#3VNvM
Miałam dziesięć minut do wyjścia. Do przystanku mam co najwyżej dwie minuty, ale trzeba było się jeszcze ubrać i zabrać wszystkie „niezbędne” rzeczy. Raz zapomniałam z pokoju biletu miesięcznego. Drugi kluczy. Za trzecim słuchawek. Gdy po raz wtóry schodziłam (czyt. zbiegałam) ze schodów, poślizgnęłam się i jak łatwo przewidzieć, spadłam. Huk, pisk i oszołomienie. Rodzicielka wypadła z salonu, koleżanka z przerażeniem się we mnie wpatrywała. Zaśmiałam się, machnęłam ręką, zbyłam zmartwienia mamy, ubrałam się i wyszłam z domu. Pod nosem wciąż się śmiałam ze swojej głupoty. Nagle koleżanka pyta, czemu płaczę i czy na pewno wszystko w porządku, bo kuleję. Dopiero wtedy uderzyło we mnie, jak bardzo boli mnie lewa stopa. I że faktycznie płaczę, choć nawet nie wiedziałam, że to robię. Koleżanka natychmiastowo zabiera mnie z powrotem do domu, ja zwijam się z bólu, rodzicielka blednie z przerażenia. Każe dzwonić na pogotowie. Wpadam w panikę, odmawiam i polecam dzwonić do wujka (jedyna rodzina, jaką mamy tu na miejscu). Po chwili dyspozytor dzwoni do mnie — muszę potwierdzić wypadek, nawet jeśli został zgłoszony. Jakoś wzięłam się w garść i zaczęłam rozmowę. Przebiegała ona mniej więcej tak:
– Dzień dobry. Pan X zadzwonił do nas z informacją o wypadku. Co się stało?
– Spadłam ze schodów*.
Cisza po drugiej słuchawki.
– Ze schodów?
– Tak, ze schodów! Boli mnie stopa, chyba ją złamałam!
Mimo niezrozumiałego dla mnie skonsternowania dyspozytor wysłał karetkę. Po przybyciu na miejsce sanitariusz ponownie mnie pyta, co się stało. Odpowiadam mu dokładnie to samo, co wcześniej dyspozytorowi. Przybyli wymieniają pełne niezrozumienia spojrzenia. Zapłakana wskazuję schody i informuję, iż zleciałam z samej góry. Dopiero w szpitalu dotarło do mnie, że użyłam słowa *„Teppich”, co oznacza dywan, zamiast „Treppen”, czym właśnie są schody w języku niemieckim. Żałuję, że nie mogłam zobaczyć miny dyspozytora, bo wyraz twarzy sanitariuszy był bezcenny :D
Hahaha :) No nieraz dochodzi do komicznych sytuacji. Ja raz chciałem poprosić żeby ktoś dmuchnął, ale przez niedostateczne jeszcze obycie poprosiłem, żeby zrobił loda. Dopiero ktoś miły uświadomił mnie jaka to różnica (to samo słowo które oznacza "dmuchać", ale w odniesieniu do wiatru, w potocznym ujęciu oznacza właśnie to o co poprosiłem). Takie miniwyznanie w komentarzu.
Matko, na początku podałaś tyle szczegółów, próbowałam to wszystko spamiętać, bo nie wiedziałam co będzie istotne, czy to że 2 minuty się idzie, a było 10 min do odjazdu, czy to ktoś jak w domu posługuje się językiem, czy te przedmioty których zapomniałaś, czy to ile dzień wcześniej wypiłaś…
Opisuje okolicznosci, w jakich doszło do wypadku. Nie rozumiem co w tym niestosownego.
@Dragomir
"Podczas pobytu w Niemczech, po upadku ze schodów, dyspozytorowi pogotowia ratunkowego powiedziałam, że spadłam z dywanu (pomyliłam słowa Teppich i Treppen)."
🤗
Nie niestosowne, ale niepotrzebne, nic nie wnoszące.
Gdyby to była strona "Anonimowe telegrafy" to byłoby to idealne. Ale jak na wyznania przystało, dobrze jeśli jest takie wyznanie ma przynajmniej kilka zdań.
@Dragomir
"Anonimowe telegrafy"
A to nawet fajny pomysł jest - jak w kilku słowach zawrzeć treść, sens, a może nawet trochę humoru 🤗
Choć w temacie skrótów to chyba nikt nie przebije pewnego Kandydata, informującego, przez ile godzin planuje być prezydentem.
(ojj przepraaaszaam)
Napalił się jak szczerbaty na suchary, a tu zonk. Przegrał walkę z alfonsem, złodziejem, sutenerem i kibolem. Przynajmniej nie oddadzą reszty Polski za darmo Niemcom, Ukraińcom i Żydom.
A anonimowe telegrafy byłyby jakieś takie nie wiem, bezduszne w moim odczuciu. Bez całej otoczki, takie jakieś pozbawione klimatu. Tu mam odmienne zdanie.
Nie chodzi o długość, tylko o sposób prowadzenia narracji, gdzie podajesz dużo nic nie znaczących szczegółów, a rzeczy ważne przeskakujesz. Wychodzi wtedy taki trochę dziecinny styl „zjadłem bułkę, pojechałem na rower, i tam był taki Tomek, on ma dużo kart z chipsów, …, no i tak zgubiłem psa”. To tylko moje małe spostrzeżenie, subiektywny odbiór 🤷🏼♀️
Czy naprawdę nie mogłaś zadzwonić po taxowke i pojechać do szpitala? Aż karetka była potrzebna?
Z wyznania wynika, że była w sporym szoku, myślę że nie ma co oczekiwać w tym wypadku takich logicznych przemyśleń- co innego ludzie dookoła, ale może martwili się o uraz głowy przez dziwne zachowanie?
Dyspozytor nie robił problemu z wysłaniem karetki to po co podważać czy była potrzebna czy nie? Za granicą praca służb wygląda inaczej.
Do mnie nie chcieli chętnie przyjechać, ale może dlatego że po urazie zostałem odwieziony najpierw do domu a dopiero z domu zadzwoniłem na 112.