#mJ0Ni

Dużo widziałam tutaj wyznań o zbyt małej ilości miłości od rodziców. U mnie jej nie ma wcale. Byłam typową wpadką. Rodzice gdyby nie ja nigdy by ze sobą nie byli, zbyt duża różnica charakterów (widzę to po wiecznych kłótniach). Jak to w takich sytuacjach bywa, pieniędzy mi nigdy nie brakowało, ale gnębienia psychicznego również... Od dziecka miałam wpojone, że jestem zerem. Jestem brzydka, gruba, głupia, nic nie znaczę. Przez to nie potrafiłam się do nikogo zbliżyć, bo jak? Ja taka oferma z kimś takim świetnym? Kiedy ktoś chciał się do mnie przytulić, odskakiwałam jak poparzona, bo mnie nikt w domu nie przytulał. Kiedy podrosłam, stałam się tanią siłą roboczą, sprzątaczką, nianią (mam sporo młodszą od siebie siostrę). Oczywiście to wszystko to mój obowiązek, harowanie do późna, bo oni darmozjada w domu trzymać nie będą. Musiałam to łączyć z nauką po nocach, bo musiałam mieć idealne wyniki (świadectwo bez czerwonego paska nie wchodziło dla nich w grę). 
I tak próbowałam im dogodzić za wszelką cenę, żeby byli zadowoleni, dumni. Do czasu... Teraz mam, brzydko mówiąc, wyje*ane. Przestałam się starać. Oni w stosunku do mnie się nie zmienili, dalej według nich nic nie robię, tylko biorę pieniądze. Potrafią to mówić przy rodzinie, która doznaje szoku i nie wie jak na to zareagować. Chociaż próbowali, ale bezskutecznie. Dalej słyszę od ojca, że nikogo sobie nie znajdę, bo kto by mnie chciał... Tak naprawdę nie narzekam na brak facetów, którzy by się mną interesowali, jednak odtrącam każdego, bo nie potrafię okazywać uczuć. Nie chciałabym również mieć nigdy dzieci, bo boję się, że geny zrobią swoje i stworzę taki koszmar mojemu dziecku. Ale trzymajcie za mnie kciuki, bo zebrałam w sobie siłę i planuję uciec od tego bagna. Mam moje przyjaciółki, które mnie wspierają i są przy mnie w każdej chwili :)

#X5CYa

Cierpię na chorobę afektywną dwubiegunową. Kiedyś w fazie maniakalnej odeszłam od męża i oficjalnie związałam się z innym mężczyzną, w którym wydawało mi się, że jestem zakochana po uszy. Mimo to podczas tego związku miałam krótki, acz intensywny romans, a gościa od romansu zdradziłam trzy razy z trzema różnymi facetami, w tym jeden z nich był jego bliskim kolegą. To wszystko wydarzyło się wciągu trzech miesięcy. Potem przyszła depresja i trafiłam do szpitala psychiatrycznego, z którego po dość długim czasie odebrał mnie mąż. Wie tylko o tym „oficjalnym” kochanku, o pozostałych nikomu nie mówiłam. Wybaczył mi, bo wie, że to nie ja,
 tylko choroba. Ale chyba już nigdy nie będzie między nami tak jak wcześniej... 
ChAD to okropna choroba.

#L69Qj

W życiu zawodowym przeżywałem rozczarowanie za rozczarowaniem, więc w końcu złożyłem kolejne wymówienie i założyłem własną działalność. Zapieprz był wprawdzie ten sam, ale za wyraźnie większe pieniądze. Wyrobiłem sobie z czasem rozpoznawalną markę i ilość zleceń rosła, a klienci przez propagandę szeptaną szukali raczej mnie niż ja ich. Usługi w bardzo specyficznej, małej niszy.
Zatrudniłem najpierw jednego pracownika, później drugiego i tak moja firma zaczęła się powolutku rozrastać. Ilość wykonanych zleceń przekładała się bezpośrednio na wysokość faktur, więc miałem dokładny wgląd, w jakim stopniu poszczególni pracownicy je wygenerowali. Płaca była z założenia minimalna + 30% jako podstawa + ok. 40% z tego, kto co wypracował powyżej tych kosztów. Nie zapomniałem, jak to jest być na etacie i chętnie dzieliłem się zyskami, zamiast kupić sobie duże auto.

