#zqBmA
Na moment pisania wyznania mam 13 kredytów i pożyczek w kilku bankach, każdy na kwotę nie większą niż 5 tysięcy złotych. Zarabiam satysfakcjonujące kwoty, nie mam najmniejszego problemu ze spłatą i tak naprawdę wcale nie potrzebowałam dodatkowych pieniędzy.
Zaczęło się od wzięcia sporego kredytu dla przyjaciółki, która była wtedy w dużym dołku finansowym. Lubiłam obserwować, jak saldo kredytu się zmniejsza, jak znikają kolejne zera. Z delikatnym smutkiem przyjmowałam ostatnie raty. Potem uznałam, że skoro mnie stać i sprawia mi to radość, dam zarobić bankom. Od tamtej pory co kilka miesięcy biorę drobną pożyczkę i niemal fizyczną przyjemność sprawia mi wyliczanie, jaki zwrot prowizji przysługuje mi za wcześniejszą spłatę najstarszych zobowiązań. Wszystko zapisuję w notesiku zamykanym na kłódkę.
Wiem, że to chore, dlatego nikomu o tym nie mówię. Powoli dojrzewam do tego, żeby z tym skończyć i co miesiąc zamykać jeden kredyt, ale ilekroć wchodzę na któreś z kont i widzę kolejną propozycję pożyczki, mam dreszcze.
Takie moje uzależnienie.
To się dobrze składa. Cho na priva, zadowolę Cię kosmicznie.
Zadawolisz ją kosmicznie?
Ech Dragomir, mały marzycielu.
Mam jeden kredyt, może spłacać za mnie jak chce a poza tym potrzebuję pieniędzy na pewną inwestycję, więc pole do popisu będzie miała.
Proponuję zakładanie lokat zamiast brania kredytów. Też będziesz sobie obserwować jak pieniądze rotują na kontach a może jakiś mały zysk z tego będzie.