#pjRae

Parę dni temu, gdy wracałem autobusem do domu, zdarzył się wypadek. Starsza kobieta, wstając z białej ławki pod wiatą, zahaczyła się mocno, ale utrzymała się na nogach, biegła pochylona bardzo do przodu, z twarzą prawie na ziemi, przez spad chodnikowy. Zatrzymała się dopiero na drzwiach — głową uderzając o ich rant (były otwarte). Huk, pisk przerażenia, jej ciało się dziwnie zawinęło, straciła przytomność. Kierowca zareagował natychmiastowo i fachowo. Staruszka po obudzeniu się płakała, wręcz wyła z bólu, miała od razu całe sine czoło oraz dziwne wgniecenie w głowie. Wszyscy czekaliśmy na przyjazd karetki...

Od małego interesuję się medycyną. Wiem wiele na temat np. udzielania pomocy. Zawsze myślałem, że będę w stanie pomóc komukolwiek — przecież wiem jak! Czułem się pewnie i mówiłem sobie, że jeśli będę świadkiem wypadku czy innej podobnej sytuacji, pomogę. Nieraz czekałem na jakieś ekstremalne sytuacje, w których przecież mogę się wykazać i zaimponować sobie, rodzinie, przyjaciołom! A wtedy... mimo wiedzy, co robić i chęci podejścia... nie zrobiłem nic. Odsunąłem się, bo ludzie z autobusu rzucili się na pomoc, łącznie z kierowcą. Stałem jak sparaliżowany, było mi słabo i gorąco. Czułem pociągnięcia, że hej, dzwoń po karetkę, idź tam, pomóż przenieść tę kobietę... ale finalnie kurczowo trzymałem się rurki z autobusu i patrzyłem jak cielę na rozwój sytuacji.

Strasznie się na sobie zawiodłem i dobiłem się faktem, że gdyby stało się coś mojemu bliskiemu, to znowu zastygnę i pozwolę mu umrzeć na moich oczach, nawet nie rękach.
AaRr Odpowiedz

Nigdy nie wiemy jak byśmy się zachowali w podobnej sytuacji póki do niej nie dojdzie. Może to też kwestia tego, że tłum już się rzucił do pomocy i dlatego nie potrafiłeś się ruszyć, może jakbyś sam zobaczył gdzieś potrzebującą osobę, która nie byłaby otoczona ludźmi to by było inaczej.

Tylkopoco Odpowiedz

Odpuść sobie. Wszystkie kursy i szkolenia są czysto teoretyczne, więc to totalnie normalne że cię zamurowało jak miałeś styczność z poważnym wypadkiem na żywo. Powiem ci z mojego doświadczenia, jak jesteś z kimś potrzebującym sam, to nie masz czasu myśleć, tylko robisz. Więc nie wybiegaj myślami wprzód, nie wyobrażaj sobie czarnych scenariuszy. Tutaj zobaczyłeś że inni ogarniają więc nie miałeś tego impulsu by się przemóc i pomóc. Moja jedyna rada, oby ci się nigdy nie przydała, ale jak cię tak zamrozi w takiej sytuacji, to zrób cokolwiek by wyjść z paraliżu. Najlepiej to oczywiście zadzwonić po pogotowie jak najszybciej, rozmowa z nimi też uporządkuje twoje mysli i nada toku co trzeba zrobić dalej. Ale jeśli to będzie niemożliwe, to zrób dosłownie cokolwiek, podskocz, przysiad; bylebyś pokazal mózgowi że to ty tu rządzisz, a nie paraliż.

Dodaj anonimowe wyznanie