Kilka lat szło to dobrze, covidowe zawirowania przeszły obok nas. Część pracowników w dużym stopniu pracowała zdalnie i wszyscy byli zadowoleni. W zeszłym roku nastąpiło załamanie w moim biznesowym światku. Ilość zleceń spadła o połowę i dość dochodowa firma zaczęła generować straty. Przedstawiłem zaistniałą sytuację na walnym zebraniu i zakomunikowałem o konieczności redukcji kosztów. W grę wchodziły zwolnienia lub likwidacja premii, w tym zmniejszenie dodatku podstawy. Wszystko wg zasady, że przebiedujmy wszyscy razem obecny kryzys, a odbijemy sobie, gdy nasza branża znowu ruszy.
Dowiedziałem się wtedy, że jestem kapitalistycznym krwiopijcą, prowadzę kołchoz, a ja osobiście jestem typowym januszem i jeszcze parę innych ciekawostek o sobie.

Pomyślałem o przeciekającym dachu w moim domu, na którego solidną naprawę nie miałem pieniędzy, więc łatałem go sam.
Pomyślałem o wydanych niedawno kilkudziesięciu tysiącach na nowe fotele, większe monitory i lepsze komputery aby się wszystkim wygodniej pracowało.
Pomyślałem o jeszcze kilku tego typu rzeczach i stwierdziłem na koniec, że mam to wszystko głęboko w miejscu, dokąd światło nie dociera.
Zwolniłem wszystkich i zamknąłem firmę. Efektem był szok i niedowierzanie oraz pytanie DLACZEGO?
Wyjaśniłem więc, że przekonali mnie, że postępuje źle i niemoralnie, że nawróciłem się niczym Szaweł i już nigdy więcej nie będę nikogo wykorzystywać.

Dłubię sobie teraz samodzielnie w sporadycznie przychodzących zleceniach. Mam wyraźnie więcej czasu wolnego i z zaskoczeniem stwierdziłem, że finansowo nie robi to większej różnicy. Obrót jest wielokrotnie mniejszy, ale koszta też, więc finalnie wychodzi porównywalny dochód.

Robiłem dużo, będąc pełnym wiary w ludzi i ich zdolność do myślenia. Teraz wiem już lepiej, jak jest.

#Hk83P

Moi „rodzice” od zawsze przekładali alkohol nad rodzinę. W lodówce mogło być samo światło (o ile prąd był aktualnie zapłacony), byle na wódkę starczyło.

Dzień Dziecka – nawet nie liczyłam, że ktoś będzie o mnie pamiętał. Aż tu nagle mama mojego chłopaka przynosi nam kawę i ciasto – a do tego mega porcję lodów, kładzie na stole, ściska mnie i mówi, że to na Dzień Dziecka.

Chyba nie muszę pisać, że przez następne 10 minut uspokajał mnie chłopak, bo tak wzruszyła mnie ta sytuacja, że wyłam jak bóbr.

#BB0lS

Denerwuje mnie, kiedy ktoś nie przykłada uwagi do tego, co pisze. Nie jestem jakąś wielką ważniaczką i nie uważam też, żeby w codziennych sytuacjach czy wiadomościach pisać wyniośle i jakoś bardzo patrzeć na ortografię czy interpunkcję, ale kurde. Wchodzisz na OLX, chcesz się czegoś więcej dowiedzieć o jakimś przedmiocie, to wiele ludzi pisze jakiś miszmasz, że nie idzie nic z tego zrozumieć. Dosłownie jakby wrzucił przypadkowe słowa do miski i je wymieszał. Tak samo jest w komentarzach na Facebooku (zwłaszcza tam). Rozumiem, że nie każdy jest ekspertem od poprawnej polszczyzny, ale kiedy widzę niektóre posty czy komentarze, to zastanawiam się, jak można aż tak źle to napisać? Jeśli chcesz przekazać jakąś informację, to postaraj się chociaż trochę i napisz to tak, żeby inni mogli to zrozumieć.

