestety. Ciocia musiała patrzeć codziennie na to, jak małe istotki umierają, jak matki płaczą, ojcowie są załamani... Po tym, jak sama urodziła wcześniaki, które zmarły następnego dnia, nie była w stanie dalej pracować w tym zawodzie.
Druga ciocia pracuje, przygotowując sale operacyjne i sprzątając je po operacjach. Babranie się we krwi, często sala operacyjna po ratowaniu życia wygląda jak z horrorów. Raz da się kogoś uratować, raz nie.
Moja mama pracowała na oddziale, gdzie codziennie widziała umierających ludzi. Przepici trafiali do szpitala w stanach agonalnych, wracali po kilku dniach znów w takim samym stanie. Najgorsze było dla mamy patrzenie, jak starsze osoby, które walczą o życie, nie są odwiedzanie przez nikogo. Wyobraźcie sobie panią, która leży na sali i wie, że umiera. Opowiada mamie o tym, jakie jej dzieci są duże. Tłumaczy je, że mają swoje dzieci, że nie mogą przyjść, bo mają swoje życie. A kobieta nie jest w stanie nawet sama jeść. Mama musi ją karmić.
Tata jest gipsiarzem. Dzisiaj go odwiedziłam, gdy miał chwilę, akurat byłam w szpitalu, bo oddawałam krew. Wiecie, kto to jest skoczek? Tak mówią w szpitalu na ludzi, którzy próbowali popełnić samobójstwo, skacząc. Przed tym, jak weszłam, wjechała dziewczyna. W moim wieku. Mam 21 lat. Próbowała skoczyć z okna. Zostawiła list pożegnalny „Mamo, przepraszam”. Ojciec codziennie widzi ludzi z połamanymi rękoma, nogami po wypadkach. Facet skoczył z okna. Jego szósta próba. Połamane kręgi, już nigdy nie stanie na nogach. Już nigdy nie dojdzie do siódmej próby, bo zostanie przykuty do łóżka... na zawsze.
Ludzie, którzy pracują w szpitalu, codziennie przyglądają się śmierci. Codziennie walczą z pacjentami, próbują im wbić do głowy, że utrata nogi to nie koniec świata, podnoszą na duchu. To jest ogromny ciężar dla nich. Mama opowiadała mi te zabawne i dobre „przygody” ze szpitala. Ale nie opowiedziała mi o młodym facecie, który wyskoczył z okna po tym, jak dowiedział się, że ma nowotwór... Plucie sobie w twarz, że się nie zdążyło. A tata opowiedział mi o czymś jeszcze. A mianowicie o tym, że większość pacjentów czy ich rodzin traktuje personel szpitala jak gówno, za przeproszeniem. Przynieś, podaj, pozamiataj. Nikogo nie interesuje, że są jeszcze inni pacjenci. Wykłócają się, wyklinają, piszą skargi, niszczą człowieka psychicznie.
Moi drodzy. Ludzie, którzy ratują wam życie lub dbają o was, fakt, dostają za to pieniądze, ale to nie zmienia faktu, że są tam dla was. Gdyby nie oni, nie miałby kto wam pomóc. Więc przestańcie utrudniać im pracę i ich dobijać. Wyobraźcie sobie, co oni przechodzą codziennie.
Cześć, pracuję w szpitalu i po pierwsze pracuje pracuję przede wszystkim dla siebie i swojej satysfakcji - nie dla wdzięczności pacjentów. Po drugie, już od bardzo dawna nie spotkałam się z ludźmi, którzy traktowaliby nas jak gówno, a jeśli już się trafią to są to naprawdę sporadyczne przypadki. A po trzecie pracę trzeba zostawiać za sobą kiedy wraca się do domu, inaczej nie ma sensu robić sobie tej krzywdy i pakować się w służbę zdrowia. To też jeden z powodów dla którego nie opowiadamy o pacjentach, ludzie nie z branży zazwyczaj ciężko sobie z tym dają radę.
Oj zdarzało die dotykać opryskliwe i wredne po prostu pielęgniarki, położne, obserwacji i wlasnych doswiadczen uwazam, ze częściej one traktują podlega pacjentów. Pacjenci grzecznie stoją i czekają, az będą mogli sie odezwać