Sytuacja przytrafiła się mi w ten weekend w pewnym beskidzkim mieście. Nieplanowany, spontaniczny wypad. Tylko ja i dzieci, czas dla nas. Na miejscu (9.00 rano) pierwsze co ujrzałam to Sebę po 40 oraz Karynę nieco młodszą, wraz z trójką bombelków. Seba w lewej Harnaś i szlug, w prawej niemowlę. Karyna na telefonie ciupie. Dwójka pozostałych rzuca kamieniami, gdzie tylko popadnie, nieważne, że to był parking, oboje nie pracują (o czym się dowiedziałam), więc komornik nie ściągnie, niech walą po tych autach! Punkt kulminacyjny nadchodzi tegoż dnia wieczorem — otóż Seba robił imprezę dla wszystkich, puszczając marną techniawę. Nieważne, że Karyna nad dziećmi nie panowała, tutaj siła wyższa w postaci procentów z Harnasia przepijanego seteczkami po cichaczu przemawia! Pech chciał, że od tejże strony był mój balkon. Godzina 23.00, dalej granda! Schodzę. Zostałam zwyzywana, że on ma urlop i może. Że zapłacił jak wszyscy i członka w to wbija, co moje „bachory” robią. Mówię o ciszy nocnej i że sam mógłby położyć swoje dzieci i co się stało? Otóż pusta już butelka Harnasia wylądowała na moim ramieniu.
Policję wezwałam niezwłocznie – pan bohater okazał się być poszukiwany, więc go zawinęli. Karyna się darła, że olaboga, jak to tak, jak ona z dziećmi do domu wróci, ale wcale mi ich nie żal. Gdyby potrafili zachować się po ludzku, to nie narobiłby sobie takich problemów.
Dodaj anonimowe wyznanie
Do takich ludzi się nie chodzi. Od razu się dzwoni.
Dokładnie. Od przywracania porządku są służby. Jasne, że czasem można spróbować coś załatwić samemu od ręki, ale startowanie do wypitego sebiksa to odważny ruch.
Dobrze zrobiłaś z telefonem, na przyszłość uważaj z konfrontacją ;)
no i dobrze - zwierzęta zostały spacyfikowane. Dzieci tylko szkoda, bo przejmą wzorce od rodziców najpewniej, chociaż kto wie? Może będą ogarnięte bardziej jak oni.