#tfSm4
W końcu wychodzę ja. Dziecko fanów Jarocina. W repertuarze "Śmierć w bikini" Republiki. Już pierwsze dźwięki mocno niepokoją moich rówieśników. Przy "z ust płynie mi strumyczek krwi" pierwsze koleżanki wybuchają płaczem. Jak Ciechowski ryczy "W bikini śmieeeeeeeerć" wybucha zbiorowa histeria. Dzieci zaczynają wrzeszczeć jak zarzynane prosiaki, w dodatku coś się zacina i przedszkolanka nie może wyłączyć odtwarzacza. "Ma krew zabarwi oceany" - kolejny wybuch płaczu, niektóre dzieci zakrywają uszy, jakiś chłopiec wyrywa sobie włosy, płyną łzy, płynie rozlana oranżada, myszki miki na zmywalnej tapecie też pewnie płaczą. Po chwili wchodzi taka żwawa muzyczka z fletem albo fujarką w tle, a ja jak zawsze w tym (moim ulubionym) momencie zaczynam tańczyć machając włosami.
Pani patrzy na mnie z przerażeniem, w końcu wyrywa wtyczkę z kontaktu i po imprezie, nikt już tego dnia nie wystąpi. Wezwali oczywiście moich rodziców na rozmowę, na której starzy zapewniali z powagą, że od teraz to będzie mi do snu grał tylko Puszek Okruszek. A tak naprawdę kręcą z tego bekę do dzisiaj i nie kryją żalu, że nikt nie nagrał mojego legendarnego show na vhs. Aha, po tym incydencie bały się mnie wszystkie dzieci i przedszkolanki. Serdecznie ich pozdrawiam.
Ehe, tak. Na koniec przyleciał smok i wszystkich zjadł.
Tak było, na pewno xD
Tak, na pewno przedszkolaki wiedziały o czym jest ta piosenka, rozumiały każde słowo i wiedziały co to jest bikini. I jeszcze panie się bały jakiejś smarkuli. Wszystkie co do jednej. Aha.
Nie lubię jak ktoś próbuje traktować mnie jak idiotę, którym nie jestem. Dziecko rwało włosy na słowo śmierć czy krew... Jprdlę.