#qnMDH

Zawsze gdy widzę jakąś zbiórkę na chore dzieci typu "potrzebujemy miliona na chorą Amelkę" zastanawiam się, po co zbierać na takie dzieci. Są to najczęściej dzieci ledwo urodzone. Czemu? Jest coś takiego jak naturalna selekcja. Jak osobnik jest słaby i chory, to umiera.
Takie dziecko nigdy nie będzie w pewni sprawne! Uważam, że powinno się dać tym dzieciom spokojnie odejść i nie trzymać je na siłę na łasce wszelkiej aparatury. A wpłacając na taki cel przedłuża się im cierpienie.
coztegoze2 Odpowiedz

W ogóle jak patrzę na takie zbiórki ostatnio gdzie jest "ostatnia szansa" to mam wrażenie, że rodzice są tak bardzo skupieni na ratowaniu dzieciaków (też nastolatków), że nie widzą jak one bardzo cierpią w trakcie tego leczenia i że one może już wcale nie chcą dalszej walki tylko walczą dla tych rodziców. A jak czytam o skutkach ubocznych leczenia opisanych w zbiórce dla tego organizmu wymęczonego to są po prostu bardzo okrutne i brzmią jak tortury. Patrzę na zdjęcie: dzieciak wygląda na tak niesamowicie wymęczonego chorobą i leczeniem, że płakać mi się chce. I tak sobie myślę, że czasem naprawdę warto zdać sobie sprawę z tego, że ciągnięcie leczenia to uporczywa terapia i przynosi ona zbyt dużo cierpienia. Że to co dla takiego dzieciaka można zrobić: to pogodzić się z przemijaniem i otoczyć miłością, dobrymi wspomnieniami w tych ostatnich chwilach.

Agatulka Odpowiedz

A ja mam inne podejście chyba ci ludzie ratują lub chca ratować swoich najbliższych a nie jakiegoś Zenka alkoholika.To chyba ma jakiś sens

Diddl

Sens to ma tylko jeśli faktycznie jest co ratować, jeśli takie dziecko/inna najbliższa osoba ma szansę na chociaż w miarę normalne życie dzięki leczeniu, a nie kiedy ,,leczenie" to tylko utrzymywanie na siłę przy życiu (a tak naprawdę wegetacji), niepotrzebne przedłużanie cierpienia. Moim zdaniem prawdziwa miłość do bliskiej osoby jest wtedy, gdy pozwala się jej z godnością odejść, oszczędza się jej cierpienia, a nie trzyma się ją na siłę przy życiu, które polega tylko na cierpieniu i wegetacji. Rozumiem że strata dziecka boli, ale czy patrzenie na cierpienie dziecka, które nie ma żadnych szans na poprawę zdrowia, nie boli? Ja uważam że aborcja chorego dziecka, które w najlepszym wypadku urodzi się martwe, w najgorszym będzie umrze w cierpieniach po porodzie albo nawet jeśli nie, to nigdy nie będzie mogło w miarę normalnie żyć, jest przejawem miłości do tego dziecka. Miłość czasami wymaga trudnych decyzji. Zauważmy że w Polsce można legalnie uśpić psa czy kota, oszczędzić mu cierpienia, a człowiek musi się męczyć, bo eutanazja zakazana, jedynie można odmówić reanimacji w razie zatrzymania akcji serca, a do tego może długo nie dojść. A przecież taki człowiek, który poddałby się eutanazji, mógłby przekazać narządy do przeszczepu, jeśli ma jakieś zdrowe. Dzieci podobnie, są przeszczepy od noworodków, chociaż nie jest to częste i oczywiście wymaga zgody rodzica/opiekuna prawnego. Tymczasem żeby pobrać narządy do przeszczepu (jeśli pacjent wcześniej nie podpisał odmowy) musi nastąpić śmierć mózgu. Póki mózg żyje, nie można nic zrobić, choćby pacjent tylko wegetował lata w śpiączce bez żadnych szans na obudzenie się. Poza tym pamiętajmy też, że takie chore dzieci, na które są robione zbiórki, mogą mieć zdrowe rodzeństwo. Które traci dzieciństwo i jest chcąc nie chcąc zaniedbywane przez rodziców, bo potrzeby chorego dziecka zawsze będą ważniejsze i np. zdrowe dziecko nie pójdzie na zajęcia dodatkowe, żeby rozwijać swoją pasję, bo rodziców nie stać, bo wszystkie pieniądze

