#lEDVW
Rok temu nie wiedział o tym nikt, łącznie z moim chłopakiem, który nie miał pojęcia, jaką krzywdę robi mi, ciągle namawiając mnie na słodycze. Kiedy kolejny raz wróciłam do domu objedzona cukrem, czułam się jak zwykle okropnie, nie znosiłam tego poczucia winy za nieprzestrzeganie własnych zasad. Wyszłam z domu ubrana w leginsy i bluzę pod pretekstem „idę pobiegać”, aby mama nie zorientowała się, co się ze mną dzieje. Pobiegłam do parku, a właściwie do toi-toia (użytkowanego chyba głównie przez bezdomnych, nie próbujcie wyobrażać sobie tej obrzydliwości), w którym próbowałam zwrócić ukochane babeczki kajmakowe, jednak było już trochę za późno. Z rozpaczy usiadłam na ławce i zaczęłam płakać, albo raczej wyć, kiedy obok przeszło dwóch mężczyzn. Jeden z nich zapytał, czy coś się stało. Powiedziałam oczywiście, że nic. Wtedy zrobił coś, czego nigdy nie zapomnę. Obcy mężczyzna przytulił mnie, śmierdzącą wymiocinami, pocałował delikatnie we włosy (zapewne też obrzygane) i powiedział, że wszystko będzie dobrze, po czym odszedł powoli (mój „ojciec” nigdy nie okazał mi tak bezinteresownej czułości). Zaczęłam płakać jeszcze bardziej, bo bardzo bym chciała, żeby to była prawda. Niestety po roku nadal nie jestem zdrowa, ale kiedy sobie przypominam smutną twarz tego pana, mam jedno marzenie: spojrzeć w lustro i powiedzieć „miał pan rację, już wszystko jest dobrze”.
Powodzenia.
Sam fakt Twojej świadomości, że masz z tym problem to już połowa sukcesu, a nawet bardzo dużo. Spróbuj terapii, poszukaj czegoś lokalnie, najlepiej powiedz komuś najbliższemu chłopakowi, mamie, rodzeństwu nie bądź z tym sama. Będzie ciężko, ale się uda :)