#nm8FF

Właśnie przeczytałam historię chłopaka, który pisał o swoim ojcu. Opuścił on rodzinę - czworo dzieci, żonę w ciąży i teściów. Zrobił to dlatego, że żona go zdradzała i żadne z tych dzieci nie było jego (a tylko on ich wszystkich utrzymywał), oprócz autora właśnie, którego to ojciec zabrał ze sobą. To mi coś przypomina.

Moja teściowa ma siostrę, ich matka (a babcia mojego męża) już nie żyje i nigdy jej nie poznałam. Kiedy zapytałam o ojca teściowej, to się dowiedziałam, że opuścił rodzinę dawno temu. Zabrał ze sobą tylko najstarszego syna i słuch po nim zaginął. Nigdy żaden z nich się już nie kontaktował z resztą rodziny. Mój mąż więc nigdy dziadka od strony mamy nawet nie poznał.

Zawsze miałam jak najgorsze zdanie o tym człowieku. No bo kim trzeba być, żeby zostawić żonę i dwie małe córki i zniknąć? W dodatku zabierając ze sobą syna? Rozdzielił rodzeństwo, zabrał matce dziecko i córkom ojca. Skończony drań (mówiąc delikatnie).

Do tamtej pory, to ja nawet nie wiedziałam, że teściowa ma jeszcze starszego brata! Zawsze myślałam, że ma tylko młodszą siostrę. Często z jej rodziną spędzaliśmy święta czy inne uroczystości. Nigdy jednak nie rozmawialiśmy o ich ojcu i bracie, bo to temat tabu (i nie ma się co dziwić).

Dopiero bardzo niedawno, po czterech latach, odkąd weszłam do tej rodziny, dowiedziałam się całej prawdy. Mój mąż też do tej pory (czyli całe swoje życie - co jest według mnie bardzo nie fair, bo to w końcu jego bliska rodzina) o niczym nie wiedział.

Teść opuścił rodzinę, bo dowiedział się, że żona go zdradzała i żadna z córek nie jest jego. Tylko najstarszy syn był jego i dlatego też go zabrał ze sobą.
Do tej pory jestem w szoku. Mąż w jeszcze większym. To największa rodzinna tajemnica. Zdradziła ją młodsza siostra babci mojego męża, bo stwierdziła, że musi komuś powiedzieć zanim umrze i reszta rodziny powinna jednak wiedzieć.

Okazało się też, że moja teściowa i jej siostra od dawna już znały prawdę, ale nie mówiły o tym, bo po co to roztrząsać?

Dodam jeszcze, że babcia męża wychowała obie córki sama i nigdy nie związała się z ich prawdziwym ojcem - ktokolwiek to był. W sumie to nawet nie wiem, czy to był jeden człowiek, czy może każda z nich ma innego ojca. Mam nadzieję, że jednak jednego. Teściowa i ciotka nabrały wody w usta, może nawet same nie wiedzą? Siostra babci mówi, że nic więcej nie wie. Ciężko powiedzieć, czy kłamie czy nie. Nie wiem, czy po tylu latach da się w ogóle dojść do prawdy i czy ma to sens.
Strasznie to wszystko się okazało pokomplikowane.
Matka mojej teściowej nigdy też się nie rozwiodła z mężem, więc technicznie rzecz biorąc do końca życia była jego żoną. Nie wiem, jak to się teraz ma do spraw spadkowych. Ogólnie to jeden, wielki bałagan i jak już pisałam, jestem w potwornym szoku. Jak to nigdy nic nie wiadomo...
patka23 Odpowiedz

Teściowa nic nie mówiła i wcale jej się nie dziwie, nie ma się czym chwalić.Być może dla niej samej jest to trudne, pewnie kobieta nie wie nawet kto jest jej ojcem. Opowiadać o rzeczach na które nawet nie miała wpływu, po co?

Melancholija

No właśnie, tak naprawdę to dla niej jest to osobiste i jej syn nie musi o tym wiedzieć. Gdyby chodziło o jego ojca i jego rodzeństwo to inna sprawa.

tramwajowe Odpowiedz

Rozumiem, że historia zrobiła na Tobie wrażenie, ale bez przesady by mieszać w to całą rodzinę, rozdrapywać rany i plotkować. To są dawne dzieje, które nie mają żadnego wpływu teraźniejszość. Mam nadzieję że niedługo ochłoniecie.