Diddl

idą na leczenie chorego dziecka, które nawet nie ma szans na w miarę normalne życie, albo bo zajęcia byłyby wtedy, gdy chore dziecko trzeba zawieść na rehabilitację (, gdyby jeszcze ta rehabilitacja faktycznie dawała szansę na w miarę normalne życie to jeszcze ok, ale nie kiedy ona nic nie zmieni i tylko przysparza dziecku bólu) i zdrowego dziecka nie będzie miał kto zawozić na zajęcia albo nie miałby je kto odbierać, bo chore dziecko trzeba gdzieś zawieść. Pół biedy jak zajęcia są w miarę blisko i dziecko dość duże, żeby jeździć samo autobusem/przejść się samo kawałek, ale gorzej jak dziecko kilkuletnie, a zajęcia daleko, albo nawet i starsze, ale zajęcia daleko i na zadupiu, kończące się o takiej porze że już ciemno (przynajmniej na jesień/w zimę, gdzie szybciej robi się ciemno) i zwyczajnie niebezpiecznie by było, żeby dziecko wracało samo. Można się co prawda dogadać z innym rodzicem, żeby zawoził/odwoził dziecko w ramach zawożenia/odbierania swojego, ale co jeśli tamto dziecko by zachorowało i akurat by nie mogło jechać na zajęcia? Dodajmy jeszcze do tego rodziców, którzy mają myślenie życzeniowe i wyobrażają sobie, że ich wegetujące dziecko coś rozumie, czy coś ,,powiedziało". Pamiętam artykuł o chłopcu z bezmózgowiem, który jakimś ,,cudem" (cudzysłów celowo, bo nie nazwę tego, że dziecko które powinno zostań poronione, gdyby natura normalnie zadziałała, nie zmarło najpóźniej szybko po narodzinach) przeżył dłużej niż zakładali lekarze i zaczął wydawać z siebie dźwięk, który matka zinterpretowała jako ,,mama". A on po prostu miał na tyle rozwinięte to co mu się rozwinęło z mózgu, że był w stanie wydać dźwięk, który matka zinterpretowała po swojemu, a on nawet nie był świadomy dźwięku jakie wydaje. Albo ostatnio widziałam na FB post dorosłej już kobiecie z wodogłowiem, która jedynie wegetuje, której matka twierdzi, że ona wszystko rozumie, a raczej wmawia sobie. A co jak ta matka umrze? Czy tacy rodzice myślą co stanie się z chorym dzieckiem jak ich zabraknie?

Diddl

Zdrowe rodzeństwo nie ma obowiązku opiekować się chorym, a niestety są ludzie, którzy mając chcore dziecko specjalnie robią sobie drugie, żeby zaopekowało się chorym po ich śmierci. To jest zwykły egoizm. Tak samo jak kiedy ludzie mając chorobę genetyczną/będąc obciążonym genetycznie (i nie mówię tuo obciążeniu typu możliwość że dziecko kiedyś w dorosłym dziecku zachoruje na raka, bo na to może zachorować i bez obciążenia genetycznego, i może żyć normalnie i dopiero jako starsza osoba zachorować, no i istneija badania profilaktyczne pozwalające na wczesne wykrycie raka), a i tak decydują się na dziecko. Albo jak dziecko rodzi się chore genetycznie (wtedy rodzice mogli nie być świadomi obciążenia genetycznego), a i tak decydują się na kolejne dziecko itd. nie wiem na co licząc, że w końcu urodzi się zdrowe dziecko i będzie się opiekować chorym rodzeństwem jak ich zabraknie? To jest zwykły egoizm i okrucieństwo wobec tych dzieci. Zresztą ogólnie robienie sobie drugiego dziecka mając chore dziecko, nawet nie genetycznie, jest egoistyczne.

KUrczaK999 Odpowiedz

A terapie na ktore zbierane sa srodki sa eksperymentami, wiec sumasumarum spoleczenstwo wspiera eksperymenty na ludziach, legalnie. Nie wiadomo czy pomoga w danej jednostce chorobowej i jakie ma dluterminowe konsekwencje.
Spojrzmy, ze ratujac ludzi od chorob, oslabiamy gatunek, gdy te osoby sie rozmnazaja. Nawet niepozorny rezonans z kontrastem uszkadza czlowieka, nie wyplukuje sie z organizmu calkowicie i wplywa na organizm przez cale zycie w tym i przyszle ciaze...

Wracajac do dzieci, co sie dziwic.. czesto wyczekane, robione w ostatnim momencie, gdy organizm przyjal mnostwo toksyn obecnych w srodowisku. Rodzice utrzymajac takie dziecko przy zyciu patrza na swoj komfort. Obecnie umiera mniej dzieci, a ludzie sobie mniej ze strata.
Swiat stanal na glowie.

Koniczynka368

W jaki sposób twoim zdaniem terapie eksperymentalne mają przestać takimi być, jeśli nie zostaną przetestowane na ludziach? W jaki inny sposób można się dowiedzieć "czy pomogą w danej jednostce chorobowej i jakie mają długoterminowe konsekwencje"? Poczytaj trochę o badaniach klinicznych, bo na razie starasz się używać mądrych słów ale brakuje ci podstawowej wiedzy.

NAUS Odpowiedz

Fajnie jest logicznie argumentować i rozważać za i przeciw, gdy nas samych ta sytuacja nie dotyczy. Chętnie bym posłuchał co masz do powiedzenia, gdyby Tobie urodziło się chore dziecko i jedynym ratunkiem dla niego byłaby właśnie taka forma zbiórki. Chciałbym zobaczyć jak mówisz swojej partnerce albo partnerowi, że dziecko jest słabe, trudno, zdarza się, zrobicie przecież nowe. Dla niego tak będzie lepiej, po co ma się męczyć.

Poza tym selekcja naturalna, która jest fundamentem Twojej argumentacji, odnosi się do stosunku osobnik<-->środowisko, w którym on żyje. Być może umknęło to Twojej uwadze, ale od paleolitu w kwestii ludzi i generalnie cywilizacji trochę się pozmieniało.

CesarTorres Odpowiedz

Nie potrafie traktować poważnie debili jeczących o selekcji naturalnej, to jeczenie jakoś zawsze się kończy gdy wy sami jesteście w takiej sytuacji..

Hirex Odpowiedz

Taka prawda.

Dodaj anonimowe wyznanie