Kiedy byłam w pierwszej klasie szkoły podstawowej, nauczycielka poprosiła, aby dzieci przyniosły następnego dnia do szkoły jakąś swoją zabawkę. Ja jej nie przyniosłam, powiedziałam, że zapomniałam.
Tak naprawdę po prostu jej nie miałam. Nie chciałam się przyznawać, że w domu jest tak biednie.
Dodaj anonimowe wyznanie
Nie miałaś ANI JEDNEJ zabawki? Nie dostałaś od żadnej cioci czy babci chociażby lalki czy piłki? Z żadnej akcji promocyjnej lokalnej firmy? Z przedszkola chociażby? Od koleżanki? Przepraszam, ale nie wierzę w to wyznanie. Żyjemy w czasach, gdzie jest masa chińskiego szajsu. Zabawkę można mieć za 5 zł. Małe upominki dla dzieci są rozdawane przy okazji Mikołajek, dnia dziecka, dodawane do słodyczy, za naklejki w sklepach. Nie wierzę, że nikt nigdy ci nic nie dał. Kiedy myślę o współczesnych rodzinach żyjących w niedostatku, to prędzej widzę pokoje i podwórka zawalone tanimi zabawkami kiepskiej jakości, niż brak zabawek w ogóle. Współcześnie w Polsce bieda objawia się trochę inaczej - brak książek do szkoły, szkodliwe jedzenie niskiej jakości (a nie że w ogóle), brak opieki medycznej (dentystycznej) itp. Jesli rzeczywiście nie miałaś zabawek, to albo jesteś 60+, albo pomijasz jakiś fakt…
Może mało jeszcze widzialas
Tak to na wszystko można odpowiedzieć. Jak się nie zgadzasz, to podaj lepiej jakiś logiczny argument przemawiający za tym, że historia jest prawdopodobna.
Pamiętam, że jak byłam mała, jeszcze w PRL-u to robiliśmy zabawki z kartonu i kolorowych kredek, jakieś pieski, kotki, ruchome małpki z nogami na pinezki i pajace na sznurku. A papierowe lalki, z mnóstwem ubranek na zmianę to już była klasyka. Lalki z patyka i gałganów to już wyższa szkoła jazdy i pojawiały się tylko wtedy jak skarpetki były tak dziurawe, że nie dało ich się dalej cerować. Wtedy zszywało się taką skarpetkę w kulkę, robiło włosy z włóczki i oczy z guzików. A origami... niewiele wtedy było wiadomo o origami ale takiego żurawia z ruszającymi się skrzydłami to robiliśmy z zamkniętymi oczyma. Bardzo dużo zabawek robiliśmy sami jako dzieci, z papieru, sznurka czy starej puszki po śledziu w pomidorach.
Ja robiłam „krótkofalówkę” z dwóch puszek i sznurka, samolot z butelki, łódeczki ze skorupek orzechów włoskich, prowizoryczną huśtawkę, zośkę ze skarpety i grochu, szyłam torebki ze starych jeansów, ludziki z kasztanów i żołędzi (całe masy…). No i wiadomo, masę rzeczy z papieru, bo zawsze jak siedziałam u rodziców czy dziadków w pracy, to jakieś ryzy papieru były :D
Sam znałem taką rodzinę, sąsiadka kupiła tym dzieciom plecaki do szkoły pod choinkę bo matki nie było stać i w reklamówkach nosili książki, cóż to było jakieś 30 lat temu