#Gia6V

Jestem zamężna. Obecnie mamy dziecko. Trafił nam się wyjątkowo atencyjny mały człowiek, który obecnie ma kilka miesięcy. Od początku nie lubi wózka, fotelika, swojego łóżeczka, dlatego codzienna organizacja jest po prostu trudna. Jest to dziecko chciane, kochane. Problem pojawia się w podejściu do dziecka moim i męża. Dziecko ma mamozę, chce być cały czas ze mną albo chociaż mnie widzieć. Jest bardzo ruchliwe, przez co zrobienie czegoś przy nim graniczy z cudem. W momencie kiedy próbuję posprzątać lub ogarnąć coś do obiadu, wspina się wszędzie, wkłada ręce do kontaktu, wychodzi z fotelika etc., ale ma do tego prawo, ponieważ dopiero poznaje świat i mimo wytyczania mu granic jest na tyle małym dzieckiem, że jeszcze ich nie rozumie –  to niemowlę. Najczęściej gotuję, ogarniam coś z dzieckiem na ręku, mimo że mąż jest w domu. Nawet jeśli się nim zajmuje, to przez krótką chwilę, a dziecko i tak płacze do mnie. No i teraz się zaczyna... 
Notorycznie słyszę od męża, że tak sobie pozwoliłam, że jak dziecko mi płacze, to ja przychodzę i uspokajam (powinnam zostawić, a niech ryczy – tak robi mój mąż), że noszę na rękach itp., itd., ale jak mam tego nie robić, skoro dziecko jest na tyle małe, że tego potrzebuje? Często mówię mężowi, żeby zabrał dziecko na spacer – i okej, bez problemu je bierze, ale wraca po 30 minutach, bo dziecko w wózku płacze, a on nie będzie go przecież nosił, a jak się bawią, to dziecko ryczy, ale ono nie będzie ojcu dyktowało warunków. Jak mówię, że chciałabym coś zrobić dla siebie, to twierdzi, że jestem słabo zorganizowana i że to mój problem. Ale jak mam być zorganizowana, skoro nawet jak pójdzie z nim na spacer, to w 30 minut zdążę ledwo obiad ugotować. Po powrocie oczywiście dziecko ze mną się bawi, a mąż leży. Często jak proszę męża o pomoc, to mówi, że możemy przecież oddać dziecko do żłobka albo do jakiejś opiekunki, jak chcę trochę odpocząć, ale to nie tędy droga... Przecież dziecko ma oboje rodziców. Dodam, że mąż od porodu nie wstaje do dziecka w nocy, w weekend może spać, ile chce – jak dziecko się budzi, to ja idę z nim bawić, robię śniadanie, karmię, przewijam itp., bo uważam, że skoro mąż pracuje, to należy mu się odpoczynek w nocy w ciągu tygodnia oraz w weekend, bo też przecież jest zmęczony. Sprzątam, prasuję, przygotowuję niektóre rzeczy najczęściej w nocy, żeby jakoś to wszystko ogarnąć, ale jak ciągle słyszę, że jestem słabo zorganizowana, to się odechciewa. 
Tyle. Chciałam się po prostu wygadać.

#t3siN

Jestem sfrustrowana. Nie wiem co robię nie tak z facetami. Poznaję normalnego mężczyznę. I z biegiem związku zaczynają się zmieniać w potulne, bezwolne ciapciaki. Kiedy wybieram partnera, patrzę między innymi na to, jak podejmuje decyzje. Czy umie je podejmować samodzielnie i przejąć dowodzenie, ale też bierze pod uwagę zdanie innych, czy ja też mam coś do powiedzenia. I każdy z moich partnerów (trzech ich było) z biegiem związku próbuje zrzucić na mnie wszystkie decyzje. Nie jestem typem kobiety, która się czepia, więc opcja, że robią to dla świętego spokoju odpada. Ze wszystkimi rozmawiałam, pytałam, o co chodzi. Zawsze ta sama odpowiedź. Żeby uczynić mnie najszczęśliwszą, jak najszczęśliwszą, żeby wszystko było takie, jak sobie wymarzę. Mojemu mężowi starałam się nawet odmawiać wprost podjęcia decyzji i zmusić do wybierania samodzielnie, ale ileż można próbować zmusić człowieka do podejmowania decyzji. I odkąd urodziłam bliźniaki, to jeszcze się pogorszyło. Pyta mnie, które spodenki im założyć, którą torbę wziąć na zakupy, czy może zjeść ser, zmienić obrus, ogolić się jutro, a nie dziś. Czy ja mu kiedyś zrobiłam awanturę, że złą torbę wziął? Zjadł ser? Założył im złe spodenki? Nie! Póki coś działa, to jest OK. Czasem zwrócę uwagę, ale to wszystko. Mam zaufanie do niego, że umie zrobić sam i ogarnąć sam. Więc czemu zapomniał, jak się podejmuje decyzje? Już nie wiem jak z nim dyskutować.

