#muuna

Mam swój staw, jest dosyć duży i nieogrodzony, przez co w lato wiele amatorów pływania lubi tak się chlupać. Nie mam z tym problemu, dopóki nie zaczną śmiecić. Po kolejnych małolatach zostało masę śmieci i porozbijane butelki na plaży. Szedłem, uważając na szkła i znalazłem telefon, nowy model i dość drogi – jak później sprawdziłem.
Już wieczorem usłyszałem pukanie do drzwi – przyszedł jeszcze lekko nietrzeźwy chłopak, nie wiem, czy miał więcej niż 16 lat. Od razu spytał, czy nie znalazłem telefonu. Powiedziałem, że tak, znalazłem go, jednak nie oddam, póki nie posprząta plaży. Zaczął się tłumaczyć, że to nie tylko on rozwalał, tylko koledzy itp... Powiedziałem mu jasno: albo sprząta, albo nie ma telefonu. Powiedział, że przyjdzie rano i posprząta. 
Przyszedł. Z grabiami. Wszystkie szkła posprzątane, papiery i folie pozbierane, telefon oddany, i myślę, że nauczka była.

#eue8c

Mam 47 lat i jestem kierowcą ciężarówki z ponad 20-letnim stażem.

Co jest najtrudniejsze w mojej pracy? Niektórzy powiedzą, że zmęczenie wielogodzinnym siedzeniem za kierownicą, inni, że rozłąka z rodziną czy strach przed wypadkiem. A ja? Nie mogę przywyknąć do widoku rozjechanych zwierząt na trasie, za każdym razem mam łzy w oczach i nie mogę się uspokoić.

#VEaO4

Polska piłka nożna to wieczna saga o „nic się nie stało”. Co cztery lata ta sama historia: nowa drużyna, nowy trener, nowe nadzieje… i stary rezultat. Wygląda na to, że ten melodramat jest bardziej stały niż jakiekolwiek inne nasze narodowe tradycje. Zmieniamy skład, jakby to była gra w karty, ale wynik jest zawsze ten sam: smutne twarze i chóralne „Polacy, nic się nie stało”.

Najwyższy czas zaakceptować, że jesteśmy mistrzami w byciu niemistrzami. Przynajmniej jesteśmy w czymś konsekwentni. I niech nikt nie mówi, że nie mamy poczucia humoru, bo śpiewać o porażce z takim zapałem to już sztuka.

#uCPUL

Zdaniem mojej matki byłam nie tylko tłusta, ale i obleśna, zapryszczona, ohydna. Tak obrzydliwa, że ludziom miało chcieć się rzygać na mój widok. Pamiętam, jak raz zawlokła mnie za włosy przed lustro i krzyczała, żebym na siebie popatrzyła, bo tak nie wygląda normalny człowiek. Święcie w to wierzyłam. Przez lata codziennie walczyłam ze sobą, by wyjść z domu, bo wstydziłam się pokazywać ludziom na oczy. Próbowałam dbać o siebie, ćwiczyć, ograniczać jedzenie, ale nawet w najśmielszych marzeniach nie wyobrażałam sobie, że kiedyś będę chociażby normalna. Chciałam być zwyczajnie brzydka, ale nie ohydna, nie taka, by ludziom robiło się niedobrze.
W końcu mama zrobiła dla mnie jedna dobrą rzecz – zmusiła mnie do pójścia do endokrynologa. Okazało się, że nie dziwota, iż „normalne” diety nie działały, a podstawowe badania nic nie wskazywały. Był szpital, specjaliści, wreszcie wyjaśniło się, co mi jest. Specjalna dieta i leki pomogły. Wreszcie byłam zwyczajnie brzydka.
Skoro jednak dieta i leki pomogły i doprowadziły mnie do prawidłowej wagi, pomyślałam, że mogę bardziej, więcej. Zaczęły się bulimia i lekomania. Do tego odkryłam, że jako zwyczajnie brzydka i cholernie łatwa dziewczyna wzbudzałam zainteresowanie. Cieszyło mnie to i byłam w stanie niewyobrażalnie się upokorzyć, byle tylko zasłużyć na czyjąś uwagę. Gdyby nie ślepy traf i niezwykle szczęście, które postawiło na mojej drodze cudowną osobę, nie wiem, gdzie bym dzisiaj była.

A teraz smaczki.

