Dziadek był rolnikiem, ogrodnikiem w PGR-ze, miał swoje niewielkie poletko, jakąś kozę czy dwie, a do tego sześciu synów i dwie córki. Oporządzając teren, czasem potrzebował pomocy któregoś z potomków będącego akurat w domu, ale zwykle miał problem z zapamiętaniem imion poszczególnych chłopaków. Zwykle wyglądało to mniej więcej tak, że z podwórka wołał: „Pio... Rysie... Kazi... Grze... A cholera was wie, pójdę i sam zrobię”.
Taka frustracja. :)
Dodaj anonimowe wyznanie
Smutne to wyznanie. Żeby nie pamiętać imion swoich dzieci. Nic dziwnego, że się nie garnęli do pomocy. A potem zdziwienie, że nie mają więzi z dziećmi i na starość dzieciaki nie biegną do rodzica same z siebie.
Mnie tam rozśmieszyło.
Wcale nie smutne, ile razy było, że tatko mylił nasze z bratem imiona? Później to padło na mojego brata i na mnie, ze jego dzieciaki mylimy