#n0MVi

Mamy z mężem ponad 30 lat, mieszkanie, nowy samochód, nigdy od nikogo pieniędzy nie pożyczaliśmy. Pierwsze lata małżeństwa staraliśmy się o dziecko, poronienia, depresja, było ciężko. Gdy już daliśmy sobie spokój, postanowiłam postawić na karierę, dodatkowe studia, rozwój osobisty. Nagle dwie kreski na teście i szczęście. Mamy syna. Rodzina zadowolona.

Gdy rok temu ledwo zaczęliśmy staranie o drugie dziecko i od razu nam się udało, byliśmy szczęśliwi. Odczekaliśmy dla pewności jakiś czas, żeby "w razie czego" nie pośpieszyć się za bardzo i informacją. Dzielimy się radością z naszymi rodzicami i jakby ktoś wylał kubeł zimnej wody na głowę. Usłyszeliśmy: "Po co mi więcej wnuków?" i "To przecież jest patologia. Na 500+ polecieliście". Bardzo nas bolały te słowa.

Ciąża przebiegała ciężko. Zagrożona= leżąca. Częste bóle, nudności i wymioty całą ciążę. Jeśli na pytanie jak się czuję odpowiedziałam, że źle, to od razu słyszałam, że "trzeba było nóg nie rozkładać" i "jak robiliście sobie dziecko, to nie narzekałaś"...
Po urodzeniu dziecka jakby je ktoś zmienił, słodkie słówka, przytulanie dziecka, prezenciki. Nawet w moją stronę padają ciepłe słowa. Jakby nie było tych kilku miesięcy. O żadnym przepraszam oczywiście nie ma mowy. A mi się niedobrze robi, jak to widzę. Te wszystkie rzeczy mam ochotę wynieść na śmietnik. Nie wierzę w te czułostki i nie chcę żadnych prezentów.

Nie mogę znieść takiego zachowania ani u swojej teściowej, ani u swojej matki.
Jakiekolwiek rozmowy na ten temat, próby wyjaśnienia są ucinane albo kończą się fochem.
AaRr Odpowiedz

No ale żeby w czasach kryzysu demograficznego mówić takie rzeczy, w dodatku żeby mówiły to najbliższe osoby. Normalnie dziadkowie cieszą się na wnuki. W ogóle mam wrażenie, że te 500, 800+ tylko nastroiło negatywnie dużą część społeczeństwa do osób posiadających dzieci, a przecież posiadanie dzieci to normalna sprawa i nie powinno się kojarzyć z patologią biorącą tylko pieniądze. Mam wrażenie, że nie dość, że to osobom posiadającym dzieci mało pomaga bo ceny i tak mocno wzrosły to jeszcze dzieli tylko społeczeństwo. Ale może się mylę, chociaż jak widać nawet od najbliższych można usłyszeć przykre słowa z tym związane, a tak naprawdę to chyba normalni ludzie nie zrobią sobie dziecka dla tych pieniędzy.

karlitoska

Moja mama mówi, że teraz jest totalnie odwrócona retoryka, kiedy ona była w ciąży wszyscy ją przepuszczali czuła się ważna, tak samo jak miała małe dzieci to ludzie byli życzliwi, a słowo matka miało powszechny szacunek. Dzisiaj pod przykrywką „madki” macierzyństwo się obrzydza, rodziny wielodzietne to patologia i pewnie dla 800+ sobie te dzieci zrobili. Maluchów się nie lubi, bo płaczą i ogólnie bąbelki bleee. Przykre, bo bycie rodzicem to najpiękniejsze co mi się w życiu przytrafiło, mimo wielu obaw okazało się, że ten wyśmiewany „uśmiech bąbelka” naprawdę wynagrodził wiele :)

AaRr

No dokładnie, coś się zmieniło w postrzeganiu rodzicielstwa, też tak mi się wydaje. A że maluchy płaczą... No cóż, każdy dorosły był kiedyś takim płaczącym maluchem. No i gratuluję :) ja niestety dzieci mieć nie mogę z powodów zdrowotnych ale jakbym mogła to bym miała bo to normalna sprawa. Chociaż właśnie jak czytam tutaj czy słyszę czasem od znajomych jak matki potrafią być dzisiaj traktowane...

