#hCvLV

Będąc w trzeciej klasie podstawówki, zostałem dilerem trawki. A było to tak: Mój kolega miał starszego brata, który to popalał sobie ziółko i tenże kolega co i rusz zdobywał nowe informacje na temat tego specyfiku. Oczywiście dzielił się z nami tymi wszystkimi plotkami. Pamiętam, że duże wrażenie zrobiła na mnie cena, jaką trzeba było zapłacić za torebkę z takim suszem. W przeliczeniu – małe zawiniątko miało rynkową wartość ośmiu dużych paczek czipsów! Kompletnie nie potrafiłem zrozumieć, jak to możliwe, że ludzie chcą płacić takie pieniądze za szczyptę trawy – produktu, jak by nie patrzeć, dość powszechnego.

Kilka dni zajęło mi wyskubanie połowy trawnika przed domem mojej babci oraz wysuszenie moich zbiorów. Później poporcjowałem „działki” i każdą zawinąłem w małe kawałki papieru. Przez tydzień łaziłem po szkole i opowiadałem dzieciakom historie, które to wcześniej przekazał mi kolega – mówiłem, że to fajny narkotyk, że ludzie się po tym śmieją, że jedzenie smakuje lepiej… I wiecie co? Sprzedałem towaru za 30 zł! To bardzo dużo paczek czipsów!

Szkoda, że żadnej nie kupiłem, bo wkrótce moi rodzice zostali wezwani do pani dyrektor, a ja dostałem surową reprymendę. Musiałem oddać cały mój zarobek i na tym skończyła się moja zawrotna kariera barona narkotykowego z podbazy.
Dragomir Odpowiedz

I tak właśnie szkoła zabija dziecięce marzenia...:)

upadlygzyms

I inicjatywę.

Dodaj anonimowe wyznanie