Mój (już) mąż zawsze marzył o tatuażu, ale nigdy nie było mu po drodze, więc załatwiłam kupon i termin. W końcu ma swój od tylu lat wymarzony znaczek na ciele, bardzo ładny obrazek... Szkoda tylko, że od prawie 2 lat nie umiem się do niego przyzwyczaić. Gdy tylko go widzę, chciałabym, by znowu go zakrył, schował, chcę go zdrapać. Jego skóra już nie jest „czysta”... Lubię tatuaże, a równocześnie uważam skórę męża za „nieczystą”. Bardzo go kocham, jest tak samo atrakcyjny, jaki był, ale gdy widzę tatuaż, to ta jedna część ciała przestaje mi się podobać.
Dodaj anonimowe wyznanie
Naprawdę tego nie mogę zrozumieć. Najpierw sama autorka wysyła męża do tatuażysty, a potem uważa jego skórę za nieczystą. Autorko, sama go tam wysłałaś! Czego się spodziewałaś?
Nie możesz zrozumieć, że można zmienić zdanie?
Wyobraź sobie, że kupujesz ubranie przez internet, a gdy otwierasz paczkę i przymierzasz to dopiero wtedy okazuje się, że jednak ci się nie podoba. Tylko, że tatuażu trudniej jest się pozbyć, niż odesłać ubranie...
No zupełnie taka sama sytuacja. Co to za różnica, czy ciuch, czy człowiek, jak się nie podoba, to wywalić
Czy ja gdzieś powiedziałam, że powinni się rozstać?
Można było zrobić tatuaż henną na próbę, taki pro tip jak ktoś planuje pierwszy tatuaż, a zwłaszcza większy ^^
Podobno tylko krowa nie zmienia zdania. A tutaj patrz wychodzi na to, że @Dentavo także trzyma się tego samego podejścia. Wytrwałości życzę, wszystkim tym, którzy mają z Tobą na codzień utrapienie.
To brzmi jak ukryty konserwatywny radykalizm. Spróbuj odwrócić sytuację - malujesz się? Jakiś podkład, tusz do rzęs? Robisz paznokcie? Farbujesz włosy? Masz kolczyki? Jeśli tak, to cóż... też nie jesteś "czysta", nawet jeżeli część z tych rzeczy jest nietrwała.
Ciesz się z tego, że mąż spełnił marzenie i może małymi krokami spróbuj to zaakceptować? To przecież nadal Twój mąż.
I właśnie dlatego się cieszę że nie zrobiłem sobie żadnego w latach mojej młodości. Zmieniłem się jakieś 2 lub 3 razy mentalnie, i to co mi się podobało wtedy już niekoniecznie musiałoby podobać się teraz. No i sprawa "czystej skóry" też mnie od tego powstrzymywała. Dzisiaj się cieszę że nie dałem się wciągnąć modzie. Dziś trudniej znaleźć kogoś bez tatuażu niż z tatuażem, tak że nie jest to już nic aż tak wyjątkowego. A zważywszy na fakt że środowiska więzienne i gangsterskie aż tak się w tym lubiją, to w ogóle chce się rzygać na samą myśl.
Czasami nie trzeba robić tatuażu żeby jeden mieć...koleżanka w podstawówce wbiła mi w kolano ołówek, drobinki grafitu zostały i do teraz mam tam kropkę pod skórą (czyli w sumie tatuaż)
Traktuj jak pieprzyk czy inne znamię albo bliznę.
No i trudno. Grunt, że mąż zadowolony.