Smaczek 1.
Niedawno przypadkiem znalazłam swoje zdjęcia z tego ohydnego okresu. Byłam w szoku. Ze zdjęć patrzyła na mnie normalna, sympatyczna, zdrowa dziewczyna. Brzydko ubrana (bo pamiętam, że nie widziałam sensu w dbaniu o strój), z małym brzuszkiem widocznym wtedy, gdy siedziałam i paroma pryszczami na buzi – jak każda nastolatka. Pewnie miałam lekką nadwagę, ale gdzie te obrzydliwe wory tłuszczu i gnijąca skóra, które powinnam chować przed wzrokiem ludzi?
Smaczek 2.
Mama zwierzyła mi się, że miała do swojej matki ogromny żal o to, że zabiła w niej poczucie własnej wartości i szydziła z jej wyglądu.

#cfs0J

Mam prawie 53 lata i jestem szczęśliwy. Mam kochającą żonę i kilkoro oddanych przyjaciół, mieszkam za granicą w ciepłym kraju na południu Europy i nie muszę w życiu robić już prawie nic – na pracę (zdalną) poświęcam kilka godzin w tygodniu, by żyć na normalnym poziomie, z pełnym ubezpieczeniem medycznym i bez żadnych stresów. Mój dzień? O 10 rano na plażę, o 16 obiadek, potem wizyta u znajomych albo zakupy, godzina pracy (albo grania w gry komputerowe), wieczorem film albo dobra książka. I tak od paru lat. Polską politykę mam w dupie, to wieści z jakiegoś odległego i bardzo już egzotycznego kraju. Nie zawsze było tak różowo, były olbrzymie problemy finansowe, myśli samobójcze i ogólna ch..nia ze wszystkim plus zdrada i okradzenie przez najbliższą rodzinę. Ale wtedy pojawiła się kobieta, która jest i zawsze będzie moim aniołem. Ona dała mi wiarę w siebie, chęć do walki i bezgraniczną miłość. Dziś jest moją żoną i największym szczęściem, i dzięki niej mam wszystko, czego chcę, a przede wszystkim bezgraniczną wiarę, że WSZYSTKO możesz osiągnąć, jeśli tylko chcesz zawalczyć o swoje życie. Walcz o to zawsze i do końca, do ostatniego oddechu i olej „przyjaciół”, którzy wiedzą „lepiej”. Pozdrawiam Cię!

#KqEVP

Zaczęły mnie boleć kolana po wewnętrznej stronie. Myślałem, że coś sobie naciągnąłem, a okazało się, że mam krzywy kręgosłup, startą przestrzeń międzykręgową i przepuklinę na kręgosłupie. Mam dopiero 27 lat. Nie jestem w stanie wykonywać mojej dotychczasowej pracy, bo opierała się na dźwiganiu, jestem na L4 i czekam na zabiegi rehabilitacyjne. Lekarz powiedział, że muszę zmienić pracę na mniej obciążającą fizycznie. Czuję, że teraz już zupełnie wszystko mi się posypało. Straciłem zdrowie, zarabiam 80% najniższej krajowej, zaraz stracę pracę i mam pół roku na znalezienie innej.  Nie mogę pracować fizycznie przez kręgosłup, nikt mnie nie zatrudni do pracy umysłowej, do obsługi ludzi nawet w głupim sklepie, bo seplenię i się zacinam i mam prezencję gnoma. L4 mogę ciągnąć pół roku, później mnie wywalą. Żyję na wynajętym pokoju. Nigdy nie wiedziałem, co to szczęście, nigdy nie miałem dziewczyny. Naprawdę chciałem coś z sobą zrobić, chciałem w końcu przestać być nikim, zawalczyć o siebie tak na poważnie, a życie znów mi rzuciło kłody pod nogi, zabierając zdrowie.
Do niczego się nie nadaję, jestem nikim i nigdy nic nie osiągnę, zostałem stworzony, żeby inni mogli mnie wykorzystywać, śmiać się ze mnie i kopać. Dlaczego jednym dane jest wszystko, a drudzy rodzą się brzydcy, mało inteligentni i w biednej rodzinie? Boli psychicznie. To jest strasznie niesprawiedliwe.

#avhGZ

Kiedy byłam małą dziewczynką, miałam majtki w zegary.