elbatory

To prawda, że macierzyństwo traktuje się teraz zupełnie inaczej, ale mi się wydaje, że to matki same sobie na to zapracowały. Nie napiszę przez d, bo nie znoszę tego określenia, ale o to właśnie chodzi. Te wszystkie memy o płaceniu uśmiechem "bombelka" nie wzięły się z nikąd. Matki są teraz bardziej roszczeniowe, dzieci bardziej rozpieszczone, wychowywane przez tablet i telefon, a nie rodziców i dziadków, jak kiedyś. Moja siostra jest nauczycielką w przedszkolu i mówi wprost, że największy problem ma z rodzicami, a nie dziećmi. Dzieci bywają niegrzeczne, jak to dzieci, ale jest z tym sobie w stanie poradzić, ma u nich autorytet, ale co z tego, jak potem matka przychodzi z aferą, bo jej dziecko po prostu "wyraża siebie". Wyraża siebie, gdy wyrywa włosy koleżance.
Ja kocham dzieci i bardzo chcę je mieć, ale nie dziwię się, że pojawiają się te wszystkie miejsca bez wstępu dla dzieci, hotele tylko dla dorosłych, itd. Podziwiam i szanuję matki, ale uważam, że przydałoby im się trochę więcej dystansu do siebie i świata, żeby zrozumiały, że to dziecko może i jest dla nich pępkiem świata, ale nie jest pępkiem świata dla świata. Po prostu, jeśli chcą szacunku od społeczeństwa, to niech same zaczną szanować społeczeństwo.

AaRr

To też racja, też pomyślałam, że roszczeniowych rodziców nie brakuje i potem nawet ci, którzy są normalni są tak postrzegani. Ja nie wyobrażam sobie nie skarcić dziecka za robienie czegoś złego i jeszcze się wykłócać... Byłoby zbyt pięknie jakby wszyscy się wzajemnie szanowali. Ale chcę wierzyć, że mimo wszystko jednak więcej ludzi zachowuje się normalnie, tylko takie osoby po prostu się wyróżniają

caroleenka

Też jestem Mamą i uważam, że duży problem leży w psychologach. Córeczka ma niespełna 3 latka, jest naszym oczkiem w głowie, ale.. Zwracam jej uwagę, jak coś robi źle. Jak się zacznie drzeć z niewiadomych przyczyn, to wychodzimy np. z lokalu, żeby nie przeszkadzać innym - bierzemy na wynos. Mamy psa, ale nie pozwalam jej traktować go jak zabawkę, zwracam uwagę jak coś źle robi, każę jej sprzątać czy iść do pokoju 'pomyśleć'. A potem czytam artykuł, że muszę pytać noworodka o to, czy mogę zmienić mu pieluszkę, żeby od 1 dnia życia czuł, że ktoś liczy się z jego zdaniem. 😐 Nie mogę reagować jak dziecko robi coś niebezpiecznego, tj. nie mogę powiedzieć 'nie bierz noża, bo skaleczysz kogoś albo siebie', ani 'nie wchodź na ten słup, bo spadniesz', bo dzidkco wyrośnie na niepewne siebie i zalęknione. Mam chodzić za nim jak cień i ew. Pilnować, żeby krzywdy nie zrobiło komuś albo sobie. Serio? Rozumiem za absurdalne NIE BIEGAJ, BO SIĘ SPOCISZ, ale jak dziecko ewidentnie próbuje zrobić coś niebezpiecznego to wiadomo, że reaguję. Ale nie można, bo będzie straumatyzowane. Krzyk nie, płacz nie, zabranianie nie. Reagować na to źle, ale na tamto już trzeba. Kosmos. Ja robię to co uważam za słuszne, ale wielu rodziców słucha tych książkowych porad i pozwala sobie wejść na głowę w imię bezstresowego wychowania..

