#ujNGf

Jak byłem mały, dostawałem wpi**dol od każdego: matka, ojciec, brat, dzieci z podwórka, dzieci w szkole. Na początku byłem tym dobrym chłopczykiem, który pomagał innym, chronił, wstawiał się za. Kochałem rodzinę pomimo tego co robili.
Pewnego dnia uciekałem ze szkoły przed bandą gnojków, którzy chcieli mi spuścić łomot (nie pamiętam już czemu). Uciekałem w stronę domu przez park i miałem może ze dwieście metrów, jak się przewróciłem. Dorwali mnie już po chwili i zaczęli kopać, okładać jakimiś kijami i opluwać. Przyzwyczajony do takich akcji byłem, ale to co mnie złamało to był widok mojego starszego brata, który stał kawałek od nas z kolegami i się z tego śmiał. Ja mu pomagałem, rzucałem się na rodziców jak chcieli mu wlać, a on się śmiał. Ja na jego miejscu bym ich zniszczył, a on się śmiał.

Od tamtego dnia jakby coś we mnie umarło, przestałem pomagać innym, stałem się mniej ufny, a po pół roku byłem jednym z klasowych rozrabiaków. Zaczęło się popalanie, dokuczanie, wagary.

I pewnie wyrósłbym na typowego dresa, który pyta, czy masz jakiś problem, gdyby nie pewien chłopak. Znowu dostawałem od jakichś gnojków, tym razem na schodach na wejściu do szkoły. Miałem wtedy poniżej dziesięciu lat. Ów chłopak szedł z kolegami, zatrzymał się i powiedział: "Ej, zostawcie go!". Był dużo starszy od nas i gnojki mnie puściły. Był dla mnie jak anioł. Nie rozmawiałem z nim nigdy, chyba nawet nie widziałem, ale dał mi siłę. Jakby odkopał to, co było we mnie kiedyś.
Po kilku tygodniach się przemogłem i naje**łem gówniakowi, który przodował w uprzykrzaniu mi życia, czym załatwiłem sobie spokój do końca podstawówki.
izka8520 Odpowiedz

do 10 roku życia zdążyłeś być pomocny, stracić wiarę w ludzi, popalac i wagarować i znów uwierzyć?

ArabellaStrange

Chciałabym wierzyć, że takie rzeczy jak opisane wyżej, nie dzieją się w podstawówkach…

Dodaj anonimowe wyznanie