Pewnego dnia wyszłam ze starszą siostrą na dwór. Miałam na sobie spódniczkę, a pod nią właśnie te majtki. Nie wiem co mną pokierowało, ale co chwila podnosiłam spódnicę jak najwyżej się dało i darłam się na całe osiedle „GODZINA SIÓÓÓDMA!!!”.
Siostra paliła się ze wstydu, a dla mnie to była wyborna zabawa ;)

#jYL2q

Studiuję na Uniwersytecie Warszawskim. Mój kierunek wymaga sporo czytania, więc parę razy w tygodniu korzystam z BUW-u (Biblioteki Uniwersyteckiej w Warszawie). Są tam komputery, na których można skorzystać z katalogu biblioteki, sprawdzić sygnaturę czy zamówić książki. O dziwo, spora część ludzi po użyciu owych komputerów zapomina wylogować się ze swoich kont bibliotecznych, co stało się źródłem mojej rozrywki.

Za każdym razem, gdy zobaczę zalogowaną osobę, zamawiam na jej koncie ilustrowaną wersję „Kamasutry”, do odbioru w wypożyczalni.

#3z76j

Chodziłam do „prestiżowego” liceum, gdzie sporo było osób z bogatszych domów. Moi rodzice nigdy nie mieli pieniędzy, częściowo przez własne złe decyzje, nigdy nie chciałam skończyć tak jak oni (ja wiem, że może zabrzmi źle, ale trudno).
Nie dość więc, że sporo się uczyłam, to kiedy tylko mogłam pracowałam – brałam pracę w wakacje, nocki, weekendy w czasie roku szkolnego. Nie zawalałam szkoły, ale prymusem też nie byłam. Chętnie szłam do znajomych na osiemnastkę czy inną imprezę, ale wspólne wyjazdy odpuszczałam – nawet jeśli miałam wystarczającą ilość gotówki, to wiedziałam, że bolałoby mnie wydanie tych pieniędzy na wyjazd, tym bardziej że znajomi nie organizowali ich tanio. To były naprawdę fajne, miłe i kochane osoby, ale czasami patrzyłam na nich jak na dzieci. Pamiętam, jak kiedyś ktoś zapytał mnie, czemu idę do pracy i powiedziałam, na co potrzebuję zarobić. Odpowiedziało mi zdziwienie: „Czemu nie poprosisz rodziców?” (no że też na to nie wpadłam!) połączone z: „Jeśli im powiesz, że bardzo ci zależy, to na pewno ci dadzą”. No nie. Tak to nie działa.

Wiele osób, również dorosłych i nauczycieli, próbowało mnie przekonać, że niszczę sobie młodość, że pieniądze kiedyś się zarobi, a teraz powinnam się bawić. Fajnie, tylko za co. I jak bawić się, kiedy masz do opłacenia rachunki i jeszcze do tego ową zabawę. Nikt nie rozumiał prostej logiki – nie idę do pracy, to nie mam za co się bawić, więc zabawa z tego żadna. Nikt nie rozumiał, że chciałam się z tej biedy wyrwać jak najszybciej i nic nie dawało mi większej radości i satysfakcji niż pieniądze, które odkładałam na koncie. Żadna impreza, żaden wyjazd, żaden ciuch czy kosmetyk nie był wart dla mnie tyle, co pieniądze na czarną godzinę.

Zdążyłam uzbierać wkład własny, zanim ceny mieszkań zaczęły rosnąć w strasznym tempie. Jestem sobie tak niesamowicie wdzięczna za to, że nie ugięłam się, kiedy wszyscy przekonywali mnie, że tracę młodość. Bo wciąż jestem młoda, mam 25 lat. Mam też fajnego męża, mieszkanie, doświadczenie w zawodzie, stałą pracę i nigdy jeszcze w życiu nie czułam się tak dobrze. Zero stresu. W porównaniu z tym co przeżyłam, moje aktualne życie to bajka. A wystarczyło, że dałabym się namówić na to, żeby sobie wtedy odpuścić. Osoby, które wtedy mnie do tego namawiały, bo „pieniądze kiedyś się odrobi”, dzisiaj dostają wkład własny na mieszkanie od rodziców. I cieszę się z tego, że mają dobrze, ale zwyczajnie wiem, że ja w tym momencie nie miałabym absolutnie nic, a pewnie jeszcze i długi.
Pieniądze szczęścia nie dają? Mi dały.
Dodaj anonimowe wyznanie