#2YkX2
Męża nie ma, ze wszystkim jestem sama. Sama wychowuję dziecko, sama ogarniam dom, podwórko, opłaty, zwierzęta... On przyjeżdża w piątki lub soboty, rzuci swoje szmaty do prania i albo chleje ze znajomymi w warsztacie, albo sam w domu. Nie mówię, sama też lubię się pobawić... ale nie do takiego stanu. I jak zacznie w piątek, tak od rana w sobotę klin... Ja w tym czasie piorę, prasuję, robię mu zakupy oraz jedzenie na następny tydzień pracy. Przy jego piciu zawsze są jakieś straty, zawsze jakieś szkody, bo tak się nachleje, że coś rozwali. Rozmowy kończą się na niczym – bo on w tygodniu nie pije, więc nie jest alkoholikiem. Niedziela w łóżku, bo zbyt źle się czuje, żeby gdzieś wyjść, a musi wytrzeźwieć, żeby móc ruszyć dalej w trasę... Godzina 18 – wyjeżdża. Kiedy rozmawiamy przez telefon i wspominam weekend, to przeważnie słyszę, że teraz to jak zawsze wypominam i szukam problemu na siłę, chcę się kłócić.
Ja mam już chyba dość... Z jednej strony kocham go i nie wyobrażam sobie życia bez niego, z drugiej marzę, żeby to pierdolnąć i w końcu być szczęśliwa. Żeby z kimś dzielić to życie, a nie komuś usługiwać.
Serio kochasz człowieka, który ma Cię gdzieś? Nie widzi Ciebie i dziecka 5 dni, a przyjeżdża i zagląda tylko do kieliszka, czekając na gotowe. Ogarniasz dom i dziecko w tygodniu, a w weekendy jeszcze musisz męża.
Za co Ty go właściwie kochasz?
Ty już żyjesz bez niego
Charakter pracy to jedno. Wiadomo, zawsze lepiej mieć ukochaną osobę codziennie niż tylko w weekendy. Ale on jest chlejusem, jeśli zamiast rodziny wybiera alkohol. I to że w tygodniu pracuje to nie jest powód, żeby w weekendy chlać. Porozmawiajcie poważnie o przyszłości, bo za jakiś czas okaże się, że staliście się sobie zbyt obcy i powtarzam, nie chodzi o jego pracę tylko o weekendy.
Już są sobie obcy. Tylko sumienność pracy sprawia, se w tygodniu nie pije. Po pracy nie wraca do żony i dziecka, tylko do alkoholu. Pije 2 dni, dzień choruje i wraca do pracy.
Żona potrzebna by zrobić pranie i naszykować prowiant.
Chora sytuacja i nie do przyjęcia.
Męża i ojca już nie ma, albo on wróci albo niech odejdzie na stałe.
Warto spróbować to naprawić, ale nie za wszelką cenę.
A co Ty kochasz w życiu z takim człowiekiem? Że nie spędza czasu z Tobą i dzieckiem? Że cały weekend jest pod jego chlanie? Nawet jeśli go kochasz to ta miłość nie wystarczy żeby mieć z nim dobre życie. Wasze dziecko uczy się, że takie chlanie to norma.
A mogłabyś nie ogarniać jego rzeczy i jego samego? W tygodniu zajmujesz się całym domem, to może w weekend te powinnaś jak on posiedzieć?
A przepraszam bardzo ale za co Ty go kochasz?
Gość nie poświęca Ci czasu, nie potrafi powstrzymać się od picia, nie słucha gdy chcesz o tym porozmawiać tylko mówi, że się czepiasz, rozwala rzeczy będąc pod wpływem... Rzeczywiście, jest go za co kochać. Ten opis brzmi jak swoista reklama i chyba też się w nim zakochałam<ironia i sarkazm>
A teraz już poważnie: jeśli Tobie jest ciężko to pomyśl co musi czuć Twoje dziecko, które widzi ojca tylko dwa dni w tygodniu i to w dodatku pijanego. To jest męski wzorzec, który chcesz mu przekazać?
Miłość "pomimo" jest piękniejsza niż miłość "ponieważ", a już na pewno niz miłość "jeżeli".
Choć ogólnie ciężko nie przyznać Ci racji.
@Dragomir gadasz jak ksiądz. Brakuje tylko "ale to mąż" i "poświęć się dla rodziny".
Miłość "pomimo" jest nienaturalna i się nam ją wmawia żeby się kobiety poświęcały. Człowiek powinien patrzeć jak go druga osoba traktuje i reagować odpowiednio. Życie z alkoholikiem, który ma rodzinę w tyłku to jest coś co warto zostawić za sobą i pójść dalej.