tangere

I tu się mylisz, właśnie jestem po rozprawie spadkowej, po której wynikła konieczność odszukania dzieci przyrodniego rodzeństwa mojej mamy. Rodzeństwo to było z pierwszego, jeszcze przedwojennego małżeństwa mojego dziadka, dawno nie żyje, rodzina mojej mamy nie miała z nimi kontaktu od dziesiątków lat, krótko mówiąc o tym rodzinnym epizodzie nikt na co dzień nawet nie pamiętał. Po żmudnych poszukiwaniach odnaleźliśmy 10 osób, które należało włączyć do postępowania spadkowego i są oni jak najbardziej realnymi spadkobiercami.

worm

jest dokładnie jak @Tangere pisze - takie sprawy choćby i ze względów spadkowych trzeba wyjaśnić do końca.
Jakby nie było można "przypadkiem" odziedziczyć niezłą "fortunę" w postaci długów.
Do tego ewentualne komplikacje prawne - jeżeli formalnie jest się z związku małżeńskim to formalnie nie można wejść w kolejny bo to już bigamia. (Wiem, że w tym konkretnym przypadku nie musi to być argumentem, ale różne są historie ludzi i kto wie czy ktoś na anonimowych nie rozważa podobnego kroku z rożnych względów jak w tym i poprzednim wyznaniu)

patka23 Odpowiedz

Teściowa nie nie mówiła i wcale jej się nie dziwię, a czym tu się chwalić. Opowiadać o rzeczach, na które i tak nie miała wpływu.

Smiejzeleczka Odpowiedz

Taka plota, że nie mogłaś się opanować, co? Po co teściowa miała się tym chwalić? O ile to prawda. Bo raczej testów nie robili. A na wsiach plota to ogromne narzędzie było te 40+ lat temu. Babka mogła być nawet wierna, ale ktoś chciał jej zniszczyć życie. W tych czasach jak miała się bronić?

Gro9 Odpowiedz

Byście się zdziwili ile w Polsce naszej kochanej katolickiej jest frajerów którzy wychowują nieswpoje dzieci. Kiedyś rozmawiałem ze znajomym - specjalista od badań zgodności dawca-biorca przy przeszczepach i transfuzjach (oorgany, szpik, transfuzje płytek krwi). Okazuje się że przy takich badaniach bada się zgodności systemów immunologicznych dawcy i biorcy. Najlepiej o trafienie w najbliższej rodzinie. To jest praktycznie jak odcisk DNA. Dzieci dziedziczą część "kodu" systemu odpornościowego po rodzicach. No i tu najzabawniejszy przypał - specjaliści dość dokładnie potrafią na tej podstawie powiedzieć kto jest z kim spokrewniony. I zadziwiająco często im wychodzi przy badaniach ze np. dane dziecko nie ma genetycznie nic wspólnego z ojcem. Najśmieszniejsze że lekarz nie ma obowiązku powiadomić o tym ojcu. Oddaje pacjętowi czyste dane z badań bez interpretacji. Tylko czy jest zgodność czy nie. A brak zgodności niekoniecznie oznacza że to nie jego dziecko. Tak bywa. Tylko że prawie nikt nie wie że chociaż nie oznacza to braku pokrewieństwa, to jednak powinno zapalać czerwoną lampkę.

eremita

może być też, że ojciec wie że dziecko nie jest jego, tylko je wychowuje

jankostanko33

Jeszcze by tego brakowało, żeby w rodzinie dotkniętej ciężką chorobą dziecka lekarz wywoływał burzę sugerując facetowi, że może nie być ojcem. Dziecku z rakiem tylko tego brakuje do szczęścia, żeby ojciec się go wyparł.

Jpg1234 Odpowiedz

Tym stwierdzeniem: "jak to nigdy nic nie wiadomo" brzmią jak typowa plotkara... wydaje nie się że anonimowe to źle miejsce na takie historie.. to było po prostu fascynujące.

bobylon89 Odpowiedz

Myślałem, że się okaże, że bratem teściowej okaże się ojciec autorki.

PiratTomi Odpowiedz

Straszne jest to, że nie mogłaś się powstrzymać i musiałaś tutaj opisać tak wstydliwą dla nich historię. Rozumiem, gdyby to dotyczyło ciebie. Gdybyś to ty (lub twoja matka) miała każde dziecko z innym i postanowiłabyś się tym podzielić, ale nie, to historia babki twojego męża.

bajkopisarz Odpowiedz

Jeśli nie tworzysz drzewa genealogicznego, ta wiedza nie jest Ci autorko do niczego potrzebna.

nata Odpowiedz

Szkoda tylko dzieci, które przecież traktowały i zapewne kochaly go jak ojca.

Zobacz więcej komentarzy (6)
Dodaj anonimowe wyznanie