#1nP4z

Jakieś 30-40 lat temu w mojej wiosce żyła dziewczyna, która miała mocno zdeformowany nos. Nie urodziła się taka, jako dziecko miała w tym nosie ropnie czy coś podobnego, nie pamiętam dokładnie. W wyniku tej choroby mostek nosa się zapadł, a dziurki w nosie miała ogromne, do tego były różnej wielkości i na różnej wysokości. Gdyby nie ten nos, byłaby bardzo ładna. Połowa wsi jej współczuła, połowa z niej szydziła, a w szkole podobno nie miała życia. Jej rodzice skorzystali z okazji i wydali ją za mąż za mężczyznę, który był lekko opóźniony w rozwoju, bo bali się, że nikt inny jej nie zechce. Nie traktował jej źle, szanował jako żonę i matkę jego dzieci, sam był też pracowity i kochał swoje dzieci, ale męczyli się ze sobą. On był po prostu nieinteligentny i miał nawet problemy z czytaniem, ona przeciwnie. Ciężko było się im porozumiewać, nie było między nimi miłości, a jedynie współpraca. Mieli dwóch synów. Ojciec był przystojny, matka z genów też ładna, więc oni też byli ślicznymi dzieciaczkami. I bardzo wstydzili się matki, nie od początku oczywiście, tylko odkąd poszli do szkoły. Inne dzieci śmiały się z tego, że mają taką matkę, po każdej wywiadówce nie tylko uczniowie z niej szydzili, ale też inni rodzice. W efekcie tego wszystkiego czuli się gorsi tylko dlatego, że mieli matkę ze zdeformowanym nosem. 

Zawsze wspominam tę dziewczynę, gdy słyszę, że trzeba akceptować siebie, a wygląd tak naprawdę nie ma znaczenia. Gdyby ona mogła, to na pewno zdecydowałaby się na operację – i to mogłoby zmienić jej życie na lepsze. Naprawdę ciężko jest zaakceptować siebie, kiedy inni nas nie akceptują.
Frog Odpowiedz

"Gdyby ona mogła, to na pewno zdecydowałaby się na operację"
Warto mieć świadomość, że tego typu schorzenia / uszkodzenia ciała / są klasyfikowane do operacji "na NFZ". Nie znam szczegółów (kto kieruje, kto decyduje), ale wiem, że istnieje taka możliwość.
Na pewno trzeba poczekać dłużej niż prywatnie, ale na przykład operowane dziecko wchodzi w dorosłość już jako normalny, niewyróżniający się jakimś uszkodzeniem ciała (czy np wielkim znamieniem) człowiek.

Furuya Odpowiedz

W "akceptuj siebie" nie chodzi tylko o akceptację swoich ewidentnych wad fizycznych. Oczywiście, akceptacja ich też jest ważna, bo na defekty urody nie mamy wpływu. Nie zawsze te defekty są też prawdziwe - często ludzie wyolbrzymiają swoje wady fizyczne. Nie rozumieją też, że obraz bardzo się różni - obraz dynamiczny zawsze wygląda lepiej niż statyczny, a zdjęcia jeszcze dodatkowo może zniekształcać obiektyw. Więc ten "wielki nos" nie musi być taki wielki w odbiorze dla kogoś obok.
Nie ma nic złego w poprawieniu urody, jeżeli medycyna daje takie możliwości, a ktoś ma się czuć z tym dużo lepiej (tak, jak np. było prawdopodobnie w tym przypadku). Bo po to wymyślono medycynę estetyczną.
Tu chodzi też o pokochanie samego siebie. Bo jeżeli ktoś uważa się za paskudnego, to po operacji nosa wymyśli sobie operację uszu. A potem oczu. Szczęki... I to się po prostu nie skończy. Zawsze będzie coś nie tak, zawsze będzie "brzydki". Bo po prostu to ogół siebie mu przeszkadza.
Warto też zrozumieć, że nie ma ludzi idealnych i każdy z nas ma coś czego w sobie nie lubi.
Tak czy inaczej biedna babka z tej Twojej historii. Dziwię się też dzieciom. Moja mama obiektywnie rzecz biorąc piękna nie jest, choruje na łysienie plackowate i jest wyjątkowo chuda po nowotworze, ale nie wyobrażam sobie się jej wstydzić. To jednak moja mama.

Dragomir

Dzieci się wstydziły bo inni się śmiali. Nie oczekuj od dzieci wielkoduszności, to małe wampirki które wszystko by wyssały jakby tylko mogły. Wrażliwość, empatia, wartości - to wszystko kształtuje się latami i zależy tak od genów, jak i od wychowania. Nie jest dane tak sobie w pakiecie od urodzenia.

Furuya

@Dragomir Przypominam, że ze mnie kiedyś też było dziecko. I ze mnie też się śmiali, że moja mama jest łysa, nosi peruki i wygląda jak kościotrup.
Człowiek się tym przejmował, tak, płakał - też. Ale nie wstydził. Nadal nie wyobrażam sobie wstydzić się mojej mamy.

Dodaj anonimowe wyznanie