#iUe4O
Pewnego razu podczas jedzenia jajek na śniadanie rodzice powiedzieli mi, że mam bardzo dokładnie obrać ugotowane jajko i uważać, gdyż zjedzenie skorupki grozi śmiercią. Wiadomo, że to bzdura i powiedzieli mi to tylko po to, żebym się nie zakrztusiła albo coś, ale jako małolata uwierzyłam w tę bajeczkę i tak, jako mała pełna złości i nienawiści gówniara, wpadłam na złowieszczy plan i podwędziłam kawałek skorupki. Dokładnie ukryłam broń w opakowaniu na mazaki i przez cały weekend biłam się z myślą – zabić czy nie zabić? Upewniłam się, czy narzędzie zbrodni jest odpowiednio ostre i po całonocnej kontemplacji zapadł skazujący wyrok – ta małpa musi zginąć! Z planem zabójstwa popędziłam po weekendzie do przedszkola. Czekałam podekscytowana na obiad. Kiedy nadszedł ten moment, dyskretnie wrzuciłam jej skorupkę do zupy i uciekłam w obawie przed schwytaniem do ubikacji (nie chciałam też oglądać, jak umiera), gdzie przeczekałam parę minut i poszłam leżakować. Czekałam niecierpliwie na rezultaty i niestety, ale mój złowieszczy plan nie zadziałał.
Ona przeżyła, a ja jak codziennie, tradycyjnie byłam szarpana za kucyki.