#vPdk9

Z moim chłopakiem jesteśmy razem już jakieś 4 lata, mieszkamy razem od roku. Z dnia na dzień coraz bardziej zastanawiam się nad tą relacją...
Od komputera wstaje tylko wtedy, kiedy idzie do pracy albo do łazienki. Nawet do kuchni już raczej nie wychodzi, bo kiedy coś ugotuję, prosi mnie, żebym przyniosła. Próbowałam go namówić czasem na jakieś wyjścia, czy to do znajomych, czy to gdzieś pojechać... Narzekał. Obniżyłam swoje wymagania i zaproponowałam po prostu spacer po okolicy. Narzekał. Kiedy go o coś proszę, a nie są to wymagające rzeczy (typu wyniesienie śmieci albo posprzątanie talerzy z biurka), mówi, że zaraz to zrobi, a finalnie to „zaraz” nigdy nie następuje. Przeprasza mnie za to, że nie zrobił o co prosiłam, ale na powiedzeniu „przepraszam” się kończy.
Jego ulubiona wymówka na wiele rzeczy to „zapomniałem”. Umówiliśmy się kiedyś ze znajomymi, że pojedziemy za miasto na jeden dzień. Pociąg mieliśmy o 8 rano. Mój oczywiście zaspał, bo grał do 5 nad ranem, a kiedy mu przypomniałam, że przecież byliśmy umówieni – „zapomniałem”.
W moje urodziny grał cały czas na komputerze. Zorientował się dopiero w momencie, kiedy zadzwoniła do mnie ciotka z życzeniami. Jego reakcja? „To ty masz dzisiaj urodziny? Przepraszam, zapomniałem, wszystkiego najlepszego”. I tyle, poszedł dalej grać.
Kiedyś musiałam zostać dłużej w pracy i poprosiłam go, żeby mnie odebrał. Wyszłam wtedy jakoś po 18 (była zima i było ciemno, w dodatku padał śnieg), dzwonię do niego – „zapomniałem”.
Wiele razy mu mówiłam, że jest mi przykro z powodu jego zachowania. W takich sytuacjach przeprasza mnie, potem przez 2 góra 3 dni zachowuje się jak nie on. Rozmawia ze mną tak jak kiedyś, pomaga mi, ogarnia rzeczy, o które go proszę. Mówi, że mnie kocha i jestem dla niego wszystkim. Ale potem wraca do grania i do „zapomniałem”. Pamięta natomiast o tym, żeby odpisywać byłej, bo „przecież jest dobrym człowiekiem”. Kiedy poprosiłam go o zerwanie z nią kontaktu, bo mnie to krzywdzi, odpowiedział mi, że przecież tylko ze sobą piszą i nic więcej, a poza tym ona chciała mu się tylko wygadać po tym, jak zerwała ze swoim chłopakiem.
Wstydzę się wygadać komuś znajomemu, dlatego piszę to tutaj. W oczach przyjaciół i rodziny zawsze byliśmy tą idealną parą – miło spędzaliśmy czas, zamiast się kłócić dogadywaliśmy się jakoś, umieliśmy ze sobą rozmawiać. Odkąd razem mieszkamy, on coraz mniej przypomina mi tego chłopaka, na którym mi kiedyś tak zależało. Mam wrażenie, że jestem mu coraz bardziej obojętna. Nie wiem, czy mam próbować ratować ten związek, czy po prostu odpuścić.

#TbDST

Nigdy nie czułem, że chcę zostać ojcem. Mieliśmy na ten temat wiele sporów z moją żoną, ale ostatecznie doszliśmy do wniosku, że będziemy mieli jedno dziecko. Chciałem mieć syna, ale przede wszystkim chciałem, żeby dziecko było zdrowe. Nie wyszło w obu przypadkach.

Od pierwszej chwili, gdy zobaczyłem córkę, zakochałem się w niej bez reszty. Jest cudowna. Zrezygnowałem z dodatkowej pracy, którą bardzo lubiłem, aby mieć więcej czasu dla niej. Każdy jej uśmiech rozwala mnie na części i czasem się wstydzę, że chyba kocham ją bardziej niż żonę.

Niestety. O ile przerobienie kwestii syn czy córka okazało się po prostu głupią fanaberią, o tyle zdrowie dziecka to już rzecz niepodważalna. Tu niestety nie da się nic zrobić. Moja największa miłość jest i będzie niepełnosprawna. Moich uczuć to nie zmieni, ale gdy w gronie rodziny i znajomych rodzą się kolejne zdrowe dzieci, czuję żal i frustrację. Dlaczego my? Dlaczego ona? Gratuluję im kolejnych urodzin, a w środku coś we mnie pęka, że może to być moja lub żony wina. Jak mamy jej za kilka lat wytłumaczyć, że jest inna... Nie chcę zabierać mojego dziecka do innych dzieci, nie chcę, żeby czuła się inna. Boję się, że rówieśnicy będą ją traktować jako „coś”. Czuję, że zawiodłem jako ojciec, a przecież chciałem tylko, żeby mogła być zdrowa.

Każdego dnia przytłacza mnie to coraz bardziej i nie wiem już jak sobie z tym radzić. Najchętniej odebrałbym sobie zdrowie, aby nie czuła się w tym samotna.
Dodaj anonimowe wyznanie