Postac

Caroleenka - zgadzam się z Tobą w zupełności. Jak ja zostałam mamą, to nie miałam doświadczenia z dziećmi. Sporo czytałam, chodziłam na szkołę rodzenia. Byłam bombardowana informacjami o tym, że dziecko jest najważniejsze, że nie może płakać, że jego potrzeby się liczą. Że dzieci nie są niegrzeczne, tylko źle zaopiekowane. Gdy urodziłam drugie i pierwsze zaczęło bić to mlodsze zaczęłam chodzić do psychologa. Psycholog mi powiedział, że ja musze jeszcze więcej czasu poświęcać dzieciom. Że nieważne, że jestem zmęczona - muszę zajmować się starszym za każdym razem, gdy widzę złe zachowanie. Nie mogę odesłać starszego do pokoju ani wrzucić do suchego basenu, niech się wyszaleje. Mam być z nim. A jak nie dam rady, bo płaczą oboje? Mam podzielić się opieką z mężem. Jak pytałam, co mam robić, gdy jestem sama, to za każdym razem pani psycholog zmieniała temat. Mam zaopiekować uczucia starszego dziecka, bo ono bije, bo się źle czuje... Ale mlodsze cierpi i nie obchodzą go uczucia starszego - ono samo cierpi. Nowoczesne metody psychologiczne nie pomogły mi w żaden sposób, a tylko wprowadziły zamęt i wyrzuty sumienia.

Z każdej strony wymagania, prawie żadnej pomocy z zewnątrz, a jeszcze często nieprzychylne spojrzenia i chamskie komentarze.

karlitoska

Rozumiem, że są rodzice, którym bije na głowę (ktoś tu opisywał babkę, która wrzuciła zasranego pampersa pod regał), ale ludzie też się zrobili przewrażliwieni. Jechałam kiedyś pociągiem (to, że z peronu musiałam sama znieść gondolę, bo w dużym mieście nie było windy, a schody ruchome się nie nadają do wózków to już pomine), dziecko miało wtedy 10 msc i wesoło popiskiwało, taki etap, że odkrywa nowy dźwięk i była ekscytacja. Oczywiście próbowałam odwrócić uwagę, zabawić, pokazać za oknem coś, ale to działało na kilka sekund i wracała do swoich pisków. W pobliżu siedziała starsza babeczka (na oko 70 lat), powiedziała mi, żeby się wzięła za wychowywanie dziecka, bo widać, że bachor rozwydrzony, za jej czasów dzieci nie piszczały. Serio? Chyba, że je lała i biedne zastraszone maluchy bały się choćby odezwać 😟

elbatory

Oj, tacy przewrażliwieni ludzie też byli zawsze. Tylko że po 1. kiedyś mniej się z tymi dziećmi wychodziło w miejsca publiczne (bo za takiej komuny czy w czasach wojny to jak?), a po 2. kiedyś nie było internetu, a więc i mniej się o tych historiach słyszało/czytało. Ale ja sama mam podobne historie od moich rodziców sprzed ponad 30 lat, gdy ja byłam małym bejbikiem.

Postac Odpowiedz

Bardzo mi przykro z powodu tego, jak zostałaś potraktowana ze strony rodziny. Mnie w ciąży przykrości spotykały ze strony obcych lub prawie obcych ludzi, a i tak bolało. Co dopiero, gdy najbliższe osoby Cię tak chamsko komentują.
Mam wrażenie, że posiadanie dzieci jest coraz bardziej utożsamiane z patologią... Przykre to.

Annmarii3012 Odpowiedz

O rety. Dzietność w Polsce niska, wręcz koszmarnie niska, nie ma zastępowalności pokoleń nawet, a tu się burzą na drugie dziecko. Sama nie jestem fanką filozofii ' co rok prorok' ale bez przesady - zdecydowanie się na drugie dziecko to nie jest nie wiadomo jaka ekstrawagancja. Osobiście uważam, że to najbardziej optymalna liczba. Nie każdy może pozwolić sobie na więcej dzieci. Mam też porównanie jak to jest być jedynakiem - czasami żałuje, że nie mam rodzeństwa, chociaż zasadniczo jestem szczęśliwa.

Dodaj anonimowe wyznanie