#lpvuI
Jestem w 8 miesiącu ciąży, dwa lata po ślubie. Ja i mój obecny mąż przed zaręczynami przechodziliśmy spory kryzys w związku, w zasadzie ciągle rozstawaliśmy się i schodziliśmy. Na krótko przed oświadczynami mój facet wyznał mi, że podczas jednej z takich "przerw" po jakiejś zakrapianej imprezie przespał się z koleżanką z pracy. Dowiedziałam się od niego samego, przyznał się kilka dni po fakcie i jak twierdził do pełnej zdrady nie doszło, bo "nie podołał", prawdopodobnie z powodu ilości wypitego alkoholu, a samej sytuacji podobno od razu pożałował i pozwoliła mu ona zrozumieć, że to ze mną chce być, bla, bla bla... gadka szmatka. Dorabianie do tego ideologii oczywiście puściłam mimo uszu, porządnie się wkurzyłam, ale koniec końców doszłam do wniosku, że faktycznie nie byliśmy wtedy oficjalnie razem, grunt, że przyznał się sam. Zapytałam jedynie, czy się zabezpieczył, na co przytaknął.
Dzisiaj, cztery lata od tych wydarzeń, mój podpity mąż przyznał, że to nie była jednorazowa akcja. Drugi raz był podobno bardziej udany, bez zabezpieczenia i na tyle skuteczny, że martwili się później, czy koleżanka aby nie zaszła w ciążę. I co najzabawniejsze, mój mąż na pytanie kiedy to miało miejsce - czy w tym samym dniu/tygodniu/miesiącu co pierwszy raz czy może już PO naszych zaręczynach - dyplomatycznie odpowiada, że "nie pamięta"...
Nie jestem idiotką, wiem, że pewnie doskonale pamięta, a wzbrania się przed odpowiedzią, bo nie ma czystego sumienia. On oczywiście nie wie o co robię aferę, obraca kota ogonem i nie rozumie jak to może mieć jakieś znaczenie, skoro od dwóch lat jesteśmy szczęśliwym małżeństwem i nic to nie zmienia. Otóż zmienia... bo oprócz podkopanego zaufania czuję wściekłość, bo taką pełną wiedzę o jego wybryku powinnam mieć PRZED ślubem, a nie teraz, kiedy mamy dziecko w drodze, mieszkamy w kraju, w którym nie mam nikogo bliskiego i w zasadzie niewiele mogę zrobić.
Nie rozwiodę się, to jasne... Sytuacja miała miejsce lata temu, od tamtej pory nigdy nie miałam żadnych sygnałów, że mój mąż mnie zdradza, na co dzień jesteśmy zgodnym małżeństwem i nie mogę narzekać na to, jak traktuje mnie mój mąż. Nie chodzi zresztą nawet o tamtą dziewczynę, czy przespał się z nią raz, czy dwa, czy sto razy. Chodzi o to, że nie powiedział mi całej prawdy przez cztery lata, a temat co jakiś czas przewijał się w naszych rozmowach... Jestem po prostu zła i smutna.
To co Cię dotknęło jest niezwykle trudne. Zdrady pełne czy niepełne nie istnieją. Albo są albo ich nie ma. Nikogo nie chcę usprawiedliwiać. Czasem jedna strona robi coś głupiego później żałuję.
Jedno jest pewne. Jeśli coś z tym nie zrobicie to, to jak się z tym czujesz Was zniszczy. Nie twierdzę, że to Twoja wina! Więc masz dwie opcje. Odejdź albo poszukajcie pomocy na terapi. Jeśli oboje przez to przejdziecie to złość i smutek z czasem zniknie. Inaczej będzie tylko gorzej, a Ty nie będziesz szczęśliwa.
Szczerze to chyba bym spytała w jakim celu ci to teraz mówi.... Bo skoro "nie ma znaczenia", to czemu uznał że teraz ci musi powiedzieć? I to teraz, jak jesteś w ciąży, czyli powinnaś być spokojna i nie denerwować się. Jak chciał się przyznawać by miec czyste sumienie, to mógł to zrobić w okresie narzeczeństwa.
Mimo cholernie trudnej sytuacji, życzę ci spokoju. Skup się na sobie i dziecku, a jak chcesz walczyć o Was, to pomyśl o terapii dla par, byście mogli zamknąć ten temat raz na zawsze. Trzymaj się!
Moze meczy go sumienie, a teraz jak jest w ciazy wie, ze od niego nie ucieknie. Czyli bedzie tylko gorzej.
Dlatego nie poslubia sie chlopaka, z ktorym ciagle sie rozchodzilas i schodzilas? Nie wierze, ze nic innego nie wskazywalo na to, ze jest zaklamany i ma sklonnosci do zdrady.
"Do pełnej zdrady nie doszło, bo "nie podołał", prawdopodobnie z powodu ilości wypitego alkoholu" - ale się "zabezpieczył"? Czyli co, po pijaku mu nie stanął, ale i tak używali prezerwatywy? A może nie rozumiem, co to jest "niepełna zdrada".
karolyfel
No tak, czego nie rozumiesz? Chciał pofikać, podjarany gumkę jakoś dał radę założyć, ale do finiszu już nie doszło. Ptak mógł mu zdechnąć w trakcie fikania, i z dzielnego orła zrobił się nielot...
@Czaroit Ahaaaaa, czyli takie coś się kwalifikuje jako "niepełna zdrada", tak?
Trochę jak Bill Clinton...
karolyfel
No nie, zły przykład. Bill w ogóle nikogo nie zdradził, przecież wszyscy wiemy, że to był wypadek. Chłop się tylko potknął, a tu od razu wielka afera. O nic.