I dodam, że bardzo dużo przestępstw jest popełnianych po alkoholu. To jest znana sprawa w kryminalistyce. A biorąc pod uwagę, że dla kobiet najbardziej niebezpieczny jest dom i partner to odejście od takiego alkoholika to jest też kwestia zadbania o swoje bezpieczeństwo. I dziecka też.
Stanę w obronie mojego komentarza. Tak jak piszesz, trzeba trzymać się od patologii z daleka. Dlatego napisałem powyżej, że warto spróbować uratować ten związek ale nie za wszelką cenę (czyli staramy się oboje, bo jak dwa konie ciągną w dwie różne strony to ten wóz nie pojedzie).
Tu chodzi mi o to, że czasami takie rzeczy, które kiedyś były urocze zamieniają się w wady, ktore widzimy w partnerze. Żeby kochać kogoś nawet z takimi wadami, bo nie ma ideałów i my sami się zmieniamy z czasem, a prawdziwa, dojrzała miłość to decyzja, że będę z tą osobą i choćbym miał sto innych pokus, to odrzucę je wszystkie dla tej jednej, wybranej osoby.
Tutaj się zgadzam z Dragomirem z sensem miłości „pomimo”.
Dlaczego to sobie robicie, dziewczyny? Z każdą taką usłyszaną historią coraz mniej się dziwię mężczyznom, że nie mają do was szacunku, skoro same go dla siebie nie macie. Musi cię uderzyć, żebyś odeszła? Czy czekasz, aż dziecko będzie musiało iść na terapię jako DDA? Kto wam wmówił, że musicie mieć chłopa? Serio lepiej jest mieć takiego chlejusa niż żyć samej - spokojnie?
Takie trochę "niechby pił, niechby bił, byle by był".
Ja popieram tezę i jeszcze dodam z drugiej strony. Coraz więcej jest kobiet z coraz większymi wymaganiami w zamian dając coraz mniej. Serio lepiej mieć takiego pasożyta niż żyć samemu - spokojnie?
To brzmi jakby ona sama była współuzależniona i potrzebowała terapii na cito. O ile to coś da.
Po pierwsze: nie pierz mu, nie prasuj, nie rób zakupów! Nie obsługuj go, bo z jakiej racji? To jest objaw współuzależnienia.
Znam ten tryb pracy. Mój mąż co prawda nie jeździ na tirach, ale często nie ma go w tygodniu, wraca na weekend. I ja owszem, robię mu pranie. Ale on w tym czasie spędza czas z dziećmi, zajmuje się sprawami domowymi, ogarnia różne naprawy, spotykamy się z ludźmi, generalnie jest z nami, świadomie buduje relacje i stara się mnie odciążyć, po całym tygodniu samodzielnej opieki nad dziećmi. I generalnie tak to powinno wyglądać.
Ale u Was? Nawet jeśli on faktycznie nie jest alkoholikiem, to i tak alkohol Was niszczy. Dobrze ktoś napisał, za chwilę Wasz syn będzie DDA, a zanim to nastąpi, to jeszcze będzie musiał przejść burzliwe dorastanie i z ryzykiem, że sam wpadnie w nałóg - bo są badania, że dzieci pozbawione dobrej relacji z ojcem, częściej wpadają w różne używki. U Was nie dość, że nie ma relacji, to jeszcze jest fatalny wzorzec.
Chyba warto postawić sprawę na ostrzu noża - alkohol albo rodzina. Od braku picia jeszcze nikt nie umarł. Od alkoholu - tak.
On jest alkoholikiem.
Nie wiem na ile jest to miłość, a na ile przywiązanie lub przyzwyczajenie. Może w sumie kochasz męża z przeszłości, ale raczej nie tego z teraźniejszości. Nie dość, że nie dostajesz od niego wsparcia, to przysparza ci jeszcze problemów... Zasadniczo można powiedzieć, że jest cały tydzień nieobecny - w tygodniu fizycznie, w weekendy jest 'niedostępny' przez alkohol. Ale najważniejsze - czy takiego życia chcesz dla swojego dziecka? Żeby syn pamiętał ojca pijącego lub zalęgającego w łóżku i dochodzącego do siebie? Żeby takie właśnie wyniósł wzorce z domu? Żeby myślał, że takie życie to norma? Może ze względu na dziecko warto to (cytuję) pierdolnąć, jeśli mąż nie widzi problemu i nie chce nawet rozmawiać.
To jest współuzależnienie.
Za co go kochasz? Za to że pije, traktuje cię jak służącą i ma w dupie swoje dziecko? Jesteś współuzależnionia? Poczytaj co to znaczy.